Rozdział VI: Bójka

2.5K 258 19
                                    

- Nareszcie cywilizacja! - westchnął Jess, gdy dojeżdżaliśmy do muru, otaczającego miasta.

Słońce już zdążyło zniknąć za horyzontem, pozostawiając po sobie pomarańczowe niebo. Gdzieniegdzie latały jeszcze chmury, które po paru minutach znikały mi z oczu.

Las Lyall jest strasznie zagęszczony, przez wszelkiego rodzaju drzewa. Są momenty, gdzie w ogóle nie widać nieba, dzięki zasłudze długich i liściastych gałęzi. Dopiero będąc na otwartej przestrzeni, jaką jest łąka LaEnfys można dostrzec cokolwiek, co znajduje się na górze.

- Widzę, że twój brat już zdążył zatęsknić za miastem - Blake zwrócił się do dziewczyny pełen optymizmu.

Ryn posłała mu szczery uśmiech.

- Co jak co, ale mój kochany brat uwielbia podróżować w terenie - robiąc nacisk na "kochany" rzuciła dla chłopaka lekko zadziorne spojrzenie. On natomiast zmarszczył brwi.

- Nie prowokuj mnie... - wycedził przez zaciśnięte zęby. Kruczoczarny popatrzył na dwójkę z rozbawieniem. Najwyraźniej raz na jakiś czas uwielbiał przyglądać się, jak obydwoje się kłócą, lecz ja nie miałam ochoty się śmiać.

- Czy możemy już ruszać? - tym razem to ja pokazałam dla nich swoje zniecierpliwienie. Zależało mi, by zyskać na czasie. Martwiłam się o rodzinę i przyjaciela. Nie chciałam, żeby cokolwiek im się stało. Inaczej miałabym wyrzuty sumienia za to, że pozwoliłam im odejść.

To nie była twoja wina - zapewniała mnie moja podświadomość. - Ty nie miałaś na to wpływu.

Jednak jej nie wierzyłam.

- A ja myślałem, że Jesse jest niecierpliwy...

***

"Witamy w Willow" - taki właśnie oto napis, "przywitał" nas, gdy przekroczyliśmy bramę prowadzącą do miasta. Jak się okazało, nie było ono jakoś wyjątkowo sporawe. Wszędzie znajdowały budynki usytuowane w kilku rzędach, które służyły głównie do użytku mieszkaniowego. Znakiem rozpoznawczym każdej "aglomeracji" był materiał, z którego były zbudowane domy, czyli cegła. W wioskach natomiast prawie wszystkie mieszkania zostały wykonane z drewna. Oczywiście nie zabrakło różnych drobiazgów, którymi były kwiaty. Mieszczanie zaczęli uwielbiać rośliny ozdobne już w czasach starożytnych, a dokładniej przed narodzinami Chrystusa. Wtedy pojawiały się pierwsze osoby, które zaczęły opanowywać mniejsze dary. Nie na darmo najwięcej osób posiadających tę moc to Tri. Przecież oni jako pierwsi pojawili się na tym świecie. Lecz musiałam jedno przyznać - całość fantastycznie się komponowała.

Staliśmy przed ogromnymi drzwiami wejściowymi do lokalu, zwanego: "Royal Shelter". Jak dobrze było mi wiadomo w każdym mieście znajdował się przynajmniej jeden taki budynek, który wyszczególniał pierwszą literę od swojej nazwy. W tym przypadku było to "R". Przed dojazdem na na wybrany cel, Blake zapewniał mnie, że zna Willow doskonale. Mówił, że wiele razy przebywał w tym miejscu, wraz z Jesse i Aeryn, którzy ubóstwiali wszelkiego rodzaju atrakcje.

Chwyciłam za klamkę, by po chwili pociągnąć ją na dół. Drzwi otworzyły się prawie na oścież, a ja wparowałam do środka. Jak się okazało, wnętrze pomieszczenia było dość skromne. Drewniane stoły były porozmieszczane w różnych miejscach, a po lewej stronie znajdował się mały, skromny barek. Oczywiście byli ludzie, jednak tylko po to, by napić się wódki, bądź innego alkoholu.

Normalne...

- Boo! - krzyknął ktoś za mną, a ja wydając z siebie zduszony okrzyk odskoczyłam, oddychając ciężko. Odwróciłam się i ujrzałam trochę tęgiego mężczyznę z kilkudniowym zarostem na twarzy, oraz zielonymi oczami i prawie ogolonymi na łyso blond włosami. - Witam cię bardzo serdecznie w moim lokalu. Posłałam mu słaby uśmiech, by nie poczuł się urażony moim zachowaniem.

Golden BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz