Rozdział 20

8.2K 394 4
                                    

Jeśli widzisz, że musisz upaść, upadnij przynajmniej w wielkim stylu.

Wychodząc z domu, miałam w głowie kilka możliwych scenariuszy, jeśli chodzi o dzisiejszy wieczór i miejsce, gdzie go spędzę. Znając Mię, mogę się spodziewać wszystkiego. Baru Karaoke, hedonistycznego zaułka, klubu ze striptizem albo restauracji, w której dania podają ludzie ubrani w postacie z bajek Disney'a. I wierzcie lub nie, takie istnieją naprawdę.

Oglądałam Nowy Jork z okna auta Nicholasa i nie mogłam się nadziwić jego pięknem. To tętniące życiem miasto nie jest idealne, wręcz przeciwnie. Ma wiele wad. Jego niesamowitość kryje się w jego duszy. Od kiedy przyjechałam tutaj, za każdym razem jak idę ulicami, nie opuszcza mnie to uczucie - specyficzne wrażenie, że należę do Nowego Jorku, nawet mimo tego, że dorastałam na drugim końcu świata.

Słuchając najnowszych piosenek lecących z samochodowego radia, zastanawiałam się, gdzie zakończy się nasz kurs. W życiu nie spodziewałam się jednak, że moim przyjaciołom aż tak rzuciło się na głowy.

- Kurwa, nie. - Powiedziałam na cały głos. - Nie ma szans, zawracaj. - Zaczęłam szturchać z tylnego siedzenia Sparksa.

- Oj uspokój się. Panikujesz. - Wyluzowanym głosem odpowiedziała Mia. Uśmiech błądził po jej twarzy.

- Wy! Od jak dawna to planowaliście? - Podniosłam tyłek i pochyliłam się w ich stronę.

- Hmm... - Dziewczyna udawała, że się zastanawia, dolewając przysłowiowej oliwy do ognia. - Pomyślmy, może od kiedy pewien osobnik nie daje mi dnia wolnego od skomlenia, żebym mu pomogła naprawić gówno, jakie rozpętał? I uprzedzając twoje słowa, wiem, co się stało. - Odwróciła się i popatrzyła mi w oczy.

Zmierzyłam ją wzrokiem i zmrużyłam oczy.

- Nie miałaś prawa tego robić. To tylko i wyłącznie moja decyzja. - Celuję palcem w swoją klatkę piersiową.

- Uznaj to za pomoc kogoś, kto wie, co dla ciebie dobre. Poza tym, nikt od rozmowy nie umarł. - Dosadnie podkreśliła ostanie słowa, po czym zabrała torebkę, otworzyła drzwi i wyszła na chodnik. Nicholas popatrzył się na mnie przepraszającym wzrokiem.

- Oboje wiemy, że to jest najlepsze wyjście. - Spokojnym głosem powiedział, patrząc mi w oczy. - Po prostu porozmawiaj. Nawet jeśli nie zmienisz zdania, to sobie wszystko wyjaśnicie i nie będzie burzowych chmur.

- Ale ja nie mam mu nic do powiedzenia. - Trwałam przy swoim.

- Ale on podobno ma bardzo wiele.

- I co z tego?

- To. Nie udawaj jędzy, bo nią nie jesteś. I tak ci nikt nie uwierzy. - Uśmiechnął się do mnie, zabierając portfel i otwierając drzwi. Niechętnie zabrałam swoją torebkę i wyszłam na chodnik.

- Czemu nagle tak ci zależy, żeby się między nami jakoś ułożyło? - Zapytałam, ponieważ nic mi się tu nie zgadzało. - Przecież ty go nawet nie lubisz.

- Ale ty tak. To mi wystarcza. - Zablokował auto, owinął mnie ramieniem wokół talii i ruszyliśmy w stronę Mii, która wchodziła już do środka.

