2. Popisowe danie.

249 5 6
                                    

Następnego dnia byłam cholernie zmęczona. Obok mnie nie było już Steph, to znaczy że jest już po dwunastej, a ja musiałam przypadkiem zasnąć. Wsumie chociaż trochę pospałam.

- Wyspałaś się? - usłyszałam pytanie, przez co krzyknęłam i odruchowo wzięłam poduszkę po czym rzuciłam ją w stronę dziewczyny.
- Czy ty jesteś normalna?! Wiesz jak się wystraszyłam?! - wrzasnęłam łapiąc się za serce. Dosłownie w kilka sekund się rozbudziłam. Brunetka zrobiła najpierw smutną minę a później obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Tak, wyspałam się. - skłamałam odpowiadając na wcześniejsze pytanie.
- Cieszę się, ja też. - uśmiechnęła się i kontynuowała swoją poranną jogę. Takie tam byle jakie rozciąganie robiła od dziewięciu lat. Od kąd zmarł jej tata...
- Która godzina? - spytałam przecierając jeszcze zmęczone i klejące się oczy
- Dziesiąta dwadzieścia jeden. - co...
- Japierdole. - mruknęłam.

Wstałam z łóżka i ruszyłam do mojej jeszcze nie rozpakowanie walizki.

Wyciągając jakieś ubrania zetknęłam na Mariane i ja to jak się ubrała. Jaki ma styl? Dziewczęcy. Często widzę ją w sukienkach, spódniczkach, czy eleganckich spodniach i ładnych topach. Dzisiaj miała na sobie jaskrawą bluzę, biała bluzkę oraz zwykle jeansy. Normalka.

Ja uznałam że postawie dzisiaj na luz, oraz założę bojówki, i jakaś większą bluzkę w kaczki. Stereotyp hehe.

- Zaraz wrócę. - powiedziałam i ruszyłam do łazienki gdzie wzięłam krótki i przyjemny prysznic, umyłam zęby, przebrałam się oraz wysuszyłam sobie włosy. Minęło jakieś niecałe dwadzieścia minut zanim zdążyłam się doszczętnie ogarnąć ale w końcu zeszłam na dół.

Myślałam że to co stało się ostatnio to był po prostu sen ale nie. Jestem w tym ogromnym domu z tyloma pokojami i tym wszystkim. To nierealne!

- Cześć Lamciu, już wstałaś? - spytała ciocia wychodząca ze swojej sypialni. Spojrzałam jeszcze na godzinę która wskazywała trzynastą trzydzieści osiem. W sumie spoko.
- Tak, dziękuję że pytasz, a wiesz może gdzie tata? - zapytałam.
- W kuchni robi jakieś popisowe danie. - popisowe danie to tak naprawdę naleśniki w różnych kształtach. Serduszka, gwiazdki, koła, paski wszystko. Tylko jemu wychodzą takie zmutowane. Mimo wszystko są przepyszne!
- Dzięki, jak coś Steph jest u siebie. - kiwnęłam do niej głową po czym zaczęłam schodzić po schodach.

Już w połowie poczułam ten piękny zapach, aromat popisowego dania taty. Zawsze pachniało tak samo pięknie i smakowicie.

Gdy już zeszłam wolnym krokiem doszłam do taty który akurat nalewał ciasto na patelnię. W jednej dłoni trzymałam telefon a drugą przytuliłam tatę.
- Jak się spało cukiereczku? - zajebiście kurwa.
- Dobrze. Wygodne łóżko, a tobie? Wyspałeś się? - uśmiechnęłam się do niego.
- Tak średnio. Musiałem załatwić kilka spraw w temacie pracy i różnych nieciekawych rzeczy. - mruknął zmęczony.

On też nie miał łatwo.

- Tak... - westchnęłam. Zajęłam miejsce na krześle przy stole kuchennym. No w jadalni po prostu, Jezu.
- Jak przyjdzie Popy i Mariana to musimy omówić kilka spraw. - oj. Nie powinnam się bać bo pewnie to jakieś pytania i w ogóle takie nudy.
- Ok. - fuknęłam podkradając jednego naleśnika o kształcie litery o. No cóż.

Chwilę pogadałem z tatą, a chwilę później doszła do nas ciocia i moja przyjaciółka. Każdy usiadł i zaczęliśmy jeść posiłek poprzednio poprzynosić rzeczy na stół takie jak nutellą, talerze i tak dalej.

- Więc... - zaczął tata przełykając ostatniego kęsa swojego dania. - Myślę że dom wam się podoba. Co do pokoi można je przemalować ale myślę że to nie będzie konieczne. Ale mam do was kilka pytań. - kontynuował gdzie każdy go słuchał uważnie. - Czy wolałybyście wrócić do szkoły już jutro czy w przyszłym tygodniu? - Japierdole ja nie chcę iść nigdzie indziej sos zkoly. Tylko tam gdzie mam przyjaciół.

Zapanowała cisza. Spojrzałam na Mariane która oczekiwała odpowiedzi ode mnie.
- Myślę że... - chciałam odpowiedzieć ale przerwał mi dzwonek telefonu. Sparaliżowało mnie. Dylanek <33. Każdy spoglądał na mnie, a ja przeprosiłam na chwilę i odeszłam od stołu do salonu. Odetchnęłam po czym odebrałam.

