Rozdział 10. Spokój w gnieździe żmij

396 14 0
                                    

perspektywa Melanie, Chicago, 2020

Ogród był moim ulubionym miejscem do spędzania wolnego czasu. Natura tak pięknie współgrała z pogodą. Kiedy słońce świeciło, wszystko wokół stawało się żywsze i weselsze, kwiaty rozkwitały, a ja mogłam leżeć na hamaku cały dzień. Nie lubiłam za to szarości i deszczu, choć czasami w taką pogodę siedziałam na zakrytym tarasie i wsłuchiwałam się w dźwięk kropel uderzających o dach. Uspokajało mnie to, choć był to dość dziwny sposób na odprężenie.

Mama skończyła rozmawiać przez telefon i dołączyła do mnie z kubkiem gorącego napoju. Jesienne klimaty rozpoczynały naszą tradycję wieczornego picia kakao. Koniecznie takiego z piankami i bitą śmietaną. Zane narzekał na ilość słodkości w jednym napoju, ale my kompletnie się tym nie przejmowałyśmy. To były nasze słodkie chwile, których nie zamieniłybyśmy na żadne inne.

– Co czytasz? – zagaiła do mnie, odkładając kubki na stolik.

– ,,Romeo i Julia" – odparłam, wymachując książką przed twarzą kobiety.

Moim ulubionym gatunkiem literackim były romanse w każdej postaci. Połączenie tragizmu z romantyzmem według mnie zostało bardzo dobrze przedstawione, a William Szekspir to mistrz mocnego pióra. Jego historię sprawiały ciarki na plecach i brak chęci zakończenia danej pozycji.

– Cudowna książka, ale też niesamowicie tragiczna. Pamiętam, jak czytałam ją będąc nastolatką – wspominała kobieta. – Dzięki Julii i Romeo uwierzyłam, że istnieje prawdziwa miłość, dla której poświęciłoby się wszystko, byleby znaleźć się przy ukochanej osobie.

– A teraz w nią wierzysz? – spytałam, bo tak właściwie nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Unikała tego tematu i zręcznie zmieniała na inny. Wiedziałam, czym to było spowodowane, ale chciałam kiedyś usłyszeć te słowa z jej ust.

Cristina poprawiła się w fotelu i złapała za kubek. Upiła parę łyków, po czym ponownie na mnie spojrzała.

– Są to bzdury wyssane z palca, w które wierzą małe dziewczynki śniące o swoim księciu z bajki. – Kobieta poprawiła swój bawełniany sweter, w którym materiał przy szyi nieco się zagiął. Gdy się denerwowała, dotykała skrawku swojego ubrania. Już dawno rozgryzłam jej schemat. – Go nie ma, skarbie. Nie istnieje i nigdy nie będzie istnieć. Mężczyźni w dzisiejszych czasach są kłamliwi i niewierni. Wykorzystują twoją łatwowierność i dobroduszne serce, aby następnie wyrwać je z piersi i podeptać na podłodze. Potrafią zabić każdą komórkę w ciele, każdą siłę, która w tobie drzemie. Łamią nas na miliony sposobów, bo chcą pokazać, że to oni rządzą tym światem. Wykorzystują swoją przewagę fizyczną i wpływy, jakie posiadają po to, by nas upokorzyć i zmusić do podkulenia ogona. Uległość im imponuje, ale też wbija do głowy coraz to nowsze i głupsze pomysły. Pamiętaj, kobiety to silna płeć, najsilniejsza. Zniesiemy każdy ból, umiemy sobie z nim radzić, a oni cierpią przy zwykłym katarku.

Parsknęłam śmiechem na ostatnie zdanie. Moja mama zawsze wiedziała, co powiedzieć. Doświadczyła znacznie więcej, niż ja, dlatego traktowałam ją, jako wzór do naśladowania. Każde jej słowo było warte zapamiętania. Życie bywa przewrotne, więc kto wie? Może kiedyś, któraś z tych rad będzie jedynym sposobem na rozwiązanie jakiegoś problemu.

– Miłość jest straszna? – zapytałam.

– Trudna do zrozumienia – sprecyzowała. – I do znalezienia również.

– Jak poznałaś tatę? – Kobieta zacisnęła usta, unikając mojego wzroku. – Tylko znów mi nie mów, że jestem za młoda, nie gotowa i tak dalej. Dzisiaj bez wymówek, proszę mamo.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now