Rozdział 12

116 5 5
                                    

— nigdy więcej, tego nie rób — syknęłam. Wyrwałam się z jego uścisku i odeszłam.

Jak on mógł to zrobić? Bardzo dobrze wie, że nic do niego nie czuje, a jednak posunął się do czegoś takiego. To było nie na miejscu. Nie chciałam aby mnie całował. Najpierw Vincent, teraz Albert, kto następny będzie chciał mnie pocałować? Może mój wujek? Albo ojciec? Boże.

Przez to wszystko straciłam apetyt, skierowałam się do swojego pokoju. Gdy tylko przekroczyłam jego próg odrazu położyłam się na łóżku. Przez to wszystko niedługo później zasnęłam.

Pov: Albert

Moje uczucia do Ady były jasne. Kochałem ją. Nie tak to wszystko miało wyglądać, nie taki był plan. To ona miała zakochać się we mnie, nie na odwrót... dała mi jasny rozkaz. Rozkochaj ją w sobie i zniszcz. Zjebalem ten plan. Ona kocha tego całego Vincenta, a ja? A ja kocham ją.

W mojej głowie wciąż powtarzała się scena tego pocałunku, jak zepsuta płyta. Miała tak cholernie miękkie ust... chciałbym je całować ciągle. Ale nie mogę. Nie kocha mnie. Kocha Vincenta.

Co ja jej teraz powiem? Że zepsułem plan? Że to ją zakochałem się w niej, a nie ona we mnie tak jak miało być? Przecież ona mnie zabije. Nie może się o tym dowiedzieć. Jest brutalna, nie będzie się wahać co do tego, co ze mną zrobić. Już byłem świadkiem, jak traktowała innych gdy coś szło nie po jej myśli. Nie chciałbym skończyć jak oni. Do tej pory byłem jednym z najlepszych jej poddanych. Musiałem zachować swoją pozycję jeśli chciałem coś znaczyć w jej świecie.

Musiałem obmyślić plan, Ada musi zakochać się we mnie. Muszę doprowadzić pierworodny plan do końca, inaczej nie będzie co po mnie zbierać.

Pov: xyz

Jutro po raz pierwszy miałem odwiedzić Akademię i zobaczyć jak w niej jest, poznać tego całego Kleksa i ptaka Mateusza, który jutro pod wieczór miał po mnie przyjść. Byłem ciekawy. Podobno uczęszcza tam niezwykle uzdolniona i mądra Adrianna Niezgódka, gdy tylko o niej usłyszałem wzbudziła moje zainteresowanie swoją osobą. Byłem ciekaw czy jest taka jak mówią... ale o tym przekonam się dopiero jutro.

Pov: Ada

Gdy tylko się obudziłam postanowiłam udać się do mojego ojca. Od dnia w którym przybył tutaj, nie miałam chwili aby porozmawiać z nim o tym co się działo przez ten czas, gdy go nie było przy mnie. Chciałam mu opowiedzieć o wszystkim.

Zapukałam do Gabinetu a gdy usłyszałam ciche "prosze" weszłam.

— czesc słoneczko, co tam?

— hej tato, przyszłam pogadać. Tak po prostu, uprzedzając twoje pytanie: nie, nic się nie stało. Pomyślałam, że po prostu... no nie wiem, długo cię nie było w moim życiu, i tak naprawdę nic o mnie nie wiesz. Jednak mam już 16 lat... no nie wiem jak mam to wyjaśnić. — mówiłam, nie będąc pewna czy ojciec w ogóle chce słuchać o czymkolwiek z mojego życia.

Ten jednak uśmiechnął się miło, i powiedział, że z chęcią pozna swoją córkę od nowa.

Usiadłam więc na fotelu i zaczęłam opowiadać. Powiedziałam mu całkowicie wszystko, co się działo z mamą, jaka była moja reakcja gdy przyszedł po mnie Mateusz, jak spędzałam moje pierwsze chwile w akademii aż po wojnę. Jak to wyglądało gdy wojna się skończyła i jak z wujkiem powoli odbudowywaliśmy akademię, opowiedziałam mu nawet o Vincencie.

Gdy to opowiadałam czułam się naprawdę szczęśliwa. Jak nigdy wcześniej. Brakowało mi tego. Śmiałam się z taty i jego reakcji gdy dowiedział się, że miałam już swojego pierwszego chłopaka, i z tej gdy dowiedział się, że musiałam całować się z Vincentem aby ten go wypuścił.

Myślałam, że się zanudzę na śmierć gdy ten zaczął mi mówić, że nie chce być dziadkiem i mam uważać. Albo jak mówił, że jestem za młoda na chłopaka.

Naprawdę byłam szczęśliwa. Zapomniałam o wszystkim co działo się w okół mnie. Teraz liczyły sie tylko chwile spędzone z moim ojcem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ze nie wiedziałam jak bardzo za nim tęskniłam. To było cudowne uczucie.

Akademia Pana Kleksa - Ada x VincentWhere stories live. Discover now