Baba Joga i bas alarm

4 1 0
                                    

Oczekiwany dzień nadchodzi na nogach Czak Doris. Wyłapuje nas po kolei i bez słowa taszczy na drzewo Baby Jogi. Wszyscy czworo pod pachą gorylicy wyglądamy jak pęk zwiędłych warzyw. Z dredami i spódniczką z oklapniętych liści pasuje tu najbardziej. W mocnym uścisku nie mogę złapać tchu, ale i tak jestem bliski euforii. Nie muszę się wspinać na to drzewo. Pal sześć stracony czas na treningi. Przynajmniej nauczyłem się czegoś nowego. Prawie.

Na górze Czak Doris wbija nas po kolei w siedziska jak świeczki w tort urodzinowy. Suche gałązki, na których siedzimy, dają się we znaki, ale nikt nie ma odwagi poprawić siadu. Zapada cisza, napięcie rośnie, Czak Doris stoi nad nami, jakby pilnował dyscypliny.

Mieszkanie jest po małpiemu skromne. Gęsto rosnące konary zapewniają ciszę i spokój. Widać, że pokoi jest kilka, a my siedzimy w największym. Brak jakiejkolwiek podłogi przyprawia o dreszcze i już rozglądam się za miejscami, po których ewentualnie będę mógł stąpać. Jedyna rzecz, która wyróżnia to mieszkanie od innych, to hamak zrobiony z ogromnego liścia. Musi być często używany. Wyraźnie widać ślad odciśniętego ciała.

Najbardziej zdenerwowany jest Elwir. Ssie kciuk i kołysze się. Zdobywa się na odwagę i szepcze mi do ucha, że nie zdążył wziąć obrazu namalowanego dla Baby Jogi. Zanim skończył, oberwał w ucho od Czak Doris, która przyłożonym palcem do ust nakazała ciszę. Bolid aż się skulił i wbił mi pazurki w głowę. Teraz oczy mam wielkie, jakbym zbyt mocno spiął włosy w kucyk. Dioda robi wrażenie niczym nieskrępowanej. Ogląda paznokcie. Gdy obrywa za to w ucho, śle gorylicy całusa i układa dłonie w kształt serca. Dalej ogląda paznokcie.

Ciszę i oczekiwanie przerywa nagle jakiś hałas dobiegający znad naszych głów. Coś jakby szamotanina a później dobiegają nas czyjeś słowa.

– Doris? Jesteś tam?

– Tak, Babo.

– Alarm. Nie mogę się odczepić od gałęzi. Czy możesz to załatwić?

– Tak, Babo.

Czak Doris w mgnieniu oka wskakuje na wyższe konary. Po kilku jękach i okrzykach wraca z Babą Jogą splątaną w kłębek.

– Chyba przesadziłam z jogą. Już nie ten wiek. Te drzewa zbyt szybko się starzeją, a na starość nie chcą współpracować. Zastanowię się, czy jeszcze warto zadawać się z tymi ramolami.

Czak Doris rozplątuje ją i wygodnie sadza na hamaku. Baba Joga ma sierść przyprószoną siwizną a długie, srebrne włosy na brodzie ma uplecione w cienki warkoczyk. Spodziewałem się kogoś majestatycznego a mam przed sobą sympatyczną staruszkę. Od razu budzi moją sympatię i zaufanie. Dziwi mnie, że wszyscy się jej wręcz boją.

Czak Doris przedstawia nas po kolei. Idę na pierwszy ogień. Wstaje i kłaniam się uprzejmie. Coś chyba jest nie tak. Baba Joga zaczyna się śmiać a zaraz potem parska Dioda.

– Skąd wytrzasnąłeś tę spódniczkę? – pyta Baba Joga zanosząc się śmiechem. – Z dziwexu?

Zawstydzony zapominam języka w gębie. Czak Doris zrywa ze mnie niestosowny strój i wciska mi ją w dłoń. To powoduje u Baby Jogi jeszcze większy ubaw. Kładzie się na hamaku, zasłania oczy obiema rękami i prawie płacze ze śmiechu. Siada ponownie i patrząc na moje gatki w dinozaury, kiwa z niedowierzaniem głową.

– Z tego samego dziwexu?

Atmosfera staje się luźna, choć wiem, że to moim kosztem. Kątem oka spoglądam na Diodę. Pewnie w duchu tryumfuje, że tak dałem się wrobić ze spódniczką.

Gedeon w Las MałpasOù les histoires vivent. Découvrez maintenant