4. Spotkanie

20 5 0
                                    

Dźwięk przekręcanego w zamku klucza rozległ się po otulonym ciszą mieszkaniu. Alexa zamknęła za sobą drzwi, rozglądając się po pogrążonym w  ciemnościach pomieszczeniu. Przez okna wpadały pojedyncze promienie księżyca, stanowiące jedyne źródło światła na ten moment. Brązowowłosa z trudnością ściągnęła buty i zaczęła wychodzić po schodach, łapiąc się przy okazji szklanej ścianki służącej jako zabezpieczenie przed spadnięciem. Z każdym kolejnym krokiem drewno coraz bardziej skrzypiało pod jej stopami, które według niej ważyły teraz znacznie więcej niż zwykle. Dosłownie jakby przywiązane miała do nimi łańcuchami kule, które stawały się coraz to cięższe z każdym pokonanym schodkiem. Gdy w końcu udało jej się wdrapać na piętro, weszła do swojego jakże przytulnego pokoju. Na samym środku pod ścianą stało ciemne łóżko z czarna pościelą, a spod niego rozchodziło się czerwone światło, pochodzące od umieszczonych tam ledów. Dzięki temu było można dostrzec stojące nieopodal biurko z umiejscowionym na nim laptopem, książkami i białą lampką. Zaraz obok leżała czarna, duża materiałowa pufa wypełniona granulatem. Tuż za nią znajdowała się ogromna, biała szafa, która mimo swojej sporej pojemności nie zdołała pomieścić wszystkich ubrań dziewczyny. Cały pokój wypełniały czarno-białe meble z ustawionymi na nich pamiątkami, książkami i różnymi rzeczami. Śnieżnobiałe ściany ozdobione zostały wiszącymi na nich ciemnymi półkami ze zdjęciami jej, Willa, George'a, Katie i Jake'a. W sypialni widniało jedno okno, ale za to było naprawdę duże. Prowadziło ono na dach, na którym uwielbiała przesiadywać ciemnowłosa. Zadaszenie wiszące nad umożliwiało robić to nawet podczas deszczowych dni, a przyniesione poduszki sprawiały, że było tam znacznie wygodniej i w miarę przytulnie. Z tego miejsca idealnie obserwowało się wieczorami gwiazdy i panoramę miasta, która w nocy wyglądała zjawiskowo. Wszystkie oświetlone budynki tworzyły ze sobą spójną całość, nawet niekiedy migały w tym samym czasie. Alexa nie miała siły umyć się, stwierdziła, że zrobi to rano skoro i tak zawsze ma sporo czasu. Nie założyła nawet piżamy, tylko tak jak stała weszła pod kołdrę, pogrążając się w upragnionym, głębokim śnie.

Z samego rana gdy słońce zaczęło wschodzić ku niebu dziewczyna obudziła się z lekkim, ale promieniującym bólem głowy. Od razu poszła do łazienki umyć się i do końca przygotować. Po niecałej godzinie stała już odświeżona, ubrana i umalowana w swoim pokoju. Jak co dzień zeszła do kuchni przyrządzić śniadanie dla Willa i przy okazji dla siebie. Wiedziała, że lodówka jest pełna, bo George był wczoraj na zakupach i nie myliła się, ponieważ gdy tylko ją otworzyła w oczy rzuciła jej się półka wypełniona jej ulubionymi jogurtami. Zawsze kupował ich masę, bo wiedział jak bardzo je lubi. Od razu chwyciła jeden z nich wraz z kromką chleba i wcześniej zrobioną herbatą. Zanim jednak zaczęła jeść swój posiłek nasypała Dinowi karmę do miski i nalała świeżej wody. Dopiero wtedy w spokoju usiadła na krześle, chwyciła telefon, odblokowała go i zobaczyła wczorajszy, comiesięczny przelew od rodziców. Widząc nieco większą sumę niż zwykle jedynie przewróciła oczami. Jak zwykle myśleli, że pieniędzmi rozwiążą każdy problem.

Prowadzili własną firmę, w której siedzieli od rana do nocy, wracając najczęściej, gdy oni już spali. Chociaż ostatnio przestali wracać nawet na noc. Jak gdyby tu nie mieszkali. Nie byli zdziwieni takimi obrotem spraw, gdyż takie właśnie było ich życie odkąd pamiętali. Zawsze musieli radzić sobie ze wszystkim sami. Rodzice nawet po narodzinach Willa spędzali w pracy zdecydowanie za dużo czasu, a gdy nie mogli wszystkie papiery przynosili ze sobą, zamykając się w pokoju i dogłębnie je analizując. A kto wtedy zajmował się dwulatkiem? Alexa z Georgem, którym zawsze pomagali przyjaciele i babcia. Staruszka mieszkała w East Orange. To niewielkie, malownicze miasto, położone było niedaleko Jersey City i jak ono często przyciągało turystów. Jeśli chodzi o ich babcie to była to starsza, siwowłosa kobieta o pięknych zielonych niczym letnia trawa oczach i najszczerszym uśmiechem na ziemi. To ona zajmowała się nimi, gdy sami nawzajem nie byli w stanie i zapewne nadal by to robiła z przyjemnością, gdyby nie nagłe pogorszenie jej stanu zdrowia. Od tego czasu to oni odwiedzali ją, kłamiąc za każdym razem, że rodzice opamiętali się i spędzają z nimi chociaż godzinę w ciągu tygodnia. Nie chcieli jej martwić i niepotrzebnie denerwować, bo orientowali się, że po tym co przeszli poradzą sobie ze wszystkim. 

Our DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz