𝟏𝟔. 𝐏𝐨𝐫𝐜𝐞𝐥𝐚𝐧𝐨𝐰𝐚 𝐥𝐚𝐥𝐞𝐜𝐳𝐤𝐚

1.9K 82 30
                                    

Weszliśmy do nowoczesnej kliniki. Will odrazu pokierował mnie na wolne krzesło, które stało na korytarzu. Oprócz nas, nie było nikogo innego, co wychodziło na plus.

Sam podszedł do recepcji, ale stanął tak, aby dokładnie mnie widzieć i coś tam powiedział. Pewnie wezwał recepcjonistkę, bo chwilę później się pojawiła.

Po kilku chwilach i kartkach, które mój brat podpisał, podszedł do mnie i usiadł obok.

- Mało ludzi. - Mruknęłam, opierając coraz bardziej bolącą głowę o ścianę.

- Tak, to prywatna przychodnia. - Kiwnął głową i widziałam, że się nade mną nachyla. Sama przymknęłam powieki, bo wciąż odczuwałam mdłości. - Jak się czujesz? Co ci jest?

- Źle. Chce mi się wymiotować i strasznie boli mnie głowa. - Szepnęłam, krzywiąc się. Uchyliłam jednak powieki, bo usłyszałam ciche kliknięcie otwieranych drzwi.

Wyszła stamtąd jakaś zamożna, co było widać po ubiorze, mama ze swoim synkiem, sądząc po tym jak około cztero latek, wolał do niej "mamo". Zakuło mnie na to serce, bo dziecko widocznie miało szczepienie i płakało, a jego matka go przytulała. Bolało mnie to, że nigdy więcej nie będę mogła zrobić tego samego.

Pewnie bym się popłakała, ale pani doktor zaraz po wyjściu tamtej dwójki, stojąc w drzwiach, wypowiedziała moje nazwisko.

Will wstał pierwszy i chwycił mnie za ramiona, aby w delikatny i spokojny sposób, mnie postawić na ziemi.

Skierowaliśmy się do gabinetu. Kiedy tam już weszliśmy drzwi zostały zamknięte, a my skierowaliśmy się na krzesła, które stały przed biurkiem lekarki, za którym ona sama zasiadła i zaczęła coś klikać na komputerze, wcześniej się miło z nami witając.

Wreszcie zaczęła zadawać proste pytania, typu "co mi się stało", ale ja się wstydziłam i nie miałam siły się odezwać, więc to Will mówił za mnie.

- Dobrze, teraz Cię przesłucham, w porządku? Możesz ściągnąć marynarkę. - Powiedziała do mnie uprzejmie, odwracając się, aby poszperać w szafce. Wykonałam jej prośbę, po raz drugi się tutaj odzywając (za pierwszym powiedziałam "dzień dobry").

- Koszulę też?

Nie chciałam jej ściągać, ale dobrze wiedziałam, że przez materiał to nie zadziała.

- Nie, nie. Włożę stetoskop pod nią i będzie dobrze. - Zaprzeczyła głową, pewnie wiedząc, że byłoby to dla mnie niekomfortowe. Chuchnęła w urządzenie, aby je nieco rozgrzać i zaczęła mnie badać.

Całą wizytę byłam spięta. Nienawidziłam lekarzy i wszystkiego co z tym związane, pomimo iż trafiałam raczej na miłych doktorów. Pani zadawała mi też sporo pytań. Na niektóre niestety to ja musiałam odpowiadać. No i oczywiście wyraziła swoją dezaprobatę na moje zaniżone BMI.

Końcowo okazało się, że to nic groźnego, i tylko częściowo było spowodowane moim atakiem paniki. Muszę to jednak leczyć antybiotykiem i czekają mnie kolejne dni bez szkoły, na co byłam załamana. Mogłam chociaż chodzić po domu, bo moja choroba nie była zaraźliwa. Słodki Jezu, jak dobrze, że nie będę musiała siedzieć w łóżku jak ostatnim razem, bo chybabym umarła z nudy.

Dostawałam mnóstwo syropów i kropelek, bo większych tabletek wciąż nie potrafiłam połykać i nareszcie mogliśmy wracać do domu.

W drodze do domu, padający deszcz mnie uśpił, dlatego kiedy po przebudzeniu, uchyliłam powieki, ujrzałam wiszącą nade mną, głowę Willa. Po kilku sekundach zorientowałam się, że nie znajdujemy się w samochodzie, tylko na schodach, a mój kochany brat, nie chcąc mnie budzić, właśnie niesie mnie do mojego łóżka.

Hailie Monet - 12yOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz