Rozdział III: Wioska Cylla

2.8K 298 18
                                    

- Dlaczego to zrobili?! - odezwała się Aeryn, gdy podjechała swoim koniem na pagórek i stanęła obok mnie. - Przecież Łowcy nigdy nie wzniecają ognia w pobliżu wiosek...

Nie odpowiedziałam. Podobnie jak reszta, milczałam. Odebrało mi mowę, gdy wpatrywałam się w wioskę, a raczej jej ruiny...

Dziesięć drewnianych domów kilkurodzinnych, które służyły jako budynki mieszkalne zostały doszczętnie spalone. Z niektórych wciąż ulatniał się dym, co oznaczało, że pożar miał miejsce kilka godzin przed naszym przybyciem. Tylko kilka z nich były zniszczone "w połowie". Poza tym, małe ogrody i pola uprawne zniknęły pod powierzchnią popiołu, który leżał dosłownie wszędzie. W powietrzu czuć było zapach spalonego mięsa. I nie myliłam się. Szczątki zabitych przez ogień zwierząt walały się, gdzie popadnie. Nie było, jednak ani jednego szkieletu należącego do człowieka.

Nie...

Poczułam jak skręciło mnie w żołądku. Od razu po tym zaczęło zbierać mi się na wymioty, lecz musiałam być silna. Nie mogłam pozwolić sobie na chwilę skruchy, a w szczególności przy nich.

Władasz mocą, dzięki której wszystko czego dotkniesz zamieni się w złoto, Nan. Powinnaś się niczego nie bać.

Jak widać wciąż się boję niektórych rzeczy.

- Prawdopodobnie wywołali pożar po to, by wykurzyć wszystkich mieszkańców wioski - powiedział Blake, przy okazji wybudzając mnie z zamyśleń.

Miał rację. Chociaż mój ojciec ogłosił ewakuację i ludzie posłuchali jego rozkazu, to wciąż istniała możliwość, że ktoś mógł tutaj zostać. Jednak szansa spotkania żywej, ludzkiej istoty spadła do zera po tym, co zrobili Łowcy.

- Musimy się rozdzielić - stwierdził chłopak po chwili namysłu. - Sprawdźmy, co tutaj pozostało.

Rodzeństwo przytaknęło głowami. Zeszli ze swoich koni, po czym rozeszli się w swoje strony. Wpatrywałam się w nich póki nie zeszli mi z oczu. Oczywiście, nie uszło to uwadze Blake'a, który patrzył się na mnie. Mimo, że dzielił nas metr odległości od siebie, to i tak można było wyczuć od niego awersję.

- Na co czekasz, Nancy? - zwrócił się do mnie. - Przydałaby nam się pomoc, skoro zamierzasz spędzić z nami trochę czasu.

Korciło mnie, by dopowiedzieć do jego wypowiedzi jakąś ciętą ripostę, jednak powstrzymałam się od tego. Nie chciałam go bardziej wkurzać. Z resztą i tak już był wystarczającą spięty, by móc przekazywać "złą energię" komuś innemu. Postanowiłam dać mu dzisiaj święty spokój, przynajmniej na razie...

Zeszłam ze swojego konia i szybkim ruchem zbiegłam z pagórka, o mało się nie potykając o własne nogi. Skierowałam się w stronę, gdzie znajdował się mój dom.

Gdy dotarłam na miejsce stanęłam jak wryta. Drugie piętro budynku doszczętnie spłonęło. Z dachu pozostawały jedynie pojedyncze dachówki. Pozostałe walały się gdzieś po ziemi. Drewniane ściany domu gdzieniegdzie były okopcone popiołem, jednak i to zabierało urok tego miejsca.

Ledwo powstrzymując napływające do oczy łzy, weszłam do środka. Zdziwiło mnie, że w zawiasach nie było drzwi, co sugerowało, że Łowcy już zdążyli przeszukać budynek.

Cholera... Spóźniliśmy się...

Korytarz, mimo pożaru trzymał się całkiem nieźle. W niektórych miejscach porobiły się ogromne dziury, jednak on jako jedyne pomieszczenie, wyglądało najlepiej. Spojrzałam w stronę schodów, a raczej ich połowie, znajdujących się przede mną. Wcześniej miały ponad trzy metry wysokości. Teraz sięgały ledwie ponad półtora metra.

Golden BloodDonde viven las historias. Descúbrelo ahora