Rozdział 25

8K 385 5
                                    

Niemożliwe nie może się zdarzyć, wobec tego pozornie niemożliwe musi być możliwe.

Obudziłam się, gdy poranne słońce zaczęło wdzierać się do sypialni przez ogromne na całą ścianę okno. Zerknęłam na nadal śpiącego obok Dereka. Wyglądał tak spokojnie i błogo, że nie miałam serca wyrywać go ze snu.

Bardzo delikatnie wyplątałam się z jego objęć i podniosłam się z łóżka. Od razu poczułam na bosych stopach zimno, ruszyłam więc natychmiast do ogromnej szafy. Znalazłam za duże, szare skarpetki i próbowałam założyć je podskakując na jednej nodze, co musiało wyglądać naprawdę komicznie z boku. Zauważyłam, że Landon przewrócił się na łóżku na drugi bok, na szczęście nie budząc się.

Ruszyłam więc po cichu do kuchni, zamykając drzwi od sypialni. Idąc, uchyliłam przy okazji kilka okien w apartamencie, dając świeżemu powietrzu wlecieć do środka. Zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu składników na naleśniki, wyjęłam z lodówki mleko oraz jajka i zabrałam się za gotowanie, włączając przy okazji radio na wyspie kuchennej.

Wymieszałam masę w misce i zaczęłam rozgrzewać patelnię do rytmu Human Rights zespołu The Strike. Wstawiłam też wodę na kawę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmniejszyłam ogień pod patelnią i ruszyłam sprawdzić, kogo można się spodziewać o ósmej rano.

W progu stała kobieta około sześćdziesiątki, ubrana w drogo wyglądający granatowy kostium. Na mój widok ogarnęła ciemne włosy z zaskoczonej twarzy.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Dzień dobry. - Odpowiedziała zaciekawionym tonem. - Jest Derek? Miałam mu coś podrzucić.

Wyjęła z torebki dużą kopertę.

- Jest, ale obawiam się, że jeszcze śpi. Mam go obudzić? - Zapytałam, licząc  w nadziei, że nie poprosi o to. Nienawidzę budzić ludzi i być budzona.

- Nie, nie. - Odparła szybko. - Mogłabyś mu to po prostu dać, jak już wstanie? - Uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła kopertę w moją stronę.

- Tak, oczywiście. Od kogo mam powiedzieć, że jest? - Wzięłam ją do ręki.

- Od jego mamy. - W jej oczach błysnęły radosne ogniki. Mnie automatycznie zamurowało. Stałam z otwartymi ustami i przetwarzałam w głowie informację, że przede mną stoi matka Dereka.

Faktycznie, patrząc na nią teraz, widać podobieństwo. Te same ciemne oczy, włosy i opalona karnacja. Obydwoje wysocy i dobrze wyglądający. Zdusiłam chęć uderzenia się dłonią w czoło z własnej głupoty.

- Oczywiście. Przepraszam, nie wiedziałam. - Zaczęłam nerwowo składać słowa.

- Nic się nie stało. To było nawet ciekawe. - Zaśmiała się delikatnie. - Ty jesteś zapewne Margot Linuk, zgadza się?

- Tak. - Tu mnie zaskoczyła. - Skąd Pani...?

- Och. - Machnęła niedbale ręką. - Tabloidy wywęszą wszystko, a chcąc nie chcąc zdarza mi się czasem przeczytać coś o moim synu. Poza tym słyszałam o tobie od Williama.

Zacisnęłam mocniej palce na trzymanej w ręce kopercie.

- Mam nadzieję, że nie same złe rzeczy. - Zaśmiałam się nerwowo.

- O nie. W zasadzie to same dobre. Nie wierzyłam w nie, aż do teraz. - Posłała mi ciepłe spojrzenie.

Od razu poczułam, że się rumienię.

- W każdym razie, nie przeszkadzam już. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw na mieście. - Poprawiła torbę na ramieniu. - Bardzo chciałabym Cię lepiej poznać. Może spotkamy się kiedyś na kawie? - Zapytała z nadzieją.

Na jej słowa od razu się szeroko uśmiechnęłam.

- Bardzo chętnie. Miło było panią poznać. - Rzuciłam, gdy zaczęła się cofać do windy.

- Ciebie również. Do zobaczenia. - Na odchodnym pomachała delikatnie, po czym zjechała na dół.

Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami, dalej nie dowierzając, co się przed chwilą stało.

Właśnie poznałam matkę Dereka. W piżamie. Ciekawe, co sobie teraz pomyśli.

Nie zdążyłam bardziej rozwinąć owej myśli, bo przypomniałam sobie o naleśniku, który dalej leżał na patelni.

Biegiem ruszyłam do kuchni, lecz i tak za późno. Wyrzuciłam spalone ciasto do śmietnika i zabrałam się za robienie nowych. Naszykowałam dżem, nutellę (Nie spodziewałabym się tego po Landonie) i zalałam kawę w dwóch kubkach.

Po szybkim nakryciu do stołu, zgarnęłam jeden z nich i poszłam obudzić Dereka.

Weszłam do sypialni i po cichu podeszłam do łóżka, od strony śpiącego nadal mężczyzny. Usiadłam tuż nad nim i przeczesałam rękoma jego włosy.

- Derek? - Odezwałam się spokojnym głosem, na co on lekko się poruszył i przechylił głowę w moją stronę.

- Mmm. - Wydał chrapowaty dźwięk, po czym otworzył zaspane oczy.

Jeżeli jest na świecie osoba, która wygląda obłędnie tuż po obudzeniu, jest nią zdecydowanie Landon.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się szeroko i odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.

- Chyba poszedłem do nieba. - Podniósł się do pozycji siedzącej i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. - Albo może raczej to niebo przyszło do mnie. - Uśmiechnął się przebiegle, po czym wziął mój kubek z kawą i wypił kilka łyków.

- Taka jak zawsze pijesz? - Zapytałam niepewnie.

- Lepsza. - Oddał mi kubek i przeczesał rozczochrane włosy. Cholernie seksowny widok.

Musiałam zamrugać oczami, by wyrwać się z chwili fantazji o mężczyźnie przede mną, co ten zauważył, bo zaczął się cicho śmiać pod nosem.

- Przestań. - Uderzyłam go lekko w ramię. - Zrobiłam śniadanie. Czeka już na stole.

- Jezu, kocham Cię. - Powiedział szybko. Najwyraźniej zbyt szybko, bo po jego minie można było wywnioskować, że dopiero po chwili dotarło do niego, co wyszło z jego ust.

Na jego twarzy mieszało się zdziwienie i szok. Żeby załagodzić całą sytuację, obróciłam ją w żart.

Zaczęłam się głośno śmiać i ruszyłam do kuchni, zostawiając Dereka samego, żeby spokojnie doprowadził się do porządku.

Dopiero siadając na krześle przy stole dopadła mnie panika.

The FeelingDonde viven las historias. Descúbrelo ahora