- Halo? - powiedziałam niepewnie. Wiedziałam że to on ale zawsze tak mówiłam.
- Hej... - usłyszałam ten zachrypnięty głos w słuchawce. Kochałam ten głos. Ale czy ja wiem co to miłość?
- Nie powinieneś być przypadkiem w szkole? - uśmiechnęłam się aby przerwać tę ciszę która nastąpiła po krótkiej wymianie przywitania.
- Zwiałem z dwóch ostatnich lekcji. Sama nuda. - parsknął a ja mu zawtórowałam.
- Obstawiam majca i chemia. - zaśmiałam się uradowana.
- Dokładnie. - potwierdził a ja czułam że on również się lekko uśmiecha. - Jak tam u ciebie? - spytał a mi natychmiast zniknął uśmiech z twarzy.

- Wiesz... jakoś tak... nie wiem. Raz jest aż tak źle że chce zniknąć a raz tak dobrze że żałuję że tak nawet mogłam pomyśleć. - odparłam niezadowolona takim biegiem tematu.
- Dziewczynko... tęsknię. - wyszeptał.
- Ja też. Nie długo się zobaczymy spokojnie. - nie wiem kogo chciałam tym tekstem przekonać. Mnie czy jego.
- To może nie być takie proste. - westchnął. Zamurowało mnie.

Usłyszałam jak tata wolał moje imię z kuchni.
- Chwila! - odkrzyknęłam już na skraju płaczu. - Ale... czemu? - zamrugałam kilka razy aby pozbyć się łez.

Normalnie bym za nim nie tęskniła gdyby nie fakt że dzielą nas jakieś cztery godziny drogi samochodem. Jak nie więcej.

- Zaraz ci powiem. - zachichotał po czym sygnał się urwał. Aha...

Przetarłam oczy i znowu się sztucznie uśmiechnęłam. Wróciłam do reszty która już kończyła naleśniki.
- Kto dzwonił? - spytał tata.
- Nikt ważny. - mruknęłam w odpowiedzi.
- Lamiro. - warknął.
- Monet. - powiedziałam ale przypomniałam sobie że jest ich jebana szóstka. - Dylan. Dylan Monet. - wiedziałam że tylko Steph wie iż nie jestem szczęśliwa. On wie więcej niż ja o sobie.

- Co chciał? - dopytywał.
- Jutro. - przerwałam mu. Napotkałam się że zdziwionym spojrzeniem cioci.
- Co jutro? - spytała Mariana.
- Jutro chcę wrócić do szkoły. - to zła decyzja.

- Dobrze. - wzruszył ramionami ojciec. Nieraz poważnie mnie wkurwiał. I to jeszcze robił to specjalnie.

- Wieczorem przyjdzie mundurek dla ciebie i reszta potrzebnych rzeczy. - mówił oschle. Czemu? Bo nie podobała mu się moja relacja z Dylanem.
- Jasne. - przytaknęłam i zasiadłam ponownie do stołu.

Gadałam na luzie ze Steph gdy nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi na co cicho przełknęłam że strachu.
- Spodziewacie się kogoś? - zapytała ciocia na co każdy pokręcił przecząco głową. Nie miałam zamiaru się ruszać i patrzeć kto zaszczycił nas swoimi odwiedzinami.

- Idę otworzyć. - westchnęła zrezygnowana ciocia. Jadłam w spokoju swoje śniadanie nucąc sobie piosenkę moral of the story. Od rana ciągle chodzi mi po głowie.

- Lamcia! Ktoś do ciebie! - krzyknęła do mnie ciocia. Zdziwiona wstałam od niechcenia z krzesła i niechętnie ruszyłam w stronę drzwi.
- Co? - warknęłam wkurzona że nie mogłam dojeść mojego ulubionego jedzenia.

Cholera! DYLAN!
- Ja cię pieprzę. - mruknęłam i natychmiast go przytuliłam. Znaczy no... rzuciłam się na niego obwieszając nogi wokół jego bioder.

Nie wiedzieliśmy się jedynie jeden dzień ale chuj w to. Spojrzałam ukradkiem na ciocie która uśmiechała się do nas.
- Wejdźcie. - zaśmiała się.

Szczęśliwą postanowiłam zabrać głos.
- Dlatego z lekcji z lekcji? - spytałam tuląc się do jego szyi.
- Nawet nie poszedłem do szkoły. - parsknął prześmiewczo. Typowy Dylan.

- Dylan... - oderwałam się od jego szyi i spojrzałam mu w oczy ciągle wieszając się na nim. Jednak utrzymanie mnie nie sprawiało mu jakiejś wielkiej trudności.
- Dla ciebie wszystko. - mruknął pociągająco przez co musiałam go cmoknąć.

W usta. No a jak haha.

Nie był to jakiś zachłanny pocałunek a jedynie taki leciutki. Jednak od razu go przerwałam gdy spojrzałam na wkurwionego tatę.
- Co się stał... - spytał Dylan. Ale chyba szybko skumał o co mi chodzi. - O kurwa. - no to palnąłeś kometę debilu.

Ale ciągle nie zeszłam z jego bioder.

Długo i szczęśliwie - Dylan Monet Where stories live. Discover now