Rozdział 36. Grobowy sylwester

258 13 0
                                    

Boże Narodzenie zawsze kojarzyło mi się z najszczęśliwszym czasem w roku. Rodzinna atmosfera, wspólne przygotowanie potraw, pieczenie pierników i kupowanie prezentów. Dom był ozdobiony w przeróżne kolorowe dekoracje, a w salonie stała piękna błyszcząca choinka. W tym roku nie było żadnej z tych rzeczy. Nie było również osób, z którymi zawsze zasiadałam do wigilijnego stołu. Nie czułam tej cudownej magicznej atmosfery. Właściwe traktowałam te dni, jak każde inne. Wigilię spędziłam u Johanssonów, kolejny dzień także. Otrzymałam od nich namiastkę tego, czego nie dostałam w domu ojca.

Z Alexem nie rozmawiałam od sytuacji z ringu, gdy mnie pocałował. Po pocałunku nie potrafiłam zebrać odpowiednich słów do rozpoczęcia tej rozmowy, ale jak już minęło trochę czasu chciałam go zapytać, dlaczego to zrobił i przede wszystkim, jaki miało to mieć wpływ na naszą dalszą relację. Stałam na bardzo niepewnym gruncie.

Dwudziesty szósty grudnia był dniem pogrzebu Cassandry Torres, zamordowanej przez swojego byłego męża. Osobiście żywiłam do niej szczerą niechęć, ale nie wypadało mówić źle o zmarłej, zwłaszcza w dniu jej pogrzebu.

Msza odbyła się w kaplicy na cmentarzu. Howard zadbał, by na pogrzebie byli obecni tylko zaproszeni przez niego goście, żadnej prasy i innych niepowołanych osób trzecich. Ochrona czuwała i pilnowała porządku. Wszyscy obecni ubrali bardzo drogie eleganckie ubrania w odcieniach czerni. W pierwszym rzędzie siedziałam wraz z ojcem i Alexem, a za nami kolejni członkowie rodziny, znajomi i członkowie organizacji całej mafii. Znajdowałam się między obojgiem panów. Jeden z nich zachował powagę, nie uraniając choćby jednej łzy. Zastanawiałam się czy podobnie zareagował na wieść o śmierci mamy. Jeżeli tak, zabolałoby mnie to, bo to oznaczało, że nie zależało mu na niej, choć twierdził inaczej.

Drugi z nich całą mszę miał założone okulary. Siedział wyprostowany, nie poruszał się, a mimika jego twarzy nie zmieniała się nawet na sekundę. Wyglądał, jak kamień, nawet nie wiem czy do końca żywy. Dłonie trzymał płasko na udach, nimi też nie gestykulował. Ani razu na mnie nie spojrzał. Ignorował słowa, które do niego wymawiałam. Traktował wszystko i wszystkich, jak powietrze. Zamknął się, nie dopuszczał do siebie nikogo.

– Nasza czcigodna siostra odeszła od nas, ale pamięć o niej na zawsze w nas pozostanie. Wieczny jej odpoczynek, twoja misja tu na ziemi, dobiegła końca.

Kapłan wygłosił krótkie kazanie, po czym zabiły dzwony. Nastał moment odprowadzenia trumny na miejsce wiecznego spoczynku. Gdy wstaliśmy, chciałam złapać Torresa za dłoń, ale chłopak wyrwał się i mnie wyminął, ocierając się o moje ramię. Uchyliłam wargi, lecz po chwili je zamknęłam, przełykając gulę w gardle. Ktoś do mnie podszedł, wyczułam czyjąś obecność za swoimi plecami.

– Daj mu czas. Teraz nie jest sobą, a gdy jest taki obojętny, potrafi mówić i robić rzeczy, które zabolą najbardziej.

Odwróciłam się twarzą do Archiego i nie myśląc nad tym dłużej, wtuliłam się w niego. Potrzebowałam czyjejś bliskości, a mu zaufałam już dawno temu. On mnie jeszcze nie zawiódł i bardzo chciałam utrzymać taki stan.

– Człowiek w zderzeniu z cierpieniem zamienia się w coś, czego sam nie potrafi wyjaśnić. – Hale pogłaskał mnie po plecach, prowadząc za pierwszym rzędem żałobników. – Daruj mu, bo ty przecież wiesz najlepiej, jak to jest stracić matkę.

Wiedziałam.

Cztery miesiące temu moje serce roztrzaskało się na kawałki. Myślałam, że już się nie podniosę, jednak spotkałam wspaniałych ludzi, którzy pomogli mi odnaleźć nowy sens swojego życia. Alex już ich miał, choć na chwilę o tym zapomniał. Byli i będą zawsze.

– On go zabije, Archie – wydusiłam z siebie tych kilka słów.

Chłopak zerknął na mnie, a wtedy ponownie się odezwałam.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now