Rozdział 19

2K 204 26
                                    

Dalia zmarszczyła nieco brwi, gdy poczuła na swojej skroni delikatne muśnięcie palców. Powoli otworzył oczy, by napotkać zmartwione spojrzenie Declana, który siedział na skraju kanapy, tuż obok niej. Rozejrzała się po salonie z zaskoczeniem zauważając, że w domu wciąż jest ciemno, a świeczki które zapaliła, nie wypaliły się nawet do połowy.

— Która godzina? — mruknęła.

— Kilka minut po pierwszej. Wiatr przybiera na sile. Pozamykam okna od zewnątrz — Dalia pokręciła głową, szybciej niż zdołała nad tym zapanować.

— Nie — powiedziała cicho. Declan uśmiechnął się łagodnie i kolejny raz przesunął palcami po jej policzku.

— Nie podoba mi się ta pogoda. Będę spokojniejszy.

— Pomogę ci... — powoli usiadła, napotykając jego spojrzenie.

— Poradzę sobie — mruknął, uważnie przyglądając się jej twarzy. — Jak się czujesz? Boli cię głowa?

— Nie. Wszystko jest w porządku — westchnęła.

— W takim razie, zaraz wrócę — wstał, a Dalia odruchowo złapała go za dłoń. Declan zerknął na nią w zdumieniu, więc nerwowo zabrała rękę.

Mężczyzna wyszedł z salonu w czasie gdy ona ponownie rozejrzała się po ciemnym pokoju. Nie było mowy, żeby dzisiejszej nocy spała na poddaszu w swoim pokoju, gdzie wszystkie dźwięki wichury słychać sto razy bardziej. Zwłaszcza, że dom ma już swoje lata i najzwyczajniej w świecie boi się, że rano obudzi się bez dachu nad głową... dosłownie.

Dalia wzięła długi wdech zanim odważyła się pójść do kuchni po więcej świeczek. Nie znosiła ciemności. Naprawdę istniało niewiele rzeczy których dziewczyna mogła się bać, ale ciemność, której nie może się pozbyć zwykłym włącznikiem i jest zdana na lokalne elektrownie, doprowadzała ją  na skraj bezradności i niepokoju.

Weszła do pomieszczenia i zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu, by zauważyć niski poziom baterii. Dlatego otworzyła szafkę pod zlewem, wyjęła kilka świec, zapałki i radio na baterie, które pamięta lata młodości Payton. Wróciła do salonu, ułożyła kilka świeczek na komodzie i kilka na stoliku obok kanapy, a gdy je zapaliła wzięła się za uruchamianie radia. Nie chciała siedzieć w ciszy.

Uniosła wzrok znad ustrojstwa, gdy drzwi się otworzyły, a w progu stanął Declan.

— Przyniosę ci ręczniki —  pospiesznie wstała z kanapy, gdy zauważyła jego mokre włosy. Zerknęła na niego przelotnie i dodała: — I zrobię  herbaty.

Po chwili wręczyła mu ręcznik i podała koc, a następnie zniknęła w kuchni.

— Sądziłem, że zaśniesz — mruknął, zawieszając ręcznik na karku, gdy wręczyła mu kubek.

— Jak mogłam zasnąć, skoro wyszedłeś na zewnątrz w taką wichurę — zmierzyła go surowym spojrzeniem. — Poza tym nie jestem śpiąca i próbowałam włączyć radio.

— Radio? — Declan uniósł brew.

— Mam słabą baterię w telefonie, poza tym odcięli Internet kiedy zgasło światło, a nie lubię siedzieć w takiej... ciszy — wymamrotała, sięgając po urządzenie.

— Mhmm — mruknął upijając odrobinę herbaty. Potem odstawił kubek na stół i wyciągnął w jej stronę dłoń. — Pokaż. W sumie masz rację. Może powiedzą jak dalej przebiegnie wichura i czy są jakieś poważne zniszczenia — Dalia zmierzyła go nieprzekonanym spojrzeniem aż w końcu  podała mu radio.

— Chciałam tylko posłuchać muzyki — wymamrotała.

Ostrożnie podkuliła kolana do piersi, układając na nich policzek. Mimo tej całej sytuacji z Pearl, jest cholernie zadowolona ze stanu swojego kolana, bo przed pobytem Payton w szpitalu nie była w stanie w ogóle wykonać takiego ruchu. Bała się, że napięcie które czuje w rzepce, rozerwie jej ścięgna i kość na nowo, a teraz prawie w ogóle tego nie odczuwa.

Do utraty tchu [18+]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon