Rozdział 58

727 51 4
                                    



- Gdzie ona do cholery jest? 

Zerkam od kilku minut w stronę wyjścia z hali. Margo powinna była już chwilę temu wrócić do swojego stanowiska... I mnie.

- Może tam też jest kolejka? - Mia zerka na mnie nerwowo, rozdając przy okazji broszury książek mojej narzeczonej.

William i Bruce stoją zaraz przy mnie, skanując tłum dookoła. Pod ich marynarkami widać zarys broni przypiętej do paska z kaburą. Jeszcze kilka miesięcy temu uznałbym, że to kompletnie niepotrzebne wyposażenie u moich ochroniarzy. Za to od jakiegoś czasu, to ja im o nich przypominam.

- Dobra, pierdolić to. - Dałem im znak, żeby poszli za mną.

Ruszyliśmy w stronę toalety, o której mój aniołek mówił mi przez telefon. Nie dam rady dłużej czekać w nieskończoność, muszę reagować.

Od małego nie nadawałem się do stagnacji, siedzenia na miejscu czy zachowywania spokoju. Jako pierwszy wyrywałem się do akcji, zgłaszałem do niewykonywalnych zadań. Nie było dla mnie nic lepszego od celów z pozoru nieosiągalnych. Może dużą częścią mojej obsesji na ich punkcie było ego? Próba pokazania wyższości? Jedno było pewne, jeśli Derek obrał sobie jakiś plan, cel... Nic nie mogło stanąć mu na drodze. 

Zostało mi to do dzisiaj.

- Czy jest możliwość, że poszła gdzieś indziej? - Zapytałem szybko mężczyzn, idących krok za mną. Przepychaliśmy się przez tłum ludzi, zafascynowanych słowem pisanym. Do niedawna nie brałem rynku literatury na poważnie, uznawałem to za nieopłacalny biznes. Potem poznałem kobietę mojego życia i zacząłem interesować się tym, co kocha i robi.

Ech, jak bardzo się myliłem. W przyszłości kupię wydawnictwo, albo założę z Margo własne.

- Raczej nie, jej lokalizator dalej pokazuje poziom -1. - Odrzucił Bruce, zerkając na telefon. 

Zanim mnie zlinczujecie, tak, założyłem jej GPS w smartfonie. Dlaczego? Bo wiedziałem, że znowu wywinie mi taki numer. Ona nie potrafi się słuchać kogokolwiek. Jest jak szalone dziecko z milionem pomysłów i wolną wolą Feniksa. Ku mojej udręce.

Zeszliśmy na korytarz prowadzący do toalet, tylko żeby spotkać przed sobą zamknięte drzwi.

- Żesz kurwa mać! - Szarpałem za klamkę w nadziei, że puści pod naporem mojej desperacji. - Margo? Słońce, jesteś tam? 

Odpowiedziała mi nieznośna cisza, która podnosiła mi żółć do gardła. 

- Na pewno powinna tu być? - Zapytałem jeszcze raz moich ochroniarzy i jednocześnie przyjaciół. 

- Trzy metry od nas. 

William wyjął z kieszeni marynarki mały nóż i zaczął grzebać w zamku od drzwi. Po chwili wydały skrzęknięcie i otworzyły się na oścież. Naszym oczom ukazało się puste pomieszczenie toalety. Bruce rozejrzał się dookoła, zerknął do kosza na śmieci i pod umywalkę. Na rurze odpływowej leżała komórka z różową obudową. Ekran był rozbity.

Spojrzeliśmy na siebie w ciszy, Bruce powolnie wyjął z kieszeni glocka i odbezpieczył magazynek.

- Nie zabij mnie... Ale jak duża jest szansa, że sama z siebie uciekła? Tak jak kiedyś. - William popatrzył mi prosto w oczy.

Ja już zaczynałem widzieć na czerwono, obraz mi się zamazywał. Czułem, jak moje tętno rośnie i serce zaczyna pompować więcej krwi. To nie może się dziać. Nie znowu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 15, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The FeelingWhere stories live. Discover now