Rozdział 11

105 4 4
                                    

Od tej pamiętnej sytuacji minęło kilka dni. Vincent rzeczywiście dotrzymał słowa i wypuścił mojego ojca. Razem wróciliśmy do Akademii, gdzie mój ojciec nabiera sił. Postanowił, że gdy tylko poczuje się lepiej zacznie nauczać w Akademii.

A w mojej głowie wciąż jedynym co się pojawia, to moment, w którym moje usta zderzyły się z miękkimi ustami Vincenta. Od tego dnia nie widzieliśmy się ani razu. Lepiej dla mnie.

Szłam właśnie do gabinetu mojego ojca. Nikt jeszcze nie wiedział, że tu jest poza mną, kleksem i ptakiem Mateuszem. Dzieciaki miały dowiedzieć się ropiero gdy mój ojciec będzie w stanie już nauczać.

Gdy tylko przekroczyłam próg odrazu uśmiech wpełzł na moje usta. Ojciec wyglądał teraz lepiej niż kilka dni temu. Był ogolony a włosy miał przystrzyżone. Miał też czyste ubrania, dokładniej mówiąc biała koszula i czarne spodnie. Teraz wyglądał jak mój tata.

— co tam Ada? — pyta unosząc wzrok znad książki, która właśnie czytał.

— przeszkadzam?

— nigdy. Co się dzieje? — zadaje kolejne pytanie.

— nic, przyszłam po prostu porozmawiać. Ostatni raz rozmawialiśmy gdy miałam 7 lat w dniu, w którym zniknąłeś. Mogę wiedzieć co się wtedy stało? — zapytałam szeptem.

Mężczyzna siedzący na przeciwko mnie spojrzał na mnie intensywnie. Chciałam poznać prawdę. Chciałam wiedzieć, dlaczego tam nagle z dnia na dzień zostawił mnie i mamę bez żadnego słowa.

Po chwili westchnął i odłożył książkę na biurko. Spojrzał na mnie i zaczął powoli mówić.

— widzisz Ado... wtedy gdy was zostawiłem, musiałem to zrobić. Zabiłem jednego z wilkusow, nie był on nikim ważnym ale jednak wikkusy mają to do siebie, ze mszczą się za wszystko. Na początku się ukrywałem, i robiłem to dość długo. Potem nie przemyślałem tego, i dałem się nieświadomie złapać. Byłem tam przez dwa lata. Z tego co się dowiedziałem, tylko Wiktoria, kobieta, która mnie zlapala, wiedziała o tym, że się tam znajduje. — mówił powoli, aby wszystko co mówił dotarło do mnie ze zrozumieniem. — potem dowiedział się jeszcze Vincent. On nic mi nie robił.  nie licząc tego dnia, w którym po mnie przyszłaś widziałem go może 2 razy. Postanowiłem więc, wysłać ci sen. To jest moja moc. Gdy bardzo się na czymś skupię mogę „wysłać" komuś sny, w których chce coś przekazać. — słuchałam go bardzo uważnie, na zewnątrz miałam przybraną maske „obojętności" ale w środku wypełniał mnie niesamowity gniew.

Przysięgam, że jeszcze nigdy nie czułam tak wielkiego wkurwienia. Nie byłam zła tylko na Wiktorię, ale również i na Vincenta, wydawało się, że mogłam mu ufać.

— dlaczego nie dałeś mi znaku wcześniej? — zapytałam. Byłam ciekawa i chciałam poznać odpowiedź.

— czekałem aż będziesz gotowa. Nie chciałem, abyś podejmowała pochopne decyzje, i skończyła tak jak ja. — odpowiedział. Między nami zapadła cisza przebywają tylko naszymi oddechami. Gdy już otwierałam usta aby się odezwać, drzwi do pomieszczenia otworzyły się, i wszedł przez nie wujek kleks.

— Braa... Ado, co ty tu robisz? — zapytał. — nie ważne, mogłabyś zostawić mnie z twoim tatą sam na sam? — nawet nie zdążyłam otworzyć ust, gdy wujek sam sobie odpowiedział na zadane wcześniej pytanie. Pokiwałam tylko głową, i wyszłam z pomieszczenia kierując się w stronę kuchni. Uświadomiłam sobie, że nie jadłam nic przez cały dzień a mój brzuch niesamowicie mi o tym przypominał.

Szłam przed siebie nie zwracając uwagi na nic, zamyślona patrzyłam w swoje buty gdy nagle na kogoś wpadłam. Podniosłam gwałtownie głowę do góry, a moim oczą ukazał się Albert. Gdy chciałam go wyminąć poczułam silny uścisk na nadgarstku.

— puść mnie, Albert.

— nie zrobię tego — odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. Nasze ciała stykały się w twarze dzieliły milimetry. Mój oddech przyspieszył.

— puść mnie — powtórzyłam.

— nie, dopóki nie zrobię tego — nie zdążyłam nic odpowiedzieć, gdy poczułam jak jego usta napierają na moje. Natychmiast sie od niego oderwałam. To było obrzydliwe.

Akademia Pana Kleksa - Ada x VincentWhere stories live. Discover now