Rozdział 12

5.5K 140 66
                                    

Julie
W końcu weekend. W następnym tygodniu mam mieć trzy sprawdziany i sześć kartkówek, ale jak to się mówi ,,na logike''. Obiecałam Lori, że pójdę z nią dzisiaj na zakupy, więc jako dobra przyjaciółka zrobię to. Przecież w razie czego jeszcze mam cały dzień.

Tak jak postanowiłyśmy tak zrobiłyśmy.

W piątek podeszłyśmy do nauczycielki która zajmowała się naszym piętrem i powiedziałyśmy, że całą sobotę nas nie będzie. Pani Cooper zawsze się zgadzała, więc długo nie musiałyśmy prosić.

Rano wstałyśmy koło dziewiątej. Ubrałam na siebie szare dresy i czarny top.

Zeszłyśmy zjeść śniadanie, a gdy wróciłyśmy do pokoju poszłam umyć zęby, a następnie się pomalowałam.

Na codzień starałam się dbać o cerę, dlatego nakładałam tylko maskarę, ale skoro szłyśmy do galerii to postanowiłam zaszaleć.

Nałożyłam korektor, następnie brązer, róż i rozświetlacz. Wszystko przyklepałam pudrem, a na koniec zrobiłam sobie kreski, podwinęłam rzęsy zalotką i pomalowałam maskarą, a usta wykonturowałam i nałożyłam przezroczysty błyszczyk.

- kurwa no pojebie mnie coś za chwilę!- usłyszałam krzyk przyjaciółki, więc wyszłam z łazienki spytać się o co chodzi.

- co się stało?- zapytałam niepewnie.

- niedaleko stąd był wypadek, więc najszybciej autobus będzie za 1,5 godziny.

-no to nie źle. Możemy poczekać.

- nie mamy czasu jest dziesiąta zanim byśmy tam dojechały byłaby dwunasta trzydzieści, a w tedy miałybyśmy jakieś 3,5 godziny na chodzenie.

- to nie wystarczy?

- nie!- wykrzyczała oburzona, więc uniosłam dłonie w geście obronnym.

- no chyba że- w głowie pojawił mi się pewien plan, ale tak szybko jak się pojawił tak znikł- albo nie jednak nie to nie wypali.

- co powiedz mi błagam. No chyba, że chodzi ci żeby za tydzień iść. To w tedy nie ma mowy. Bo w piątek przyjeżdża Nate.

- nie nie o to mi chodziło, ale już nie ważne.

- no gadaj kobieto!

Po chwili namysłu w końcu wyjawiłam swój pomysł który nie miał prawa się udać.

- mogłabym zapytać się Josha czy nas zawiezie chociaż wątpię.

- i tak nie mamy lepszego pomysłu, więc błagam chociaż spróbuj.

Westchnęłam, a następnie przytaknęłam.

Ubrałam swoje jordany 1, założyłam jakąś pierwszą lepszą bluzę z nike'a, która nawet nie była moja tylko któregoś z moich braci. Swoje brązowe włosy rozpuściłam, a następnie założyłam czarną czapkę z The North Face, na nią kaptur i tej samej marki kurtkę.

Był już listopad, a za oknem było 9 stopni więc postanowiłam na taki ubiór.

Wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się pod drzwi Josha. Zapukałam i nie przewidziałam jednego. Drzwi otworzył brunet z którym dwa dni wcześniej się prawie pocałowałam.

- Hej- powiedziałam niepewnie.

- Hej- odpowiedział. Głos miał lekko zachrypnięty, więc od razu odchrząknął.- co tutaj robicie?- spojrzał najpierw na mnie a później na Lorettę.

- przyszłyśmy do Josha. Jest może?

- nie ma go gdzieś wyszedł, ale jak to pilne to mogę mu przekazać.

failure in lifeWhere stories live. Discover now