Rozdział 7. Rodzinka, jak z obrazka

316 10 0
                                    

Upadłam przed nim na zimne płytki. Nie złapał mnie, nawet nie pomógł mi się podnieść. Po prostu się obrócił i wszedł do pomieszczenia. Przeklęłam go w myślach, otrzepując niewidzialny pyłek ze spódniczki. Znałam go z pięć minut i już wiedziałam, że przyjaciółmi to my nie zostaniemy. Kierowała nim arogancja i potrzeba wyższości nad innymi. Osobiście nie trawiłam takich ludzi.

Dołączyłam do wesołej gromadki, wchodząc do środka z maską na twarzy. Swój wzrok wbiłam w mężczyznę siedzącego na samym szczycie stołu. Ubrany w elegancki garnitur, którego rękawy były lekko podwinięte, dzięki czemu zauważyłam znany mi już malunek. Wąż ze strzałą, taki sam jak u Alexa. To musiał być on, wielki Grayson Howard, którego wszyscy tak bardzo się bali. Mój dawca genów, jedyny żyjący rodzic ktoś, kogo nigdy nie chciałam spotkać. Teraz staliśmy twarzą w twarz, a koszmary wyszły z nocnej nory i stały się światłem dziennym. Podchodząc coraz bliżej miejsca, które było dla mnie przygotowane, czułam coraz większą pustkę. Bałam się go, ale jednocześnie straciłam wszelkie emocje z tym związane. Bo on był dla mnie nikim. Nie istniał w moim idealnym świecie i tego nawet największa potęga nie była w stanie zmienić.

Szacunku nie kupi się za pieniądze, trzeba sobie na niego zapracować.

– Witaj, Melanie. Dobrze móc cię w końcu zobaczyć. – Howard wstał i obszedł stół. Czułam na sobie osiem par oczu. Ja patrzyłam tylko w te jedne. – Jesteś do niej taka podobna, to aż niebywałe.

Mój słaby punkt.

Oczywiście, że musiał o niej wspomnieć. Chciał wydobyć ze mnie słabość, która z łatwością by mu się poddała. Jak dobrze, że nie znał własnej córki. Ostatnią rzecz, którą bym zrobiła to poddanie się jego zasadą. Sprowadził mnie do swojego domu za pomocą możliwości, które posiadał, ale to nie była odpowiedź na wszystko. Władza pomagała, ale nie zawsze wystarczała.

– Naprawdę to dla ciebie, aż takie dziwne? – odważyłam się odezwać, chociaż wszystko wewnątrz mnie krzyczało, by tego nie robić. – Na szczęście podobieństwo do ciebie jest niemal zerowe.

Mężczyzna podszedł do mnie i położył dłoń na moim nagim ramieniu. Przeszedł mnie elektryzujący prąd, odrzucający dotyk tej osoby. Moje ciało wiedziało, kiedy nie chciałam być dotykana i reagowało na wrogie mi osoby.

Howard musiał wyczuć moją reakcję, bo szybko zabrał rękę, napinając swoje mięśnie jeszcze bardziej. Mogłam udawać, ale naprawdę mnie wystraszył. Jego dotyk nie był dla mnie ani trochę przyjemny.

– Usiądź, proszę. Jedzenie stygnie. – Wycofał się, z powrotem zajmując swoje miejsce przy stole. Przerwał ze mną kontakt wzrokowy.

Westchnęłam.

Usiadłam, pieczętując swój los. Centralnie naprzeciwko mnie siedział brunet, którego mina nie wyrażała kompletnie niczego. Przelotnie na mnie spoglądał, ale wtedy szybko zmieniałam punkt swojego wzroku. Nie chciałam na niego patrzeć, on mnie nie interesował.

– Alexa pewnie już znasz. Powiedział mi, że wpadliście na siebie w samochodzie. – Przewróciłam oczami na dźwięk imienia tego dupka. – Mam nadzieję, że się dogadacie. Uczelnia Alexa mieści się w sąsiednim budynku z twoim liceum, więc będziesz mogła zwrócić się do niego o cokolwiek, jeśli nadejdzie taka potrzeba. Dopóki nie zdasz prawa jazdy, będzie cię odwoził i odbierał, możesz również korzystać z szofera jeżeli tylko masz na to ochotę.

Wolałam go unikać, niż spędzać z nim czas w samochodzie czy gdziekolwiek indziej. Taka perspektywa nie cieszyła samego chłopaka, który na słowa mojego ojca cały zesztywniał. Wbił w niego wzrok, a mężczyzna uczynił to samo. Mierzyli się spojrzeniami pełnymi nienawiści, bezwzględności i gniewu, które tylko oni rozumieli. Ten młodszy skapitulował pierwszy, bluźniąc pod nosem.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now