Rozdział 6. Brunet i jego piekielne tęczówki

341 13 1
                                    

Aishia oprowadziła mnie po domu, pokazując najważniejsze pomieszczenia. Na parterze znajdowała się kuchnia połączona z dużą, przestronną jadalnią, salon oraz łazienka i kilka mniejszych salek. Kilka drzwi było zamkniętych. Kobieta wyjaśniła mi, że niektóre miejsca były do użytku wyłącznie właściciela domu i nawet ona nie miała do nich wstępu. Miałam coraz więcej pytań, ale zdawałam sobie sprawę, że odpowiedzi nie będzie wcale tak łatwo zdobyć. Pokojówka raczej nie była skłonna mi pomóc. Wykonywała swoje obowiązki i nie pozwala sobie na wyjście z bezpiecznej strefy. Nie zdradziłaby swojego pracodawcy, choćbym miała jej zapłacić miliony za rozwiązanie języka. Była lojalna i oddana.

Przestrzeń na zewnątrz też była niczego sobie. Wielki zielony teren rozciągał się przez większość powierzchni. Z boku zbudowano altanę i kwiecisty ogród. Od razu tam poszłam, chcąc coś sprawdzić. Weszłam do środka przeszklonego domku. Ogrodnik sadził właśnie nowe plony w donicy pełnej ziemi. Przywitałam się krótko i wkroczyłam na inną ścieżkę, nie chcąc przeszkadzać mężczyźnie w pracy.

Rozglądałam się na boki, szukając jednego konkretnego rodzaju kwiatów. Odnalazłam je na samym końcu. Wielkie krzaki czerwonych róż z kolcami posiadały swoje specjalne miejsce w szklarni. Było ich najwięcej, co tylko potęgowało szansę na powodzenie w misji, którą wymyśliłam kilka minut temu. Mianowicie postanowiłam urwać kilka sztuk, by móc włożyć sobie do wazonu. Dzięki temu mogłam poczuć, jakby mama przy mnie była. Róża to cała ona. Na pamiątkę postanowiłam wytatuować sobie różę na karku. Zrobiłam to pół roku temu za jej zgodą. Ona miała ją już od czasów swojej młodości. Prawie go nie było widać, ale za to miałyśmy satysfakcję z posiadania wspólnej cechy wyglądu.

Zerwałam trzy sztuki, czując się jak złodziej. Może i nim byłam, ale przecież nikomu tym krzywdy nie robiłam. Nie licząc samej rośliny, oczywiście. Zastanawiałam się, jak przejść obok ogrodnika, by nie wzbudzić podejrzeń. Przez chwilę tak stałam, starając się wymyślić jakąś wymówkę dla Aishi. Zdecydowałam się przebiec za plecami mężczyzny, lecz nie zdołałam ukryć róż. Mężczyzna krzyczał za moimi plecami, ale ja go już nie słuchałam. Wybiegłam na świeże powietrze, mijając zdezorientowaną kobietę. Znalazłam schody i udałam się na górę, lecz i tak musiałam czekać na Aishie, bo nie miałam pojęcia, który z pokoi był moim. Na piętrze znajdowały się tylko sypialnię. Naliczyłam ich chyba z dwanaście.

– Panienko Williams, proszę tak więcej nie robić! – zawołała Aishi, kiedy mnie dogoniła. – I dlaczego zerwałaś róże z ogrodu pana Howarda? – Posłała mi pełne pretensji spojrzenie.

– On i tak ma gdzieś ten ogród, a ja wzięłam sobie tylko kwiatka – odparłam pewnie. – Nie musisz siać paniki, Aishio. Przecież nikogo za to nie zabije.

Przewróciłam oczami, obracając się w przeciwną do niej stronę. Zauważyłam otwarte drzwi jednego z pokoi, więc zaczęłam iść w tamtym kierunku. Weszłam do środka, będąc pewna swojej intuicji. Moje rzeczy zostały wniesione właśnie do niego, więc domyśliłam się, że to musiało być moje nowe lokum.

– Mylisz się, Melanie. – Wzdrygnęłam się przez nagłą obecność kobiety za moimi plecami. Musiała się przemieszczać bezszelestnie, bo nawet nie słyszałam, kiedy zaszła mnie od tyłu.

– W związku z czym? – spytałam podejrzliwie, odsuwając się od niej.

Założyła ręce na piersi, zmieniając wyraz twarzy na bardziej poważny. Już nie emanowała radością, jak kilka chwil temu. Była zła, a może bardziej smutna.

– Pan Howard nie jest... uważaj, co mówisz i robisz przy nim. – Ugryzła się w język, przerażona słowami, które wypowiedziała. – Chciałam tylko powiedzieć, że ogród może w sam sobie nie jest dla niego ważny, ale rosnące w nim róże już tak.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now