Rozdział VIII: Zachować Spokój

2.3K 250 20
                                    

- Ładna fryzura – skomentował Jesse, gdy weszłam do środka lokalu.

Ryn wywróciła teatralnie oczami, po czym zabrała się za zmiatanie podłogi miotłą, którą trzymała w rękach.

Przez chwilę przyglądałam się pomieszczeniu, w którym kilka godzin temu, rozpętała się bójka. Już nie było takie wyniszczone i brudne, jak przedtem. Wszelkie meble, leżące i porozwalane, znowu stały na swoim miejscu. Oczywiście, nie znalazłam również śladów zaschniętej krwi, co sugerowało, że Will i pozostali perfekcyjnie zajęli się doprowadzeniem tego miejsca do porządku.

- Dziękuję – przytaknęłam, posyłając mu słaby uśmiech. Odetchnęłam z ulgą, jednak nie potrwało to zbyt długo.

- Rzeczywiście... - dziewczyna zaczęła przyglądać mi się badawczo. Rzuciła ową miotłę na ziemię i przybliżyła się do mnie. – Nie zwróciłam na to uwagi – ujęła pukiel włosów, a potem opuszkami palców przejechała po ich końcówkach. – Nancy, coś się stało?

Mogłam poczuć, jak moje usta mocno zaciskają się w linii prostej. Wbiłam wzrok w ziemię, która zaczęła wydawać mi się interesująca. Mogłam poczuć napięcie, które pojawiło się między nami.

W rzeczywistości nie chciałam zdradzać powodu. Z resztą nikomu, kto mógłby wydać bezbronną siedemnastolatkę za worek srebrników. Nie mogłam do końca im ufać. Znałam ich dopiero od kilku dni, a to nie wystarczało, bym mogła powierzyć im swoje tajemnice. Jednak musiałam pamiętać o jednym:

Zachować spokój.

- Po prostu... - zawahałam się, przy okazji po raz kolejny spojrzałam na nią. – Były bardzo zniszczone i miały wiele kołtunów, – posłałam jej pewny siebie uśmiech – więc musiałam je ściąć.

Przez moment taksowała mnie wzrokiem, powodując dreszcze na moim ciele, lecz po chwili przestała. W oczach dziewczyny pojawił się błysk nadziei, a jej usta wydęły się na kształt uśmiechu. Odetchnęłam z ulgą.

Kamień z serca.

- A tak w ogóle – odezwał się mężczyzna, szorując szmatą jeden ze stołów, znajdujących się w lokalu. – Jakie jest twoje pełne imię?

- Pełne imię? – powtórzyłam, jakby to było najbardziej oczywista rzecz na świecie. Wilson przytaknął. Nabrałam powietrze do ust i wypuszczając je ze świstem, odparłam: - Nancy Amya Bellow.

Nastała cisza.

- Na drugie imię masz „Amya"? – zapytał Blake, wchodząc do pomieszczenia. Ogarnął mnie niepokój.

- T-tak – wydukałam niepewnie. – A coś się stało? – dodałam po chwili.

- Nie – odpowiedział bez namysłu. – Tak się tylko pytam.

Nie wierzyłam w to, co powiedział. Jego słowa brzmiały nie do końca prawdziwie, jak mogłoby to wyglądać.

Wtedy przez moją głowę przemknęła pewna myśl...

- O, cholera! – krzyknęłam, zakrywając usta ręką. Cała czwórka popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem. Nie mogłam uwierzyć, że coś tak bardzo ważnego mogło mi wylecieć z głowy.

Łowcy. Oni tutaj są.

- Że co?! - nawet się nie zorientowałam, że Ryn w swoich dłoniach trzymała kieliszek; usłyszałam jedynie dźwięk tłukącego się szkła. Wyglądało na to, iż również była przerażona tym, co ja.

- Kurde – brat dziewczyny uderzył pięścią o blat stołu. W pomieszczeniu rozległ się huk. – No i cała praca poszła na marne! – warknął. - Chyba rzucę tą robotę w cholerę.

Golden BloodTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang