Prolog

323 7 6
                                    

Od dnia w którym zakończyła się wojna w Akademii minęły dokładnie 3 lata i 4 miesiące. Od tamtej pory nie wezwałam ani razu Księcia Vincenta, mimo, że niejednokrotnie chciałam to zrobić, to nie miałam odwagi. Razem z Profesorem wujkiem Kleksem odbudowaliśmy Akademię, a Mateusz doszedł do wniosku, że jednak dalej chciałby być ptakiem uczącym w Akademii. Jego czapka była bezpieczna więc dalej mimo wszystko mógł się zmienić w normalnego człowieka gdy tylko chciał. Z Albertem miałam dziwne stosunki... niby rozmawialiśmy normalnie i dalej się przyjaźniliśmy jednak widziałam, że czuł się przy mnie niezręcznie. Nie wiedziałam czym to mogło być spowodowane, ale nie miałam odwagi poruszyć tego tematu... wolałam żyć w niewiedzy.

Siedziałam właśnie w Gabinecie Profesora wujka Kleksa czytając jedną z jego powieści. Skubany dobrze pisał, zastanawiało mnie dlaczego nigdy tego nie wydał w świat.

— widzę, że coś cię męczy Ado. —usłyszałam jego głos, więc odwróciłam się w jego stronę. Stał przy drzwiach opierając się o framugę, z założonymi rękoma obserwował każdy mój ruch. Zamknęłam książkę, odkładając ją na stolik kawowy, który był obok. Westchnęłam cicho i wstałam.

— pamiętasz Księcia Vincenta? — zapytałam cicho nie wiedząc jak zareaguje, na wieść, że wspominam o wilkusie. Postanowiłam jednak mu powiedzieć, ponieważ jemu jedynemu ufałam i wiedziałam, że mnie zrozumie. Poza tym, już mnie to męczyło i potrzebowałam rady od kogoś na swój sposób mądrego. Ten jedynie kiwnął głową na znak abym kontynuowała. — zanim wtedy odszedł... na wojnie... dał mi wisiorek, powiedział, że jeśli będę go potrzebowała mam mocno ścisnąć go w dłoni i wypowiedzieć jego imię. Do teraz nie zrobiłam tego ani razu, ale z każdym dniem chciałabym coraz bardziej to zrobić. Byleby go po prostu zobaczyć. Nie wiem dlaczego, nie mogę przestać o nim myśleć. Już od dłuższego czasu chodzi mi po głowie i to mnie przeraża... nie wiem co powinnam zrobić. — wyznałam szczerze.

Ponownie usiadłam w fotelu chowając twarz w dłonie. Tak bardzo mnie to męczyło. — nie raz już trzymałam w dłoni mocno ściskając wisiorek, ale gdy już miałam wypowiadać jego imię coś mnie blokowało. Zastanawiałam się co miałabym mu niby powiedzieć, gdybym rzeczywiście go wezwała. To jest tak cholernie popaprane... — ponownie westchnęłam opierając się o fotel i czekając na odpowiedź wujka. Odepchnął się od framugi drzwi i powolnym krokiem skierował się w moją strone intensywnie o czymś myśląc, na co wskazywała jego mimika twarzy. Zmarszczone brwi i wygięte w dziubek usta.

Usiadł naprzeciwko mnie na jego niewidzialnym krześle, założył nogę na nogę opierając na niej swoją dłoń, którą podtrzymywał swój podbródek. Wpatrywał się we mnie z zastanowieniem, a ta cisza zaczęła mnie coraz bardziej przerażać. Gdy już chciałam się odezwać ten westchnął i zaczął mówić:

— Cóż Ado, myślę, że skoro czujesz taką potrzebę to powinnaś to zrobić. — odpowiedział. I co? I to tyle? Pomyślałam. Miałam nadzieję, na jakąś ciekawszą radę.

— i chciałam, ale jak mówiłam, coś mnie blokowało. Zastanawiałam się, bo niby miałabym mu powiedzieć, że dlaczego go wezwałam? „No wiesz wezwałam cię bo od dłuższego czasu chodzisz mi po głowie i chciałam cię zobaczyć" — powiedziałam przedrzeźniając głos słodkiej upierdliwej dziewczynki, potrzebującej atencji od wszystkich. kleks spojrzał na mnie tak, jakbym rzeczywiście dokładnie tak miała zrobić. — wujku, przecież tak nie zrobię. Wyjdę na skończoną idiotke. — dodałam widząc, że rzeczywiście wskazywał że tak powinnam zrobić.

— w takim razie poczekaj na odpowiedni moment. Poczekaj, aż rzeczywiście będziesz go potrzebowała. — rzekł wstając ze swojego niewidzialnego krzesła. Spojrzał na stolik, na którym leżała jego własnoręcznie pisana książka. — jesteś jedyną osobą, której pozwalam czytać moje powieści, czuj się zaszczycona. — dodał z uśmiechem.

— tylko, że ja czekam od 3 lat na ten moment... a co do powieści, są świetne. Dlaczego nie wydasz ich w świat? — zapytałam.

— ponieważ dzieciaki myślą, że ja sam jestem bajką. Jak by zareagowali, gdyby autorem była fikcyjna postać Ambroży Kleks? — Fakt.

— rzeczywiście.. — mruknęłam.

— leć już spać Ado, jest późno. Rano musisz być wyspana. Dobranoc Adrianno, śpij dobrze. — powiedział całując mnie w głowę. Uśmiechnęłam się, lubiłam gdy to robił. Czułam wtedy, że miałam kogoś, dla kogo jestem ważna nie licząc mojej mamy, z którą widywałam się rzadko kiedy. Przez sprawy w Akademii nie miałam chwili, żeby wpaść do świata realnego. Zanotowałam w głowie, że w najbliższym czasie muszę to zrobić, ponieważ naprawdę się za nią stęskniłam.

— dobranoc wujku, do zobaczenia jutro — odpowiedziałam i ruszyłam ku wyjściu z gabinetu.

Po chwili leżałam już w łóżku zasypiając, a w mojej głowie ponownie tego wieczoru pojawił się Książę Vincent... a po chwili jego głos w mojej głowie...

Dobranoc Ado, do zobaczenia wkrótce...

Chyba to już jest obsesja.

—————

Niby Prolog niby Rozdział 1, nie ważne. Witam was w moim opowiadaniu pisanym na „podstawie" filmu: Akademia Pana Kleksa.

Mam nadzieję, że się wam spodoba. Rozdziały będą wstawiane regularnie co 4/5 dni. Zapraszam.

Witajcie w naszej bajce!❤️

Akademia Pana Kleksa - Ada x VincentWhere stories live. Discover now