Rozdział dwudziesty drugi

764 157 10
                                    


Madison

Nazajutrz obudziłam się już jako nowa osoba. Nie spałam całą noc, bo najpierw próbowałam się uspokoić, a później obmyśliłam plan, który miał mi pozwolić przetrwać. Tak też usnęłam, gdy zaczęło świtać i choć byłam niewyspana, miałam wile pozytywnej energii.

W salonie spotkałam Harper, która na początku nie zdała sobie nawet sprawy z mojej obecności. Siedziała na fotelu, wpatrując się w punkt przed sobą. Podskoczyła, gdy odkrzyknęłam i spojrzała na mnie w lekkim szoku.

– Wszystko w porządku? – zapytałam z troską.

Nie spodziewałam się, że ona i Ethan tak bardzo się do siebie zbliżyli. Nic na to nie wskazywało. Co prawda ostatnie dni były intensywne i nie miałyśmy dla siebie zbyt wiele czasu, ale mimo wszystko trudno było mi pojąć, że moja przyjaciółka była zakochana.

– Nie – odparła smutno. – Nie odpisuje na moje wiadomości, a napisałam ich już kilkadziesiąt. Jakbym przestała dla niego istnieć, a przecież kilka dni temu... – Zacisnęła usta.

– Co kilka dni temu? – zapytałam, choć domyślałam się, co chciała powiedzieć.

– No wiesz...

Uśmiechnęłam się ze współczuciem i podeszłam na przyjaciółki, zajmując fotel obok niej. Złapałam ją za rękę i z pewnością w głosie oznajmiłam:

– On wróci. Jestem tego pewna. Do tego czasu musimy sobie poradzić w tym miejscu. Moi rodzice wyjadą i zostanę skazana na łaskę królowej. Potrzebuję cię.

Od razu się wyprostowała, dając mi znak, że jest gotowa.

– Co mam robić?

– Słuchać. Służba lubi mówić, a my musimy słuchać. Po śniadaniu pożegnam się z rodzicami i rozpocznę otwartą wojnę z królową.

– To brzmi bardzo poważnie.

– Nie poddam się. Nie dam jej tej satysfakcji. Muszę walczyć. Mam nadzieję, że Aaron stanie po mojej stronie.

– A jeśli tego nie zrobi? Zostaniesz?

Zawahałam się.

– Wiesz, Harper... Czerń i biel to nie jedyne kolory.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– W razie konieczności stworzę szarość w najbardziej odpowiadającym mi odcieniu.

– Wciąż nie rozumiem.

Wstałam z fotela i spojrzałam na nią z góry.

– Wygram. Liczyłam, że Luca mi pomoże, ale poradzę sobie sama.

Po tych słowach odeszłam, by przygotować się na śniadanie, które miało zbliżyć mnie do kolejnego etapu. Czułam, że królowa Elizabeth liczyła na moje poddanie się jej woli, ale nie mogłam tego zrobić. Nie miała już wyjścia, nie mogła zerwać naszych zaręczyn tylko dlatego, że nie wykonywałam jej rozkazów. Wyglądało na to, że miałyśmy równe szanse.

Podczas posiłku trwała ożywiona rozmowa dotycząca ślubu, choć ani ja ani Aaron nie braliśmy w niej udziału. Znów wszystko miało odbyć się bez naszej ingerencji, jakbyśmy byli nic nie znaczącymi marionetkami. Kiedy słuchałam pomysłów naszych rodziców i spojrzałam na księcia, miałam wrażenie, że myśli dokładnie to samo. W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały, więc postanowiłam to wykorzystać.

– Ślub na świeżym powietrzu... Płatki białych róż, tworzące ścieżkę do ołtarza, skrzypce i... piwonie – wyszeptałam, wiedząc, że wszyscy i tak to słyszą. – Co o tym myślisz, książę?

Ciężar KoronyWhere stories live. Discover now