Rozdział I: Spotkanie...

4K 352 24
                                    

Nie wiedziałam, kiedy się ocknęłam.

Leżałam od pięciu minut na czymś miękkim. Mogło to być coś do siedzenia, jednak miałam wątpliwości. Przecież w zakazanej części lasu Lyall nie było niczego wygodnego. Lecz moja niepewność została przegnana, gdy poczułam ciepło, wydobywające się najprawdopodobniej z komina.

Nancy, nie panikuj...

Próbowałam otworzyć powieki, jednak bezskutecznie. Moje mięśnie były zbyt obolałe, bym mogła wykonać jakiś ruch. Bolała mnie głowa, ale starałam się to ignorować.

Wtedy usłyszałam czyjąś kłótnię:

- ...jaki z tym masz problem? – odezwał się czyjś męski głos.

- Taki, że ona od pięciu dni nie daje nam żadnych znaków życia, a ty po prostu chcesz jej się pozbyć?! – wrzasnęła jakaś dziewczyna.

- Ryn... - zaczął chłopak. – To były żarty...

- Ta... Ty i twoje żarty - zakpiła z niego. – Znam cię na wylot i wiem, że to nie jest zabawne, tylko żałosne...

- Po prostu nie umiesz się bawić i tyle... - stwierdził chłopak.

- Cii... - odezwał się inna osoba. – Obudziła się...

Powoli otwierałam powieki. Miałam rozmazany obraz i mroczki pod oczami, więc praktycznie nie widziałam niczego. Zauważyłam jedynie trzy sylwetki postaci, które wpatrywały się we mnie; dwie należały do chłopaków, trzecia – do dziewczyny.

Pomrugałam kilkakrotnie, aż w końcu mogłam określić ich wygląd.

Dziewczyna miała kasztanowe włosy, które sięgały jej ponad ramiona. Ryn posiadała, również tak zielone oczy, niczym szmaragdy, że to po prosu było niemożliwe. Uśmiechała się do mnie. Widać było, że traktowała mnie z godnością. Nic w tym dziwnego. Przecież osoby urodzone z żywiołem wody, ognia, powietrza lub ziemi są uważane za największy dar w dolinie Avalia, więc powinni dostawać od ludzi chodź odrobiny szacunku. Ale czy ja na to zasługiwałam? Wydaje mi się, że nie...

Chłopak, który stał z mojej perspektywy po prawej stronie, był podobny do dziewczyny. Miał ten sam kolor włosów co ona, jednak oczy różniły się od kasztanowej. Posiadał niebieskie tęczówki, które do złudzenia przypominały głębię oceanu. Jego uśmiech emanował tak silną radością, że również chciałabym go odwzajemnić. Niestety nie mogłam.

Ostatni osobą był chłopak, wpatrujący się we mnie swoimi czarnymi oczami. Jego ciemne oczy, niczym węgiel, były idealnie ułożone, dając mu charakteru. Wydawał mi się tajemniczy. Zbyt tajemniczy i przerażający. Patrząc na niego, poczułam nieprzyjemny dreszcz. To było dziwne uczucie. Nikogo się nie bałam, aż do teraz.

Coś czuję, że się nie polubimy...

Przez jedną sekundę, pomyślałam, że są to Łowcy. Mimo bólu mięśni, który mi towarzyszył od dłuższego czasu, wyjęłam sztylet przymocowany do paska od spodni i wymierzyłam go ich stronę, przy okazji mordując każdego wzrokiem.

- Spokojnie... - odezwał się tajemniczy chłopak. – Nie jesteśmy Łowcami.

Nie uwierzyłam jego słowom. Wydawało mi się to zbyt podejrzane, by mogło okazać się prawdziwe.

- Skąd mam pewność, czy mówisz prawdę – warknęłam, wciąż trzymając w ręku sztylet.

Ryn i podobny do niej chłopak wymienili się spojrzeniami, po czym ponownie odwrócili wzrok w moją stronę. W ich oczach dostrzegłam niepokój.

- Bo gdy bylibyśmy Łowcami, już dawno byś nie żyła – odparł chłodno.

