Rozdział 6

216 6 17
                                    

Znowu śnił mi się tata. Tylko, że tym razem był to koszmar. Śniło mi się, że był w jakimś ciemnym, kamiennym i wilgotnym pomieszczeniu z małym okienkiem z kratami. Miał przykute kajdankami nogi do zimnej posadzki, a ręce miał przykute do ściany. Łańcuchy były długie, więc nie musiał trzymać dłoni ciągle w górze. Miałam wrażenie, że to ja jestem w jego ciele... widziałam wszystko jego oczami. W pewnym momencie w ciemnościach ujrzałam żółte ślepia i okropny śmiech... i w tym momencie się obudziłam.

A co jeśli to była prawda? Jeśli mojego tatę rzeczywiście trzymają wilkusy? Jeśli... jeśli on naprawdę żyje? Musiałam go sprawdzić. Najłatwiejszym sposobem byłoby dostanie się tam, ale pierw musiałam porozmawiać z wujkiem. Zerwałam się na równe nogi, założyłam na gołe stopy kapcie i biegiem ruszyłam do gabinetu wujka. Wtargnęłam to niego nawet nie pukając.

— Wujku! — krzyknęłam zatrzymując się. — musimy porozmawiać, miałam okropny sen. Muszę wiedzieć, czy był prawda — powiedziałam na jednym wdechu.

Gdy tylko opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami ten nie odpowiadał. Jedynie wstał i podszedł do okna. Był zmartwiony i zamyślony. Czy ten sen, mógł być prawdą?

— wujku, co jeśli to była prawda? Co jeśli rzeczywiście go trzymają? Trzeba go uwolnić! — mówiłam. Wujek wciąż nic nie odpowiadał, ja również zamilkłam.

Po dłuższej chwili wujek westchnął. W dalszym ciągu stojąc do mnie tyłem zaczął mówić:

— Ado... myślę, że powinniśmy zostawić tą sprawę. To był tylko sen. Nie możesz wierzyc we wszystko co ci się przyśni. — zauważyłam, że jego dłoń zacisnęła się w pięść co oznaczało, że kłamał. Wiedział, że ten sen to prawda. I teraz ja również to wiedziałam. Nie miałam zamiaru odpuścić. Nie zrobię tego. Tu chodziło o mojego ojca, którego ostatni raz widziałam w wieku może 7 lat. Jeśli miałam okazję go zobaczyć ponownie, to zrobię wszystko, aby do tego doszło. Zawsze dostaje do czego chce. A tym razem chcę zobaczyć i uratować mojego tatę. Zwłaszcza, że jest w rękach ten wstrętnej Wiktorii, która jest nieobliczalna. Muszę ją powstrzymać zanim zrobi mu krzywdę.

— nie zagłębiaj się w to a tym bardziej nie warz sie nawet iść do ich krainy. To niebezpieczne, poza tym i tak nie znajdziesz tam ojca. Nie warto. — kłamał. Wiedziałam to. Czyli ten sen to jednak prawda. Czyli mój tata naprawdę jest w królestwie wilkusów...

Ale skoro jest tam mój tata, to dlaczego Vincent mi o tym nie powiedział? Dlaczego udawał takiego dobrego? Miałam wrażenie jakby ktoś brutalnie z całej siły ścisnął moje serce... myślałam, że może nawet uda nam się zaprzyjaźnić, nie spodziewałam się tego po nim.

Gdyby wujek dowiedział się o moich planach, odrazu by im zapobiegł. Musiałam więc go okłamać.

Zapewniłam go, że zostawię te sprawę i skierowałam się w stronę wyjścia z Akademi. Była dziś piękna pogoda, słońce świeciło i gdzieś na niebie była tęcza. Podziwiałam widoki kolorowych drzew i latających wysp. Było tu naprawdę pięknie. Skierowałam się w stronę lasku, który był bardzo blisko. Na jego skraju złapalam za wisiorek, który dostałam od Vincenta. Czy byłam tego pewna? Zdecydowanie nie, ale świadomość, że w ich bajce był mój tata sprawiała, że w tamtym momencie nie myślałam.

