Rozdział 20

1.9K 212 24
                                    

Dalia wysiliła się na względnie naturalny uśmiech i podziękowała rodzicom Brandona, którzy okazali się przemiłym małżeństwem. Tak jak się spodziewała, najpierw muszą ruszyć policję, żeby przeprowadzili śledztwo i oddali sprawę do sądu. Dlatego ojciec Brandona przygotuje odpowiednie pismo i wyśle do właściwych organów. Uspokoili ją też tym, że jednogłośnie przyznali, że sprawa jest wygrana nieważne jaką pozycję zajmuje rodzina Pearl i jak bardzo będą próbowali ją uciszyć.

— Hej, wszystko w porządku? — Brandon ułożył dłoń na jej ramieniu, kiedy wyszli z kancelarii. Dziewczyna odetchnęła ze zmęczeniem i skinęła.

— Tak. Jeszcze raz ci dziękuję.

— Nie ma za co. Tak naprawdę gdyby nie Declan... — mulat zamilkł gdy ta mimowolnie wywróciła oczami. — Czyli on ci się stał.

— Nie rozmawiajmy o nim. Lepiej już będę się...

Dalia przymknęła oczy gdy przed budynek podjechał dobrze jej znany samochód. Declan zaparkował i ruszył w ich kierunku.

— Już skończyliście? — zapytał, Declan.

— Tak — mruknął Brandon. — Chodźmy na obiad to wszystko ci opowiemy.

— Ja podziękuję. Muszę wracać do domu — Dalia ignorując mężczyzn ruszyła w stronę pickupa, który pośród nowoczesnych wieżowców prezentował się dość ubogo.

Sięgnęła do klamki i gdy już chciała otworzyć drzwi na jej nadgarstku wylądowała męska dłoń.

— Nie dotykaj — mruknęła, uwalniając się spod wpływu jego dotyku.

— Przepraszam, że mnie nie było. Po drodze był wypadek...

— Przestań się zachowywać tak jakby wczoraj nic się nie stało — przerwała mu. — I przestań mnie ciągle przepraszać. Przecież miałam radzić sobie sama, tak? I tak zrobiłeś za dużo — pochwyciła jego spojrzenie. Jednak szybko spuściła głowę, gdy ból brzucha przybrał na sile. 

— Źle się czujesz? Hej...

— Daj mi spokój. Wy wszyscy dajcie mi spokój — odetchnęła. — Przesuń się.

— Nie...

— Nie rozkazuj mi ty przeklęty szeryfie bo nie ręczę za siebie — wycedziła, mierząc go rozdrażnionym spojrzeniem.

— Nie ma mowy, że będziesz kierować w takim stanie. — syknął.

— Takim czyli jakim? Nic mi nie jest. Odsuń się — wymienili się zaciętymi spojrzeniami. — Już.

— Puszczę cię, ale najpierw zjedz z nami obiad. Potem dam ci spokój.

Dalia przetarła zmęczoną twarz dłonią i zerknęła na Brandona, który uważnie im się przyglądał.

— Ty stawiasz — syknęła, wymijając go. — Więc gdzie zjemy? — zapytała, Brandona, który nerwowo zerknął w stronę Declana.

— Tu niedaleko jest restauracja. Możemy się przejść — zaproponował na co przytaknęła.

Dosłownie po niecałych pięciu minutach dotarli do eleganckiego lokalu. Dalia zajęła miejsce przy oknie i z cichym westchnieniem sięgnęła po kartę. Nie była głodna.  W środku nocy złapał ją taki ból brzucha, że rano nie była w stanie nic przełknąć.

Przesunęła wzrokiem po pozycjach, a potem cenach niemal gryząc się w język.

— Wybrałaś coś? — pytanie Brandona wyrwało ją z zamyślenia.

— Sałatkę z awokado. Nie jestem specjalnie głodna — mruknęła, oddając kartę kelnerowi, by jej spojrzenie w ułamku sekundy pochwycił Declan.

Do utraty tchu [18+]Where stories live. Discover now