Rozdział dwunasty

1K 158 8
                                    


Madison

Lucky czuł się zagubiony i całą noc popiskiwał, nie dając mi zmrużyć oczu. Próbowałam go przytulić, uspokoić, ale on nie dawał za wygraną. Czy ten dzień mógł skończyć się jeszcze gorzej? Trudno było wymyśleć coś bardziej okrutnego. Moje przeklęte urodziny okazały się katastrofą, spotkanie z księciem było jeszcze gorsze. I nawet pies nie dał mi odetchnąć. W efekcie wszystkich wydarzeń na śniadaniu pojawiłam się spóźniona i zupełnie nieogarnięta. Wymamrotałam przeprosiny po czym usidłam przed stołem i dopiero wtedy zauważyłam naprzeciwko mnie Luke'a. Nie byłam głodna, ale wtedy już zupełnie straciłam apatyt.

– Źle się czujesz? – odezwał się książę Aaron.

– Nie, po prostu się nie wyspałam. – Wymusiłam uśmiech. – Przyjęcie urodzinowe mnie wykończyło, a Lucky nie mógł się odnaleźć w nowym miejscu.

– Mogę zabrać go dziś do siebie – zaoferował Luke. – Nie będzie mu łatwo przyzwyczaić się do nowego miejsca. To zajmie kilka dni, do tego czasu mogę ci pomóc.

– Ja jej pomogę – wycedził Aaron.

– Ty, mój drogi bracie, możesz pomóc przy cholernie ciężkim w utrzymaniu koniu. Bez urazy, ale nie dałbym ci pod opiekę nawet spokojnego i radosnego psa.

– Dam sobie radę – odezwałam się, nim zdążyli rozpętać kolejną awanturę. – Mam jeszcze Harper.

– Czy możemy skupić się na jedzeniu, proszę? – królowa Elizabeth zabrała głos.

Kiwnęłam głową i sięgnęłam po tost, robiąc to dokładnie w tym samym momencie, co Luke. Nasze palce zetknęły się ze sobą, a ja mimowolnie odskoczyłam, niczym po poparzeniu. Moja zbyt impulsywna reakcja nie umknęła uwadze nikomu, co dodatkowo mnie zestresowało. Książę uśmiechnął się, przysuwając do mnie półmisek. Wzięłam tost, uciekając wzrokiem nie tylko od niego, ale od narzeczonego, którego spojrzenie czułam na policzku. Dosłownie paliło mnie równie mocno co wstyd.

Po śniadaniu niemal uciekłam z jadalni. Wiedziałam, że jeśli się nie pośpieszę, Luke znajdzie okazję na zbliżenie się do mnie, a do tego dopuścić przecież nie mogłam. Wtargnęłam do salonu w moim skrzydle niczym huragan, wystraszając przy tym Harper.

– Już się bałam, że spełnił się mój koszmar o natarciu królowej Elizabeth!

Zaśmiałam się przez moment. Opowiadała mi o tym śnie i trzeba było przyznać, że był równie przerażający, co zabawny. Kucnęłam, by przywitać się z Lucky'm, po czym podeszłam do okna, by uspokoić się widokiem idealnie zadbanych kwiatów.

– Dowiedziałaś się czegokolwiek, co mogłoby pomóc mi w realizacji planu? – zapytałam z nadzieją przyjaciółki.

– Gdyby tak było, od razu byś o tym wiedziała. Oprócz tego, że książę jest kobieciarzem i lubi grać na nerwach całej rodzinie, nie dowiedziałam się niczego więcej. Ethan milczy, a ja go nie wypytuję, by nie wzbudzić podejrzeń. Zresztą dopiero zaczęłam w ogóle z nim rozmawiać.

– A więc muszę czekać – jęknęłam niezadowolona. – Oszaleję, Harper.

– Coś się stało?

– Wariuję. Nie widzę innego wyjaśnienia.

– Chyba nie rozumiem.

Podeszłam do dziewczyny, zajmując miejsce na kanapie tuż obok niej.

– On działa na mnie zbyt intensywnie. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Dziś przypadkiem dotknęłam jego dłoni i miałam wrażenie, że przez całe moje ciało przebiegł prąd.

Ciężar KoronyWhere stories live. Discover now