9. Szyfr Cezara

543 24 111
                                    

HEJ MALEŃSTWA!! 🖤🖤

WITAM SIĘ Z WAMI W PONIEDZIAŁEK WYJĄTKOWO, PONIEWAŻ WŁAŚNIE ZACZĘŁAM FERIE I DLATEGO JEST TO BYMAJMNIEJ DLA WAS BARDZO DOBRA WIADOMOŚĆ!!

BĘDĘ TERAZ AKTYWNIEJSZA I BYĆ MOŻE W FERIE WLECI JESZCZE JEDEN ROZDZIAŁ BL A POTEM BLOODY SIN, WIĘC MAM NADZIEJĘ ŻE SIĘ CIESZYCIE!!

PIOSENKI NA TEN ROZDZIAŁ:

• агония- ailie
• я сохраю - cold carti
• Dracula - Labrinth
• Skin and Bones - David Kushner

miłego moi słodcy!!

***

Po "bezpiecznym" zejściu, o ile tak można było nazwać skakanie z drugiej połowy zardzewiałych schodków prosto na mojego własnego wroga, razem z Lorenzo wyszliśmy zza budynku. Wciąż byłam lekko mówiąc oszołomiona tym wszystkim, co zadziało się w ciągu mniej niż godziny i czułam się z tym tak beznadziejnie.

Nie wiedziałam co mam o tym myśleć.

Nie miałam pojęcia nawet jak miałabym teraz
wrócić do domu i spojrzeć w oczy swojemu własnemu bratu, który okłamał mnie w każdy możliwy sposób. Nie mieściło mi się to w głowie.

Zanim wróciliśmy na parking, mężczyzna kazał zaczekać mi na niego, ponieważ wyszedł pierwszy, by upewnić się, czy aby napewno nikt
podejrzany z tej całej grupy Goldena nie kręcił się w pobliżu i czy było już dostatecznie bezpiecznie. Pociągnęłam nosem od zimna, szczelniej opatulając się płaszczem, ponieważ było mi okropnie zimno, a dreszcze strachu dodatkowo przebiegały po moim ciele. Oparłam się plecami o mur budynku w oczekiwaniu na Cartera. Przestąpywałam nerwowo z nogi na nogę, chcąc zmniejszyć odczuwalność dokuczliwie niskiej temperatury, która wraz z coraz późniejszą godziną spadała. Wsunęłam dłonie do głębokich kieszeni płaszcza i zacisnęłam usta w wąską kreskę, by ukryć ich drżenie.

Po nie wiem jakim czasie brunet wrócił po mnie, dlatego z ulgą przetaczającą się falą po moim kręgosłupie, dołączyłam do niego. Starałam się trzymać jak najbliżej niego, przez co stykaliśmy się delikatnie ramionami przy każdym najmiejszym ruchu, bo przy nim
czułam się pewniej. Nie bałam się aż tak. Strach nie paraliżował mnie do tego stopnia, że nie mogłam drgnąć żadnym mięśniem. Schowałam nos w kołnierz płaszcza, zdając sobie sprawę jakim błędem było ubranie
sukienki i niezbyt grubych rajstop, zamiast czegoś bardziej stosownego. Zatrzymał się, zwalniając odrobinę tempo, ponieważ przez to że był wyższy i miał zamiast nóg szczudła, ledwo za nim nadążałam, więc poczekał aż go dogonię. Kiwnął głową, spoglądając na mnie intensywnym spojrzenie, jednak nie odwzajemniłam go, a jedynie tępo wpatrywałam się w chodnik. Wygięłam wargi w grymasie, kiedy napotkałam na drodze ogromną kałużę krwi, lecz przynajmniej nie widziałam żadnych trupów, to mimo wszystko metaliczny zapach drażnił moje nozdrza.

Wzdrygnęłam się mimowolnie na ten widok i jeszcze bardziej przytłoczona tym wszystkim
otoczyłam się ciasno ramionami, mając ewidentnie dość wrażeń jak na jeden dzień. Szłam przed siebie, a w moich uszach dudnił jedynie stukot moich kozaków, odbijających się wzdłuż i wszerz. Prawie wpadłam na Lorenzo przydzwaniając głową w jego twardy tors, gdy niespodziewanie przede mną wyrósł, torując mi przejście. Zatrzepotałam rzęsami, unosząc
spojrzenie dopiero w chwili, w której złapał mnie za ramiona, aby przywrócić na siebie moją uwagę. Zmarszczyłam czoło w zdezorientowaniu, a potem bardzo powoli uniosłam lewą brew, przybierając nieco zirytowaną minę.

Burned LayoutWhere stories live. Discover now