Jego słowa zabolały i zdziwiły mnie, dając mi do zrozumienia, bym się poddała. Tak też zrobiłam. Opuściłam rękę, w której miałam sztylet i odłożyłam go na szafkę. Odwróciłam wzrok od nich i zerknęłam na pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Był bardzo ciepły i przytulny. Kominek stał po lewej stronie pomieszczenia. Przy nim znajdowało się bujane krzesło, które było wykonane z Nisy – jednego z najdroższych i najrzadszych drzew w Avalii. Znajdowały się jedynie w lesie Lyall na zachodnich jego krańcach, jednak trudno było się do nich dostać. Trzeba było przebrnąć przez góry Qyrin, które są uważane za najniebezpieczniejsze ze wszystkich w dolinie. Tylko 2% ludzi, którzy się tego podjęli, udało się dostać na szczyt.

Oczywiście w pomieszczeniu było wiele półek, na których poumieszczano różne przedmioty. Nade mną wisiał żyrandol, składający się z zapalonych świec.

Dawno nie byłam w takim domu. Chociaż warunki były podobne do moich, to i tak czułam się jak u siebie.

- Zajmijcie się nią – odparł chłopak, który mnie uciszył i odszedł, zostawiając naszą trójkę samą. Zdziwiło mnie jego zachowanie jeszcze bardziej, niż poprzednio. Powiedziałam coś nie tak?

Może coś go trapi?

Dziewczyna popatrzyła na mnie przepraszająco. Najwyraźniej też przejmowała się nim bardzo.

- Chcielibyśmy przeprosić za zachowanie Blake'a – odparła w imieniu swoim i chłopaka. – Po prostu dziś miał zły dzień...

Blake. A więc tak miał na imię chłopak, który taksował mnie wzrokiem? Muszę przyznać, że jego imię prawiło mnie w osłupienie.

Kasztanowłosa wyciągnęła rękę w moją stronę, promieniejąc uśmiechem.

- Jestem Aeryn, ale możesz mówić na mnie Ryn – chwyciłam jej rękę i podniosłam się z siedzenia. Ból głowy był nie do zniesienia, jednak musiałam wytrzymać. Przecież za chwilę wyjdę z budynku i pójdę do domu, prawda? – A to Jesse, w skrócie Jess – wskazała w stronę chłopaka, który uśmiechał się głupkowato.

- Nienawidzę tego „zdrobnienia" – odparł kasztanowłosy lekko poirytowany, robiąc przy okazji cudzysłów w powietrzu.

- Jakiego zdrobnienia? - zakpiła z niego. – Bracie, przecież każdy tak na ciebie mówi...

Wtedy przestałam ich słuchać. Mój mózg analizował każdą ich wypowiedź. Wyglądało na to, że byli rodzeństwem, którzy lubią się kłócić. Znałam to uczucie. Sama miałam młodszych dwóch braci: Lathan'a i Rey'a. Nie lubiłam się z nimi kłócić, jednak brak ich obecności, wydawał mi się okropny. Zastanawiało mnie, gdzie oni teraz są...

- Musimy wyruszać – głos Blake'a wyrwał mnie z zamyśleń, gdy wparował do pomieszczenia.

- Dlaczego? – zdziwił się Jess. – Przecież wczoraj byliśmy w podróży...

- Koło wioski Cylla wybuchł pożarł – przerwał chłopakowi w połowie zdania. – Najprawdopodobniej Łowcy go wywołali. Musimy sprawdzić, czy z wioską wszystko w porządku.

Poczułam ukłucie w sercu. Chłopak wspomniał o Cylli – wiosce, w której mieszkałam i wychowywałam się od najmłodszych lat. Nie mogłam uwierzyć, że nasi odwieczni wrogowie obok niej wzniecili pożar.

Może wioska nie ucierpiała?

- Czekaj, czekaj – Aeryn wyglądała na kompletnie zdezorientowaną. – A co zrobimy z nią? – wskazała ręką w moją stronę.

Blake westchnął cicho.

- Jedzie z nami. Czy jej się to podoba, czy nie. – powiedział stanowczo. Naprawdę wyglądał na wkurzonego. – Idę sprawdzić, czy z końmi wszystko jest ok.

Odwrócił się w stronę drzwi i zamknął je z ogromnym hukiem. Skrzywiłam się, gdy pomyślałam o atmosferze, która będzie panowała podczas jazdy. To nie będzie miłe uczucie.

Wtedy pomyślałam o jednym...

Już nigdy nie oddalę się od pozostałych. Nigdy.

----------------------

Hello, Cukierki!

Jednak nie wytrzymałam i postanowiłam, że będę na bieżąco pisać książkę...

Rozdziały powinny pojawiać się raz w tygodniu (przynajmniej mam taką nadzieję).

Trzymajcie się, wszyscy.

Julie

Golden BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz