Rozdział 8

118 5 4
                                    

Pov: Vincent

Wiedziałem, że przyjdzie. A gdy tylko miałem pewność, że to nastąpi, kazałem wszystkim moim poddanym opuścić bajkę. W tym Wiktorii. Nie chciałem, aby ktoś nam przeszkadzał.

Uważne obserwowałem każdy jej krok, czasem się zatrzymywała przymykając oczy po czym otwierała jakby myślała nad tym, w którą stronę właśnie powinna iść. Zadziwiającym faktem jest to, że Adrianna jeszcze ani razu się nie pomyliła, jakby znała tą drogę jak własną kieszeń.

Gdy tylko poczułem jej obecność za drzwiami lochu, uśmiechnąłem się szeroko. Nie wiedząc dlaczego, uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, jak cieszy się na widok ojca. Nie wiedziałem dlaczego ja wtedy okłamałem. Może bałem się powiedzieć prawdę? Tylko dlaczego, skoro właśnie czekałem aż sama przyjdzie? Gdy tylko otworzy drzwi i zobaczy mnie, znienawidzi mnie całym sercem. Nie chciałem tego. Tylko dlaczego? Przecież Adrianna była dla mnie nikim. Albo po prostu chciałem tak myśleć. Była za młoda, nie mógłbym nic do niej poczuć, poza tym jest człowiekiem, a ja w połowie wilkusem. To nie ma prawa bytu.

Gdy tylko drzwi zaczęły się otwierać schowałem się głębiej w cień. Nie chciałem by odrazu mnie zobaczyła. Nie mogła.

— nie wchodź tu Ado... — głos jej ojca był strasznie zachrypnięty, jakby nie odzywał się od tygodnia. W sumie tak było. — on tu jest... — kurwa. — ona również... — o czym on mówi? Przecież nie było tu wiktorii, wyraźnie kazałem jej spierdalac. Jeśli naprawdę tu jest... nie ręczę za siebie, zwłaszcza jeśli Adzie stanie się krzywda.

Obserwowałem jak robi niepewny krok do przodu, rozgląda się po pomieszczeniu a ciarki przechodzą po jej ciele. Zacząłem zastanawiać się nad tym, czy w ogóle się pokazać. Przecież mnie znienawidzi. Nie chciałem tego. Nie chciałem, aby poczuła się przeze mnie okłamana, przecież obiecałem sobie, że będę z nią szczery. Zawsze. Miałem mętlik w głowie.

— uciekaj zanim zrobią ci krzywdę... — szepnął. Ada podeszła do niego niepewnie i przykucnęła, wytężając słuch. Widziałem jak traci równowagę. A potem jej krzyk. Tak przerażający...

— książę mówił abyś tu nie przychodziła! — a potem... upadła. Przez chwilę stałem w szoku, dopóki krzyk ojca Ady nie wyrwał mnie z transu. Czułem jak gotuje się we mnie złość. Potrzebowałem ją wylądować na czymś albo... na kimś. Już na samo wyobrażenie jak moja ciotka krzyczy z bólu sprawił mi usmiech na twarzy. Zacisnąłem dłoń w pięść i ruszyłem przed siebie. Ominąłem Adę i jej ojca i poszedłem do kobiety, której ciała widac nie było. Ale za to czułem ją. Czułem, że jest bardzo blisko mnie. Miała zamknięte oczy, jakby nie chciała abym ją zauważył, ale to wcale mi nie przeszkadzało. Gdy byłem blisko, wyciągnąłem dłoń przed siebie i zacisnąłem ją mocno na szyi kobiety dociskając ją do ściany.

— myślisz, że ujdzie ci to na sucho? — warknąłem prosto do jej ucha.

— dlaczego jej bronisz?! To jest zwykła pyskata gówniara! Nie zasługuje na ciebie! — Wiktoria krzyczała co jakiś czas próbując złapać oddech gdy tylko mocniej zaciskałem palce na jej szyi.

No właśnie, dlaczego jej bronię? To pytanie pozostało w mojej głowie bez odpowiedzi. Przecież nie była dla mnie nikim ważnym.. a może po prostu tak sobie wmawiałem? Nie, przecież ja jej nie znam. Nic o niej nie wiem. No i jest młodsza... ale ma w sobie coś, co mnie do niej ciągnie... nie mogłem tego zrozumieć. Muszę się nad tym zastanowić, pomyśleć. Musze poznać odpowiedź na te nurtujące mnie pytanie.

***

Gdy tylko zająłem się Wiktoria, mianowicie wsadziłem ją do osobnej celi, postanowiłem wrócić do Ady i jej ojca. Uklęknąłem przed nią sprawdzając puls. Żyje. To było najważniejsze. Spojrzałem na jej ojca i zrobiło mi się go... szkoda. Stare podarte ubrania, długa broda, brudna i zakrwawiona twarz. Paznokcie miał długie i brudne, na jakieś 3cm. Teraz jego głowa zwisała bezwładnie. Musiał zemdleć z przemęczenia i nadmiaru emocji. Obserwując go zdałem sobie sprawę, że to jak wygląda i to jak się czuje psychicznie i fizycznie było po części moja wina. Wiedziałem, że tu jest i nic z tym nie zrobiłem. Pozwalałem aby Wiktoria robiła z nim co tylko chciała i takie były tego skutki. Byłem w szoku, że jeszcze go nie zabiła.

Gdy tylko o niej pomyślałem, poczułem narastający gniew. Skrzywdziła Adriannę, więc ją skrzywdzę ją. Musiałem naprawdę porządnie zastanowić się nad tym, co czuje do Ady, bo nie rozumiem już sam siebie. Dlaczego za każdym pieprzonym razem, gdy tylko pomyślę o tym, że MOJA Ada cierpi, czuje jak moje wkurwienie osiąga wypierdala poza skalę możliwości?

Wróciłem wzrokiem do dziewczyny. Tak się zamyśliłem, że wciąż trzymałem na jej szyi dłoń. Odrazu ją wziąłem jakby dotyk jej skóry mnie... parzył. Ułożyłem jedną rękę pod jej kolana a drugą na jej plecy. Wziąłem ją na styl „panny mlodej" i z Ada na rękach zacząłem kierować się w stronę wyjścia zostawiając ojca Ady samego.

Akademia Pana Kleksa - Ada x VincentWhere stories live. Discover now