Rozdział 2

198 12 3
                                    

Obudziłam się, kiedy coś zimnego i twardego uderzyło mnie w brzuch. Zgięłam się w pół. Podniosłam to "coś". Okazało się, że to kamień. Zaraz. Kto do cholery miałby rzucać kamieniem w wybite okno!? Spojrzałam w kierunku lasu. Nic nie zobaczyłam, ale i tak chciałam to sprawdzić. Zawsze byłam ciekawska. Z resztą to właśnie przez moją ciekawość jestem tu. Spakowałam i założyłam  plecak. Mogłam wtedy wyjść przez okno, ale jednak zrobiłam to jak normalny człowiek, czyli drzwiami. Od razu po przekroczeniu progu przywitał mnie zimny październikowy wiatr. Zmierzałam w kierunku najbliższych krzaków. O tej porze roku zaczynają już spadać liście, więc nie miałam problemu z zauważeniem sylwetki osoby, a dokładniej mężczyzny.

-Ej, ty! - krzyknęłam.

Osoba zgrabnie wyszła z pod gałęzi rośliny i zaczęła uciekać. Pobiegłam za nim, ale po paru krokach dostałam czymś  najprawdopodobniej metalowym w głowę. Chyba zemdlałam, czy coś...

~(time skip)~

Odzyskałam przytomność w momencie, gdy dwie osoby niosły mnie. Jedna za nogi, druga za ręce. W jednym z nich rozpoznałam mężczyznę z pod krzaka. O jednym wtedy pomyślałam; czy jestem aż taka ciężka, że trzeba dwóch osób by mnie podnieść?! Kiedy tak szliśmy, a właściwie oni szli i mnie nieśli gałązki i wysoka trawa ocierała się o mnie. Pomyślałam, że nie będę pokazywać tego, że odzyskałam przytomność. Nie wiadomo, co mogliby mi zrobić. Ale jak tak już nie mogłam nawet się ruszyć, postanowiłam, że zdrzemnę się. W prawdzie był już prawie ranek, a ja zemdlałam, ale nie spałam długo, więc wzięłam to za dobry sposób, na zabicie dłużącego się czasu (haha zabicie, a ona jest mordercą, rozumiecie to haha XD dop. aut.). I tak oto zasnęłam, by nadrobić niedobór snu.

-...Nie wiem, raczej śpi. -usłyszałam czyjś głos. Leżałam, na czyś miękkim. Otworzyłam oczy. to była stara, wyblakła, aczkolwiek naprawdę wygodna czerwona kanapa.

-Obudziła się, wołaj Slendermana.- powiedział ktoś inny.

-Czemu ja?- tamten pierwszy odparł.

-Bo ty, no idź.- ten drugi ponaglił.

Usiadłam. Rozejrzałam się po pokoju. Ściany były żółtawe z zaciekami oraz w niektórych miejscach plamami od krwi(?). Mieścił się tam drewniany stolik oraz telewizor. Na lewo od kanapy znajdowały się drzwi, a na prawo ciemny korytarz. Czułam się tu nieswojo. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na osobę stojącą nade mną. To był ten "gościu z pod krzaczka", jak zaczęłam go tak nazywać. Teraz dopiero mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Miał na sobie żółtawo beżową kurtkę, a twarz zasłaniał maską dziwnej kobiety, chyba. Nie wiem zbytnio jak ją opisać, po prostu była dziwna.

-Hej.- powiedziałam.

-Hej.- odpowiedział i na chwilę zapadła niezręczna cisza.

-Tooo... Co ja tu robię? Kim ty jesteś? W ogóle, co to za miejsce? Kim jest Slenderman? Kim ja jest... nie, czekaj, to wiem. Więc, kim ty jesteś?- zaczęłam pytać, nawet nie dając mu szansy odpowiedzieć na którekolwiek z tych pytań.

-Więc ja jestem Masky, a to miejsce, to posiadłość Slendermana i tyle powinno ci na razie wystarczyć.

-Masz na imię Masky?- spytałam z twarzą typu "wtf?!".

-Nie, to jes... - nie zdążył dokończyć, gdyż do pokoju wszedł chłopak w pomarańczowej bluzie i masce z czerwoną smutną buźką i oznajmił:

-Mamy wziąć ją do jego gabinetu.- obydwoje spojrzeli na mnie.

-Mogę tam pójść, ale wiesz... gościu, nie wiem gdzie to jest.- powiedziałam.

-...Chodź.- powiedział Masky (nadal nie wiem czemu tak się przedstawił) i poszedł w stronę ciemnego korytarzu. Podążyłam za nim, a za mną podążył ten drugi w pomarańczowej bluzie. Że co, że niby mogłabym im nawiać. W sumie racja, gdybym miałam mnie pilnować, to bym nie dała sobie żadnej możliwości ucieczki, za dobrze znam siebie.

__________________________

Okej! Była dłuuuga przerwa w pisaniu, ale 1. nie miałam weny i 2. nie miałam dostępu do komputera, a na komórce nie lubię, bo strasznie mi muli. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, pisałam go sama, bez Chmurki.






Shadow Killer I- Nowe Życie Where stories live. Discover now