Już po chwili przede mną pojawił się Vincent.

— witaj Ado — zbliżył sie do mnie. — czym mogę pomóc? — zapytał. Był coraz bliżej przez co moje nogi były niczym z waty. Co on ze mną robił?

— ja... — zająkałam się. — przenieś mnie do waszej bajki. — zażądałam. Musiałam się dowiedzieć, czy to była prawda. Czy ten sen... czy on był prawdziwy.

Vincent był tak bardzo blisko... prawie stykaliśmy się klatkami. Nie mogłam skupić się na niczym innym jak na jego obecności. W końcu odważyłam się podnieść głowę do góry aby spojrzeć w te piękne złociste oczy. Jego twarz wyrażała niezrozumienie. Gdy tylko moje oczy napotkały te jego zauważyłam jak koncie ust niezauważalnie podnosi się do góry.

Bawi go to? - pomyślałam

— nawet nie wiesz jak bardzo — odpowiedział na głos. Rozszerzyłam delikatnie oczy patrząc na niego.

— skąd ty...

— nie zauważyłaś jak wcześniej odpowiadałem na twoje myśli? — zapytał z cwanym uśmiechem. — mówiłem, że to wcale nie jest twoja wyobraźnia. — żadne słowa nie wyrażały tego, w jak wielkim szoku teraz byłam. Jebany siedział mi w głowie i jeszcze wiedział, co o nim myślałam.

— nie ważne, zabierz mnie do swojej bajki. — powtórzyłam. W odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech... tak uzależniający. Chciałabym, aby śmiał się tak ciągle... nagle nachylił się ku mnie

— dlaczego chcesz gościć nasze skromne progi, Adrianno? — zapytał szeptem wprost do mojego ucha przez co przeszedł mnie dreszcz. Przyjemny dreszcz. Opanowałam się, musiałam grać pewna siebie.

— wiem, że trzymacie tam mojego ojca. Albo zabierzesz mnie tam z własnej woli, albo sama się tam dostanę, a uwierz mi, że prędzej czy później i tak mnie tam spotkasz. Więc dobrze ci radzę, współpracuj. — ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem. Zauważyłam, że przejechał językiem po górnych zębach i uśmiechnął się.

— czy ty mi grozisz? — zapytał wciąż się uśmiechając.

— nigdy. Ja tylko stwierdzam fakty.

— w takim razie... chyba będziesz musiała dostać się tam sama. Nie zabiorę Cię tam. — odpowiedział. — to zbyt ryzykowne, a twojego ojca tam nie ma. — dodał.

— czyżby? W takim razie sama to sprawdzę. Jak dobrze, że wasze cele są ponumerowane... do zobaczenia Vincent. — po tych słowach odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale silny ucisk dłoni na moim nadgarstku mi na to nie pozwolił. Chłopak przyciągnął mnie gwałtownie do siebie przez co odbiłam się o jego klatkę piersiową. Jego dłoń wciąż trzymała mój nadgarstek, a druga dłoń wylądowała na mojej tali. Momentalnie zrobiło mi się gorąca. Był tak cholernie blisko, że jestem pewna, że gdyby mnie nie trzymał to leżałabym już na ziemi przez nogi, które zupełnie nie współpracowały.

— dobrze ci radzę, nie pojawiaj się tam... nie wyjdziesz już stamtąd. Nie będę cię ratował, jeśli coś pójdzie nie po twojej myśli, rozumiesz? — mówił powoli i spokojnie. Jego szept był tak cholernie przyjemny, że mogłabym go słuchać ciągle. Mogłabym powiedzieć, że był nawet... podniecający? Sama nie wiem.

Ale jestem Ada Niezgódka, nie ważne co by mówił, i tak zrobię na odwrót. Taka już jestem i nikt mnie nie powstrzyma, zwłaszcza jeśli chodzi o mojego ojca.

Akademia Pana Kleksa - Ada x VincentWhere stories live. Discover now