ROZDZIAŁ IV David

51 25 7
                                    

Perspektywa Davida Norvela

Teraz

Nigdy bym nie pomyślał, że moje życie potoczy się w tym kierunku. Ciągle uciekałem przed swoim przeznaczeniem, a i tak dosięgnąłem do mojego własnego prywatnego piekła.

Nie kontaktowałem się z nikim z San Francisco, ani z nikim z Zugdidi. Przede wszystkim nie kontaktowałem się z Gretą.

Aktualnie przesiadywałem w Lumellogno, gdzie szkolili mnie pracownicy ojca. Uczyli mnie strzelać, władać ostrzami, kastetami i inną bronią, o której istnieniu wcześniej nie miałem pojęcia.

Sala treningowa znajdowała się za miastem. Ćwiczyłem wiele technik walk. Moją ulubioną pozostał jednak boks. Zacząłem uwielbiać zapach potu z mieszany z dźwiękiem stukania worka treningowego, którym zawsze zaczynałem.

Ćwiczyłem z najlepszymi z najlepszych moje ojca z różnych krajów. Moje dłonie owinięte były starannie w bandaż, a na mojej twarzy malował się spokój zmagającego się z wewnętrznym chaosem. To była moja chwila, moment, w którym świat zatrzymywał się na czas treningu.

W moim pierwszym uderzeniu było coś, co niesamowicie mnie nakręcało do kolejnego.

Każde uderzenie było jak wyraz mojego zaangażowania, moment, w którym moje ciało i umysł synchronizowały się, tworząc niepowtarzalny taniec siły i zręczności.

Podczas treningu boksu, nauka ruchów było jak odkrywanie nowego języka ciała. Każde przesunięcie nóg, każdy zwrot tułowia, było jak litera czy słowo, które komponowały zdanie mojej techniki.

Wyczerpanie było moim towarzyszem, ale jednocześnie motorem napędowym. Kiedy ciało wydawało się osiągnąć granice, umysł wzywał do jeszcze jednego uderzenia, jeszcze jednej kombinacji. Każda kropla potu, każdy wysiłek był inwestycją w moją siłę i wytrzymałość.

Spojrzałem na Bianco, który był moim dzisiejszym trenerem, wyglądał na zadowolonego, co tylko bardziej podbijało mi ego.

Akurat miałem chwilę przerwy, aby napić się wody. Odruchowo spojrzałem w telefon i zobaczyłem, że zostałem dodany do jakieś grupy pod nazwą Sylwestrowa ekipa Zugdidi aka San Francisco. Prawie już zapomniałem o tym, że miał być tegoroczny sylwester w Gruzji. Szczerze myślałem, że nie dostanę zaproszenia po tym wszystkim, ale jednak je mam.

— Co tak patrzysz w ten telefon Norvel?

— Dostałem zaproszenie na sylwestra do Gruzji. Chyba pojadę.

— Dobrze, ale nie schlej się, bo drugiego stycznia masz kolejny ważny trening.

— Jasne — odpowiedziałem, spoglądając znów w telefon. Wtedy zobaczyłem ją. Mia wysłała z nią zdjęcie. Greta wyglądała jeszcze piękniej niż ostatniego razu, kiedy ją widziałem.

Poczułem jakieś dziwny ukłucie w sercu, którego tak bardzo chciałbym nie rozumieć. Zdarzały się chwilę, kiedy naprawdę bardzo mocno za nią tęskniłem. Nie mogłem jednak znowu jej zwodzić. Trzy lata zajęło mi, żeby pojąć, jak wielką krzywdę robiłem jej własnym sobą. Te trzy lata też doskonale mnie ukształtowały.

Nie pozwolę sobie znowu jej skrzywdzić.

Nie mogę być pieprzonym egoistą, a będę.

BORN OF HATE - The Rebellion Trilogy (część III) Where stories live. Discover now