DEVILS. Witaj ponownie. Nie miło Cię znowu widzieć.

~~~~

Od razu po przekroczeniu progu klubu, wspomnienia zalały mnie równie szybko jak głośna muzyka i dziesiątki czeronych świateł. Czuję się, jakbym wracała do piekła. Z własnej woli. Rozpoznaję piosenkę "Waiting Game", skutecznie zagłuszającą moje własne myśli. Kierujemy się w stronę rezerwowanych loży i siadamy w jednej z nich.

- Od jak dawna to wszystko było zaplanowane? - Rzucam moim towarzyszom zdenerwowane spojrzenie, bawiąc się ze stresu dłońmi.

- Wyluzuj Margo. - Mia macha ręką na chłopaka zbierającego zamówienia. - Będzie dobrze, tylko nie panikuj.

Łatwo powiedzieć. Już w tym momencie żałuję, trzech rzeczy. Pierwsze, że zaufałam dziewczynie, co do wyboru lokalu. Drugie, że się na to zgodziłam. Trzecie, że mam na sobie ten skrawek materiału. Co najmniej sugestywne spojrzenia mężczyzn dookoła rzucane w moją stronę sprawiają, że mam ochotę zerwać jakąś dużą koszulę z przypadkowego mężczyzny. I nie ma w tym żadnego podtekstu.

Obrzucam nerwowym wzrokiem cały klub, obserwując parkiet, na którym setki ciał ociera się o siebie. Podświadomie szukam jednej osoby. Mia i Sparks rozmawiają o czymś, ale nie zapamiętuję ani słowa. Nie mogę się skupić na niczym innym, poza szukaniem czarnych, krótko przystrzyżonych włosów w tłumie. Z transu wyrywa mnie Mia, klaszcząc mi przed twarzą.

- Czego się napijesz?

- Dobrze wiesz, że niczego. - Patrzę na nią wymownie. Widzę, jak wzdycha.

Odwracam głowę w stronę kelnera.

-  Poproszę sok ananasowy z tonikiem. - Uśmiecham się lekko.

- Oczywiście. Zaraz przyniosę. - Rzuca mi ciekawskie spojrzenie, po czym skanując mnie z góry na dół, odwraca się i odchodzi.

Muzyka zmienia się na "Water" Jacka Garrata. Wiem, bo ubóstwiam ten kawałek. Moi towarzysze zatapiają się w rozmowie, i chociaż naprawdę staram się do niej dołączyć, coś innego ciągle zaprząta mi myśli. Obserwuję otaczających mnie ludzi. Po kilku minutach zauważam dziwne zachowania dziewczyn tańczących niedaleko nas. Zaczynają szeptać między sobą i patrzeć na coś za nami. Zanim zdążę odwrócić głowę, wyczuwam to. Ten zapach. Nie można go pomylić z żadnym innym, bo tylko jedna osoba, którą znam go używa.

Nagle, momentalnie, nie myśląc o niczym innym jak chęci ucieczki, gwałtownie wstaję z kanapy i ruszam szybkim krokiem w stronę rzędu drzwi po drugiej stronie sali. Słyszę kroki za sobą, a serce bije mi jak nigdy wcześniej w życiu. Wiem, że idzie za mną. Staram się wymijać ludzi, stawiając niepewne kroki w szpilkach, próbując przy tym zgubić mężczyznę za mną. Bezskutecznie. Kiedy docieram w końcu do pierwszych drzwi prowadzących niewiadmomo gdzie, dosłownie szarpię za klamkę i trafiam na korytarz prowadzący do tylko jednych drzwi na jego końcu. Nie podoba mi się to, ale ruszam przed siebie, nie przyjmując nawet do wiadomości, że mogłabym się odwrócić. Muzyka staje się cichsza, jakby przytłumiona, gdy słyszę najbardziej niezwykły głos na ziemi.

- Dokąd się wybierasz? - Tej chrypy nie da się porównać z żadnym innym dźwiękiem. Można to opisać jak strumień płynnej czekolady.

- Jak najdalej od Ciebie. - Mój głos drży, za co się nienawidzę.

Łapię za klamkę drzwi. Nie ustępuje. Zamknięte. Kurwa. Opieram czoło o drewno, godząc się z przegraną.

- Nigdy mi nie uciekniesz. Dobrze o tym wiesz. - Słyszę jak przybliża się do mnie i staje tuż za moimi plecami. Czuję jego ciepło przy swoim ciele. Dreszcze rozchodzą się wzdłuż mojego kręgosłupa. Nienawidzę się za to, jak na niego reaguję.

- Tak ci się wydaje? - Zmuszam się do wydania jakiegokolwiek dźwięku.

Nagle owiewa mnie leciutki powiew, wystarczający, żebym go poczuła.

- Ja to wiem. - Szepcze mi do ucha, powodując, że powietrze uchodzi mi z płuc.

Odwracam się bardzo powoli, by zobaczyć najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziałam. Mój raj i piekło zarazem.

- Witaj Dereku.

The FeelingWhere stories live. Discover now