1. Wybrańcy

56 9 15
                                    

— Logan, ty idioto coś ty narobił?! — właśnie tak zareagowali jego najlepsi przyjaciele, gdy ten przyznał się, że zgłosił ich do rządowego projektu, mającego na celu ochronę całego ich świata. Projektu, który niósł ze sobą tak ogromne brzemię. Bo wystarczył jeden, zły ruch i kilkusetletnia tajemnica świata czarodziei zostałaby jedynie wspomnieniem. A wtedy? Nastałby chaos.

Jednak jaka była szansa, że spośród tylu ludzi wylosowani zostaną akurat oni?

***

Pewien starszy, siwowłosy mężczyzna przemierzał wolnym, spokojnym krokiem korytarze szkoły. Nie było na nich żywego ducha, a co dopiero jakiegoś ucznia, ponieważ każdy z nich znajdował się w pomieszczeniu, do którego ten właśnie zmierzał. Szedł, patrząc przed siebie i balansując delikatnie głową na boki, przez co jego siwe włosy, poruszały się naprzemiennie na prawo i lewo. Cichy stukot stawianych przez niego kroków odbijał się o otaczające go ściany, niosąc za sobą echo. Za każdym razem, gdy jego stopa lądowała na zimnej posadce dało się usłyszeć stłumiony szmer garniturowych spodni, których materiał ocierał się o siebie. Wiedział, że wszyscy czekają już zapewne tylko na niego, bo w końcu jak rozpocząć rok szkolny bez dyrektora. Myśląc o tym, ruszył szybciej naprzód, gładząc się przy tym po swoim długim, siwym wąsie podkręconym na samym końcu.

Nareszcie dotarł przed salę, w której wszyscy się znajdowali. Obiema rękami popchnął drewniane, dwuskrzydłowe drzwi powodując tym samym ich otwarcie, jak i przeraźliwe skrzypnięcie. Gdy to zrobił, każda para oczu została skierowana wprost na niego. Dyrektor zaczął podążać przez środek sali, która robiła w ciągu roku szkolnego również za hol, na którym organizowane były różne przedsięwzięcia. Tak było i tym razem.

Nad ziemią na różnych wysokościach latały drewniane, okrągłe stoliki, przy których siedzieli uczniowie. Sala nie pomieściłaby wszystkich, a dzięki jednemu, prostemu zaklęciu zostało jeszcze sporo miejsca. Na suficie wisiały różne, uroczyste chorągwie z zapisanymi datami, wydarzeniami, czy tez postaciami istotnymi dla czarodziejów. Bo tak naprawdę ich istnienie nie zawsze było tak oczywiste. Jeszcze paręset lat temu nie mogli siedzieć w jednej sali, czując się tak cholernie swobodnie jak teraz. Kiedyś musieli się ukrywać, uciekać. Bo wtedy całe ich życie było bezustanną ucieczką. Ucieczką bez końca.

Mężczyzna stanął w końcu przy stole, kładąc dłonie na jego bukowym blacie. Wszystkie rozmowy ucichły momentalnie, uczniowie patrzyli uważnie, czekając na jakiekolwiek słowo, które padłoby z jego ust. Przejechał delikatnie opuszkami palców po drewnianej krawędzi stołu. Wziął głębszy wdech, po którym jednym ruchem ręki rzucił na siebie pewne zaklęcie. Nikt tak właściwie nie wiedział jakie, do momentu, w którym ten się odezwał.

— Drodzy uczniowie — jego głos był teraz tak głośny, jakby mówił przez mikrofon. Docierał do każdego skrawka tej wielkiej auli.

Skupił na sobie uwagę wszystkich uczniów i nauczycieli, no może prawie wszystkich. Siedząca gdzieś w środku trójka chłopaków rozmawiała, przywiązując obecnie większą uwagę do czegoś kompletnie innego niż przemówienie pana Omniscienta. Każdy z nich próbował zrzucić pozostałą dwójkę na ziemię, mając przy tym niezły ubaw. Dopiero po chwili, gdy paru innych uczniów zwróciło im uwagę, uspokoili się, cały czas jednak śmiejąc się cicho pod nosem.

— Jak wiecie w tym roku nasza szkoła bierze udział w jednym z rządów projektów, mającym na celu ochronę naszego świata. Pewnie zdajecie sobie sprawę, że ostatnimi czasy okoliczni mieszkańcy coraz bardziej przyglądają się poczynaniom naszej szkoły, ale nie tylko. Na celowniku znalazł się cały Brooklyn, który jest coraz bardziej obserwowany i badany pod kątem niewyjaśnionych zjawisk. — każda osoba, przebywająca na sali zdawała sobie z tego sprawę, ale nikt nie miał pojęcia, jak poważna ona jest. — Czarodzieje z innych miast, jak na razie nie mają tego problemu, a jeśli już to na zdecydowanie mniejszą skalę. Rząd podjął już masę środków, żeby zapobiec wyjawieniu tajemnicy naszego istnienia. Jednak obecnie to nasza szkoła jest uznawana za najbardziej niebezpieczną, dlatego też powierzono nam ten projekt. Będzie miał on formę wymiany uczniowskiej. — tym razem mężczyzna rzucił zaklęcie na podest przed sobą. Zaraz po tym ze srebrnej wiązki magii, która na niego spadła zaczęła wyrastać marmurowa kolumna. Kolumna, na której środku stał ogromny, złoty kielich, przypominający nieco wazę. — Dwie osoby. Dwóch szczęśliwców, siedzących pośród nas spędzi okrągły rok w świecie sightless. W końcu będziecie mieć szansę zobaczyć, jak to jest być zwykłym człowiekiem, ale jednocześnie nie możecie zapomnieć co na celu tak naprawdę ma ten projekt. Musicie zrobić wszystko, aby ochronić nasze istnienie. — te słowa spowodowały lekki szum wśród pozostałych. Bo niepojętym było to, że w końcu mieli szansę na przyjrzeniu się światu zwykłych ludzi z bliska. Od kilku lat jakikolwiek bliższy kontakt z osobami niemagicznymi był im surowo zabroniony. Władze wprowadziły ten zakaz w momencie, w którym zaczęto na nich rzucać coraz to większe podejrzenia. Musieli za wszelką cenę zdusić je wszystkie. Bo nikt nie mógł się dowiedzieć.

Our DestinyWhere stories live. Discover now