Rozdział trzeci

1.3K 202 14
                                    


Madison

Radosny śpiew ptaków obudził mnie już o świcie. Z uśmiechem na twarzy przeciągnęłam się leniwie i usiadłam na materacu. Nie pamiętałam, kiedy spałam tak dobrze. Postanowiłam wykorzystać swój dobry nastrój. Zeskoczyłam z łóżka, po czym zapukałam do pokoju Harper.

– Wstawaj! Mamy piękny dzień!

Dziewczyna otworzyła drzwi kilka sekund później. Była już ubrana, ale rozczochrane włosy zdradzały, że obudziła się niedługo przede mną.

– Skąd ten dobry humor?

– Nie mam pojęcia. Po prostu obudziłam się i uznałam, że to będzie piękny dzień. Mimo wszystko.

– Mimo wszystko?

– Pamiętasz o oficjalnym spotkaniu?

– Ach, tak. Mam brać udział w przygotowaniach. Swoją drogą, przygotowania do rozmowy? Czy to nie jest aż zanadto formalne? Nie mogłybyście usiąść w salonie z notesami w dłoniach? Poza tym, o ile mi wiadomo, królowa ustaliła większość dat sama.

– Oczywiście, że byłoby prościej. Gdyby to ode mnie zależało, z pewnością tak właśnie bym uczyniła. Królowa Elizabeth jest jednak kobietą słynącą z przesadnej obsesji dotyczącej organizacji. Moja matka wcale nie jest lepsza.

– A więc... co chcesz robić? – zapytała podekscytowana.

– Myślałam o zwiedzeniu królestwa. Większość poddanych z pewnością mnie nie rozpozna, a ja będę mogła poznać bliżej tych ludzi i ich zwyczaje.

– Pomysł jest wspaniały, ale królowa Caroline...

– Właśnie dlatego nie z nią będę rozmawiać.

– Król?

– Yhym. – Uśmiechnęłam się przebiegle, po czym pomachałam dłonią przed Harper. – No już, szykuj się. Jeśli nam się uda, złapiemy tatę przed śniadaniem.

Sama także zabrałam się za przygotowania. W łazience spędziłam kwadrans, a gdy wróciłam do sypialni, Harper już na mnie czekała. Weszłam do garderoby, w której znalazłam piękną sukienkę w kolorze różowego pudru. Wystarczająco skromną, by w tłumie ludzi uchodzić za kogoś wysoko postawionego, ale nie na tyle, by kojarzyć mnie z rodziną królewską. To musiało wystarczyć.

Zeszłyśmy na dół, w poszukiwaniu króla Wilhelma. Szczęście mi dopisało, gdyż ojciec stanął na naszej drodze, zmierzając zapewne na zewnątrz. Miał w zwyczaju spędzać pięć minut na świeżym powietrzu, po którym dopiero siadał do śniadania i obowiązków.

– Czy możemy chwilę porozmawiać? – zapytałam, robiąc minę niewiniątka, która zawsze go rozczulała.

– Potowarzyszysz mi? – Zaproponował, oferując swoje ramię.

– Z wielką przyjemnością.

Harper szła kilka kroków za nami. Wystarczająco blisko, by nas widzieć, ale zbyt daleko, by usłyszeć rozmowę. Nie przeszkadzała mi jej obecność i wciąż uważałam, że nie powinna zachowywać się moja służąca, ale szanowałam zasady i tradycje, które nie mogły zostać naruszone. Wyszliśmy przez taras znajdujący się w głównym salonie na parterze, tuż obok znajdował się początek ogrodu, na którego ścieżkę ruszyliśmy wolnym krokiem.

– Chciałaś o czymś porozmawiać?

Głos ojca zawsze działał na mnie uspokajająco. Z jednej strony czuć było w nim władzę, ale z drugiej melodyjność troski sprawiała, że zauważałam już tylko ją.

Ciężar KoronyWhere stories live. Discover now