Rozdział II: Wyprawa

3.3K 320 17
                                    

Podróż do wioski Cylla, wydawała się nie mieć końca.

Z każdym kolejnym krokiem, nasze, - znaczy ich - konie, robiły się coraz słabsze. Wyglądało na to, że były zmęczone poprzednim wyjazdem, o którym wspomniał Jess. Zastanawiało mnie, gdzie musieli jechać, by zwierzęta były aż tak wykończone. Jednak ostatkami sił, próbowały jechać dalej.

Słońce zostało zasłonięte przez burzowe chmury, co oznaczało, że zanosi się na deszcz. Zrobiło się chłodno. Niestety, nie miałam zbyt grubych i ciepłych ubrań, aby uchronić się przed chłodem, który przeszywał mnie do szpiku kości, oraz peleryny, by móc uchronić się przed burzą. Pozostali byli w podobnej sytuacji, jednak było po nich widać, że w ogóle ich to nie obchodziło.

Przez prawie całą drogę, nie odzywaliśmy się do siebie. Mogłam wyczuć napięcie, które panowało między nami. Myślałam, że to z mojego powodu. Odkąd odzyskałam przytomność, cała trójka zachowuje się, jakby nie byli sobą. A w szczególności Blake. Co prawda, znałam ich dopiero z kilka godzin, ale można było już zrobić zarys ich charakteru. Po prostu czułam się, jak piąte koło u wozu.

Spróbowałam zaprzestać ciszy i odezwałam się:

- Więc... - zaczęłam niepewnie. - Skąd wy jesteście? I dlaczego mieszkacie w domku, znajdującym się w Lyall?

Na moje pytanie, nikt nie zareagował. Już miałam zrezygnować, jednak dziewczyna odwróciła głowę moją stronę.

- To długa historia - odparła spokojnie Aeryn. - Nie wiem, czy będziesz chciała tego słuchać.

Kiwnęłam głową. Bardzo interesowało mnie to, w jaki sposób się poznali. Przecież nie miałam nic innego do roboty. Skoro miałam spędzić z nimi trochę czasu, to może byłoby dobrze, gdybym ich lepiej poznała.

- Był słoneczny dzień... - wtrącił się Jesse.

- Możesz przestać! - wrzasnęła na niego, po czym spiorunowała go wzrokiem. Chłopak, zamiast odczepić się od siostry, posłał jej chytry uśmieszek.

- No co? - odparł rozbawiony. - Chciałem tylko pomóc.

Brat Ryn odwrócił głowę i spoglądając przed siebie, zamilkł. Widać było, że ma już dosyć swojego rodzeństwa.

- To się stało w Lyi*, niedaleko jeziora Manen - zaczęła spokojnie. - Codziennie rano, rodzice kazali nam pójść do lasu, by pozbierać jagody. Podczas naszego spaceru, natknęliśmy się na czyjeś ślady, które należały do człowieka. Oczywiście, one były normalnością. Już miałam je zignorować, gdy jednak ten idiota - wskazała na swojego brata - zauważył, że wokół odcisków butów, leżał... Popiół. Tak, to był popiół. Poczułam ekscytację, myśląc, że uda nam się zobaczyć Innego...

Na napomnienie o Innych, poczułam, jak skręca mnie w żołądku. Z tego, co na razie powiedziała Aeryn, można było wywnioskować, że nigdy nie widziała osoby, która posiada jeden z czterech żywiołów.

Lub moc, którą ty kontrolujesz, Nan.

Dziewczyna chciała kontynuować, jednak nie wypowiedziała żadnego słowa. Musiała zauważyć, że pobladłam. Ze skwaszoną miną, pociągnęła za uzdę konia, Rosie, który odrobinę zwolnił swój chód. Byłyśmy blisko siebie. Odległość między naszymi końmi wyniosła około pięćdziesiąt centymetrów. Jess i Blake nie zmieniali swojego tempa jazdy.

- Wszystko w porządku? - zapytała Ryn z troską w głosie. - Trochę zmizerniałaś. Może chcesz zrobić postój?

Kątem oka dostrzegłam, że brunet napiął swoje mięśnie. Wyglądał, jakby miał zaraz się na kogoś rzucić. Widać było, że nie odpowiadała mu przerwa.

Golden BloodWhere stories live. Discover now