Rozdział 5

160 7 6
                                    

Siedziałam właśnie na murku gdy podszedł do mnie Albert. Zestresowałam się i rozważałam nawet opcje ucieczki, ale zrezygnowałam z tego pomysłu zdając sobie sprawę, że powinnam zachować się dojrzale i wyjaśnić z nim to. Nie chciałam by nasza relacja bardziej na tym ucierpiała. Chciałam postawić sprawę jasno. Jedyne co między nami będzie to przyjaźń. Może się na mnie za to obrazić, może mnie wyzywać, ale nie moją winą jest to, że nic do niego nie czuje. Jak to mówią: serce nie sługa. Musi się z tym pogodzić, albo to będzie koniec naszej relacji. Nie mam zamiaru robić mu złudnych nadziei, że kiedykolwiek coś między nami będzie. A wiem, że nie będzie. Już chodzi mi po głowie jeden chłopak o pięknych złotych oczach... Ada stop. Jest kilka lat starszy. Nie.

Ada, czy możemy porozmawiać? — zapytał patrząc prosto w moje oczy. Miałam wrażenie, że zagląda mi w duszę. Ten wzrok był tak intensywny, tak przeszywający, że patrząc od samego patrzenia przeszedł mnie dreszcz. Po chwili speszona odwróciłam wzrok. Zastanawiałam się jak mam mu to wszystko powiedzieć, żeby zrozumiał, ale jednocześnie nie cierpiał. Westchnęłam cicho i ponownie na niego spojrzałam zeskakując z murku.

— Albert, posłuchaj — zaczęłam. — nie chcę żebyś robił sobie złudne nadzieje, że kiedykolwiek między nami coś będzie. Bo nie będzie. Nigdy. Przykro mi, ale nie czuję do ciebie tego, co ty czujesz do mnie. Od samego początku byłeś dla mnie przyjacielem i nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mielibyśmy być razem. Nie chcę tego, nie kocham cię. Przepraszam. — gdy tylko skończyłam mówić, zauważyłam, że do jego oczu napływają łzy. Mimo wszystko nie pozwolił im spłynąć. Obserwowałam każdy jego ruch bardzo dokładnie. Po chwili odwrócił wzrok jakby nad czymś myślał.

— kochasz kogoś innego, prawda? Nie mów, że jest inaczej. Czuję to, widzę to. Wiem, że tak jest. Nie okłamiesz mnie, nie w tej kwestii Ada. — mówił oschle. Jego glos nie wyrażał nic innego jak... pogarda. Zmarszczyłam brwi. Dostał kosza i już zaczął mnie nienawidzić? Kolejny powód na moją listę, dla którego nie chce z nim być.

— nawet gdyby tak było, nie powinno cię to interesować. — nie chciałam mówić z góry, że tak nie jest ponieważ sama nie byłam pewna uczuć, którymi darzę Vincenta. Wiedziałam jedynie, że są bardzo silne, a chłopak ostro zawrócił mi w głowie. — nie ważne kogo kocham, nie czuje tego do ciebie. Albo się z tym pogodzisz, albo to koniec naszej przyjaźni. Nie chce, abyś robił sobie zbędne nadzieje, na coś więcej. — odparłam równie sucho co on. Też potrafiłam być niemiła.

— w takim razie obawiam się, że to koniec Ado. — odpowiedział. Jego twarz nie wyrażała nic poza obojętnością, ale oczy mówiły wszystko. Bolało go to. I mnie również zabolały te słowa. Nie chciałam, żeby to był koniec naszej przyjaźni. Był pierwszą osobą z Akademii, z którą się zaprzyjaźniłam, której tak szybko zaufałam. Lubiłam spędzać z nim czas, naprawdę dobrze się dogadywaliśmy, lubiłam jego towarzystwo. Lubiłam, gdy mi śpiewał, gdy zawsze starał się poprawić mi humor. Był przy mnie zawsze gdy potrzebowałam. Gdy było mi gorzej. A teraz to ma być koniec. Koniec jego żartów, jego śpiewu, jego obecności. Koniec wszystkiego. Ale to była jego decyzja, on postanowił to zakończyć. Ja mu dałam wybór, nie musiał tego robić. A jednak. Nie pozostało mi nic innego jak po prostu odejść.

Uśmiechnęłam się blado. — mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Zawsze, nie ważne co by się działo, możesz na mnie liczyć. Gdybyś jednak zmienił zdanie, będę czekać. Trzymaj się. — powiedziałam po czym odwróciłam się i skierowałam w stronę Alademii zostawiając Alberta samego.

Dotarłam do swojej sypialni, ostatnio wujek dał mi oddzielną, ponieważ go o to poprosiłam, a że jestem jego ulubienica szybko na to przystał. Poza tym, lubię ciszę i spokój, a w sypialni dla wszystkich tego nie miałam. I nawet cieszę się, że mam tą oddzielną sypialnie, gdyby nie to, spałabym dziś obok Alberta. Wolałam jednak tego uniknąć.

Położyłam się na łóżku i... myślałam. Po prostu. Zastanawiałam się co by było gdyby... to te największe i najważniejsze zaklęcie, które buduje wyobraźnię. Po tych słowach nasza wyobraźnia staje się... wielka. Mamy nieograniczone możliwości, wyobrażamy sobie wszystko do woli, że nie możemy przestać marzyć. Lubiłam ten stan. Lubiłam zatracać się w swojej wyobraźni, wyobrażać sobie wszystko co tylko mogłam. Było to niesamowite.

I właśnie teraz  wyobrażałam sobie co by było gdyby Albert się we mnie nie zakochał. Nadal byśmy się przyjaźnili, przeżywali wspólnie przygody, śmiali się do utraty tchu. Chciałabym, żeby to co dzieje się w mojej głowie działo się naprawdę. Wtedy życie byłoby piękniejsze.

Po chwili moje myśli zeszły na inny tor... teraz już nie myślałam o Albercie i o tym co by było gdyby... teraz moja głowę wypełniły wspomnienia. Wspomnienia z tatą.

Przez moją głowę przewijały się różne chwile, te gdy przychodziliśmy w te dziwne miejsce by tata uczył mnie medytować i panować nad emocjami, gdy chodziliśmy na spacery, gdy bawił się ze mną, gdy dał mi te... "lusterko" dzięki któremu mógł odpędzać moje koszmary...  ciekawa jestem jak bardzo się zmienił? W końcu minęło 9 lat. Pamiętam każdy szczegół na jego twarzy, ale teraz... teraz nie wiem jak wygląda. Nie wiem co się z nim dzieje. Mama mimo wszystko próbuje go odnaleźć... ale czy to ma jakikolwiek sens? Nie ma żadnych tropów, nie wiadomo gdzie był ostatni raz, z kim rozmawiał. Nic. Wiemy tylko tyle, ze wyjechał. Nic więcej. Postanowiłam, że muszę zapytać wujka. On z pewnością coś wie.

Póki co postanowiłam odpocząć od tych wszystkich myśli, niedługo później zasnęłam.

Akademia Pana Kleksa - Ada x VincentWhere stories live. Discover now