Rozdział IV: Wspomnienia

3K 260 20
                                    

~Kilka godzin przed ewakuacją~

- Nancy, wstawaj! - odezwał się Lathan, stojąc nade mną.

Powoli otworzyłam swoje zmęczone powieki. Promienie słoneczne wydobywające się z okna raziły mnie w oczy. Mimo światła, które padało na moją twarz, w pokoju panował półmrok. Szybko podniosłam się z łóżka.

- Huh? - mruknęłam pod nosem, lekko oprzytomniała.

- Jest już śniadanie. Rodzice czekają na dole - powiedział Ray, pojawiając się po drugiej stronie łóżka. Jednak, jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Wraz ze swoim bratem skierowali się ku wyjściu, zamykając za sobą drzwi.

Zrzuciłam z siebie koc. Na bose stopy nałożyłam buty i stanęłam nimi na podłodze. Obuwie zostało wykonane ze specjalnego materiału, dzięki czemu nie działała na nie moja moc. Podobnie było z resztą moich ubrań i nie tylko. Tyczyło się to również innych rzeczy, na przykład mojego koca, którym lubiłam się zakrywać, gdy było zimno.

Rozejrzałam się po swoim pokoju. Nie był jakiś wyjątkowo sporawy. Mieściło się w nim wszystko, czego potrzebuje każdy szesnastolatek zamieszkujący daną wioskę. Od łóżka i szafek, aż po obrazy, ozdoby i tym podobne rzeczy. Podobnie jak inne pokoje, ściany i podłoga były wykonane z drewna.

Podeszłam do szafy znajdującej się po lewej stronie od łóżka. Otworzyłam ją i zaczęłam przeszukiwać ubranie, które dzisiaj na siebie nałożę. Niestety, wszystkie stroje były bardzo wieśniackie, więc nie było za specjalnie czym się popisywać. Poza tym, czy ja chciałam? Chyba raczej nie...

Gdy wybrałam to co chciałam, poszłam do łazienki, która była na tym piętrze. Przed przebraniem się zdjęłam z rąk swoje rękawiczki. Przyjrzałam się swoim dłoniom. To one były największym problemem. Przez nie kilka lat temu popełniłam błąd, którego nie mogłam potem naprawić.

Nie myśl o tym, Nan - odezwała się moja podświadomość. - To nie twoja wina...

- Nie... To moja wina - powiedziałam sama do siebie. Czy ja naprawdę postradałam zmysły?!

Kiedy wyszłam z łazienki od razu zeszłam po schodach, kierując się w stronę kuchni. Zobaczyłam, że wszyscy członkowie mojej rodziny siedzieli już na miejscu, jednak tylko bracia zajadali się swoim jedzeniem.

- Dzień dobry, Nancy - odezwała się moja mama, gdy tylko mnie zauważyła. - Jak ci się spało?

Moja rodzicielka to trzydziestoczteroletnia kobieta pełna wyrozumiałości i spokoju. Jej lekko pokręcone blond włosy sięgają aż do ramion, natomiast w jej błyszczących, niebieskich oczach ukryta jest troska. Prawie cały czas się uśmiecha.

Z ojcem natomiast jest inaczej...

Trzydziestoośmioletni mężczyzna, jest zazwyczaj poważny i zawsze sprawiedliwy. Jego kruczoczarne włosy często ułożone są w nieładzie, jednak w zielonych tęczówkach widać było dumę.

- Dobrze - odpowiedziałam po chwili namysłu.

Usiadłam przy stole, po czy zerknęłam na jego blat. Na moim talerzu leżały dwie kanapki z sałatą serem i szynką. Skrzywiłam się, chodź nie wiedziałam czemu. W Cylla od pewnego czasu nie było plonów. Dowiedziałam się od innych mieszkańców, że nie znane są przyczyny ich nierośnięcia. Z tego względu, powinnam się cieszyć i uszanować mamę za to, że w ogóle zrobiła mi jedzenie, więc zabrałam się za pałaszowanie swojego pożywienia...

- Co będziesz dzisiaj robiła? - wyskoczył nagle z pytaniem mój ojciec, przez co omal nie zadławiłam się kapką, którą jadłam.

- Och... - wydusiłam z siebie, lekko przy tym kaszląc. - Pójdę z Nixonem do... Szklarni - odpowiedziałam z lekkim zakłopotanie.

Golden BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz