Rozdział 16. Miesięcznica

424 11 0
                                    

Tej nocy nie spałam za dobrze. Towarzyszyły mi same koszmary, które budziły mnie średnio co dwie godziny. Obraz zamordowanej studentki przejawiał się w moich wyobrażeniach między dziwnymi spotkaniami z zamaskowaną postacią, która wydawała się być niesamowicie realistyczna. W dłoniach trzymał nóż, a z jego końca ciekły krople krwi. Zazwyczaj, on mnie gonił, a ja próbowałam uciekać, jednak za każdym razem ta scena kończyła się tak samo.

Moją śmiercią, poprzez przebicie serca ostrym narzędziem. Ostatnim, co widziałam był cyniczny uśmieszek. Odsłaniał się, gdy tajemniczy mężczyzna zdejmował zakrycie. Jednak nigdy nie dotrwałam do końca, by móc ujrzeć jego twarz. Budziłam się z krzykiem, zlana zimnym potem i szybko walącym sercem. Dziwiłam się, że nikogo tym nie obudziłam.

Sama zgubiłam się w liczeniu, który to już raz. Znowu złapał mnie w pasie, przebił narząd i rzucił na brudną ziemię, pozwalając się wykrwawić. Kiedy był w połowie zdejmowania maski, obudziłam się, zrywając się z łóżka. Tym razem nie byłam jednak sama. W pokoju, na krańcu łóżka siedział Alex, a jego twarz wyrażała zmęczenie. To ostatnia osoba, której bym się spodziewała w swojej sypialni.

– Co tu robisz? – spytałam, normując oddech.

– Krzyczałaś, więc przyszedłem – odrzekł, jakby to było coś oczywistego.

– Miałam koszmar – powiedziałam, starając się brzmieć opanowanie. – Nic się nie dzieje. Wybacz, że cię obudziłam. Myślałam, że nikt tego nie słyszał.

– Ja słyszałem. – Wstał i znacząco się zbliżył. – Co ci się śniło? – Przykucnął przed moją twarzą, wbijając we mnie swój przeszywający wzrok.

Zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę go to interesowało. A może to była jakaś kolejna gra?

– Śmierć mojego psa – skłamałam, by zobaczyć jego reakcję.

Diego odszedł ode mnie za wcześnie i to strasznie dręczyło moje serce. Jednak nie chciałam wyjawiać od razu chłopakowi prawdziwej fabuły swojego snu, więc musiałam wymyślić coś innego, lecz równie mocnego, a dodatkowo dla mnie bolesnego.

– Williams, w skali od jeden do dziesięciu, w jakim stopniu myślałaś, że w to uwierzę? – Przybrałam obojętną postawę, by bardziej wpasować się do aury, którą wokół siebie roztaczał.

– Dwa – odpowiedziałam bez najmniejszego problemu. – Cień szansy na to, że jesteś debilem pozostał, ale raczej stawiałam na twój szósty zmysł, który funkcjonuje lepiej, niż mózg.

– Próbujesz zranić moją inteligencję? – Udał obrażonego, teatralnie kładąc dłoń na klatce piersiowej.

– Nie można zranić czegoś, co nie istnieje – zripostowałam, podnosząc się z łóżka. Przeszłam do szafy, by poszukać jakiegoś szlafroku, którym mogłabym się okryć. Było mi zimno, a nie zapowiadało się bym szybko zasnęła.

Kiedy byłam odwrócona plecami do chłopaka, usłyszałam skrzypnięcie łóżka. Pomyślałam, że może chciał opuścić mój pokój, bo powiedział już wszystko, co chciał. Znienacka poczułam ciepły oddech na karku, a dwie duże męskie dłonie dotknęły mojej talii. Trzymałam w dłoniach biały szlafrok w różyczki, lecz nie mogłam wykonać żadnego ruchu, ponieważ siła jego dotyku była dla mnie onieśmielająca. Torres pochylił się, delikatnie muskając prawe ucho. Przełknęłam ślinę, kiedy przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej.

– Słodka piżamka – wyszeptał, dotykając palcami odkrytej skóry przy obojczyku. – Chociaż ja zamieniłbym te aniołki, w piekielne iskry, bo zdecydowanie bliżej ci do żaru, niż nieba. Obojgu nam bliżej do ciepełka, niż tego wymyślonego raju.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now