ROZDZIAŁ XV Wyścig z czasem

52 25 6
                                    

Tydzień temu wróciliśmy z Gretą z Los Angeles i kurwa naprawdę nie wiem, co mnie wtedy poniosło w tym jacuzzi. Dziewczyna nie chciała wracać do tego tematu, więc to zaakceptowałem. Zapewne jej zdaniem chciałem ją tylko zaliczyć i mieć w to wyjebane, ale tak do cholery nie było. Żałuję tego, co zrobiłem. Gdybym mógł cofnąć czas, nie wspomniałbym do niej o tym jacuzzi. To była cholerna głupota. Czy mój kutas serio już mnie tak swędzi? Może i tak. Nie uprawiałem z nikim już dawno seksu. Nie chciałbym w żaden sposób jej wykorzystać. Była i jest dla mnie zbyt ważna. To moja przyjaciółka. Nikogo tak nigdy nie nazwałem, ale ona serio nią jest. I co najdziwniejsze, ona ma mnie za przyjaciela. Gdy to słyszę, moja morda niesamowicie chce się uśmiechać. Nigdy nie byłem przy nikim tak uśmiechnięty, jak przy niej.

— Ej! Ej! Ziemia do Sebastiana! Masz dziś mój kochany przystojniaku wyścig!

Z letargu wyrwał mnie Noah. Zawsze był ze mną blisko. Ceniłem go jako brata i jako przyjaciela. Od kiedy przyjął za mnie kulkę, jeszcze bardziej zacząłem go doceniać. Davis to najważniejsza osoba w moim życiu.

— Dzisiaj ważny dzień kolego, nie spierdol tego! — Poklepał mnie po ramieniu i wyszedł.

Poszedłem pod szybki prysznic, a następnie założyłem szare spodnie dresowe i zszedłem na dół do kuchni. Wyjąłem patelnie. Podpaliłem gaz. Dodałem masła i czekając, aż się rozpuści, otworzyłem lodówkę, aby wyjąć jajka. Wyjąłem je z lodówki i gdy miałem już wbijać na patelnie, zrozumiałem, że jest jakoś za cicho. Odłożyłem jajko i wyłączyłem gaz. Parsknąłem śmiechem i właśnie wtedy w moją szafkę wbił się sztylet z symbolem węża. Wyjąłem do z szafki i szybko się odwróciłem.

— Isabel, następnym razem na powitanie nie musisz wbijać mi jakiegoś ostrego gówna w szafkę kuchenną — powiedziałem, rzucając w jej stronę nożem w celu jego zwrotu.

— Następnym razem utnę ci ten łeb, ale za nim to zrobię wyrwę ci język i ponacinam ścięgna. Twoja śmierć musi być jak najbardziej bolesna.

— Droga Isabel, skąd w tobie tyle nienawiści do mojej osoby? Ostatnim razem jak się widzieliśmy, to żyliśmy w zgodzie.

— Od ostatniego razu wiele się zmieniło.

Kobieta przeskoczyła przez blat, docierając do mnie. Przywarła mnie do ściany, wyjmując ponownie swój nóż i przyciskając mi go do gardła.

— Jak się bawiłeś w Los Angeles? Zaliczyłeś już kolejną czy nadal bawicie się w kotka i myszkę?

Odsunąłem od siebie Isabel i obszedłem wyspę tak, aby znaleźć się po drugiej stronie.

— Było od razu mówić, o co chodzi. Tak spałem z twoją córką i co z tego?

— Zniszczyłeś jej życie!

— Nie przesadzajmy. Ona zniszczyła wiele istnień i jakoś nikt nie robi jej o to wyrzutów.

— Ty nie wiesz?

— Czego nie wiem?

W pewnym momencie ta kobieta zaczęła na mnie działać gorzej niż jej córka. Miałem jej już dość w moim domu. W mojej pierdolonej oazie spokoju, pierdolonym wyciszonym kwiecie lotosu, który mógł zakłócać tylko Noah, Michelle i od pewnego czasu Greta, na zajebiście spokojnej tafli jeziora. Byłem wręcz jak pierdolony wagon pełen pierdolonych medytujących tybetańskich mnichów, a jakaś tam Isabel, którą naprawdę próbowałem tolerować, chciała zakłócać ten spokój.
— Nieważne. Ważne jest to, co teraz zrobię.

— Skoro nie chcesz mi kurwa powiedzieć, to po co tu jeszcze stoisz?

— Zapamiętaj jedno, zniszczenie ciebie nie wystarczy. Będę niszczyć wszystko, co kochasz. Zniszczę nawet ją! Zacznę od tego co dla niej ważne, a potem złapie was oboje, najpierw zabiję ją, będę kazać ci na to patrzeć, a na końcu ciebie, ale ta śmierć będzie powolna.

BORN OF HATE - The Rebellion Trilogy (część III) Where stories live. Discover now