Rozdział 10

152 10 14
                                    

Usiadłam przy stole i jak gdyby nigdy nic otworzyłam swój szkicownik/ dziennik. Zaczęłam rysować czekając aż ten idiota tu przyjdzie. Minęła prawie godzina. Właściwie to... nikogo nie było. Jakby cała willa nagle wyszła. Wstałam i zgięłam się, ponieważ rana niezbyt mi w czymkolwiek pomagała.

Poszłam do mojego pokoju. W drzwiach spotkałam się z Clockwork.

-Hej... Wiesz może, gdzie wszyscy poszli?- spytałam niepewnie.

-Najprawdopodobniej do... To znaczy, gdzieś... Ja też pójdę, z drogi!- odepchnęła mnie i zbiegła że schodów.

I znowu miłam to uczucie, że wszyscy mnie ignorują, chociaż to była tylko Clockwork... Kiedy chodziłam do szkoły trudno mi było zaprzyjaźnić się z kim kolwiek głównie przez moje choroby ale czasami też przez charakter. Wszyscy mnie ignorował z wyjątkiem Natalie. Była ode mnie rok młodsza, więc nie chodziłam z nią do klasy. Miała heterochromię, wiecie, takie coś, że masz inne kolory obu oczu. Tylko, że tak jakby pewnego dnia przegięła i tak jakby trochę... Ją zabiłam.

Bezcelowo przymierzałam korytarze. Macie czasami takie uczucie, że czujecie się jakbyście byli sami na świecie i nagle przytłacza was taki nagły i niewyjaśniony smutek? Ja mam i to często.

Zauważyłam, że na niektórych drzwiach są imiona tych osób co to tam mieszkają, ale tylko na niektórych. Weszłam w korytarz nazwany "Proxy". Kiedyś, kiedy rozmawiałam z Hoodie'm powiedział mi, że wszyscy pomocnicy Slendermana mają oddzielny korytarz. Tutaj każde drzwi były podpisane. Z początku po prostu chciałam przejść, ale zobaczyłam tabliczkę "Masky i Hoodie". Zwiedzanie cudzych pokoii nie jest w moim stylu. Ale z drugiej strony przecież i tak nikogo nie ma.

Przekręciłam klamke. Miałam cichą nadzieję, że drzwi będą zamknięte na klucz. Właściwie to byłam zdziwiona gdy się otworzyły. Nie mówił mi kiedyś Masky, że zawsze zamykają pokój gdy wychodzą?

Pomieszczenie wyglądało przeciętnie. Po dwóch stronach pokoju znajdowały się łóżka. Ściany były jasnobrązowe, a podłoga- jak później się przekonałam- nie skrzypiała tyle co w moim pokoju. Na wprost mnie była jeszcze szafa wbudowana w ścianę. Ogólnie panował tu lekki bałagan, trochę ubrań walało się po podłodze, łóżka były nie pościelone oraz gdzie niegdzie znajdowały się kartki.

Dla pewności jeszcze uapewniałam upewniałam się, że nikogo nie ma, co właściwie było głupie, ponieważ na pierwszy rzut oka już było widać cały pokój. Otworzyłam drzwi szafy. Było dużo ubrań. Lał, czego innego miałam spodziewać się po szafie! Zauważyłam coś co przypominało mi kształtem  gitarę. Właściwie to nie myliłam się, ponieważ to była gitara. Pamiętam, że kiedyś miałam gitarę. Sama nauczyłam się grać, praktycznie bez pomocy. Wtedy też odkryłam swój talent do śpiewania. Nie mówię, że robię to jakoś super, ale nawet nieźle mi wychodzi. Wyciągnęłam rękę w stronę instrumentu, ale tuż przed dotknięciem jej powstrzymałam się. Wchodzenie do czyjegoś pokoju i rozglądanie się to jedno, ale przestawianie rzeczy jest już trochę przegięciem. Wyszłam z szafy zamykając drzwi za sobą tak jak były kiedy tutaj weszłam.

Jeżeli nikogo nie ma w willi to znaczy, że mogłabym nawet poszperać w biurze Slendera... nie. Ale faktycznie czasami byłam ciekawa co za rzeczy on tam trzyma. Podczas mojego pobytu tu byłam tam tylko dwa razy, kiedy tu przybyłam oraz całkiem niedawno kiedy Jeff dźgnął mnie nożem.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do wyjścia z korytarza zastanawiając się w jakim stopniu głupie było to co właśnie zrobiłam. Zamyśliłam się tak bardzo, że nie zaważyłam osoby na którą niespodziewanie wpadłam. Podniosłam głowę...

-Wiesz, że chyba nie powinno cię tu być?- Powiedziała osoba, która okazała się być Masky'm.

-Wiesz, możliwe... Ale tak jakby się zgubiłam?-odpowiedziałam niepewnie. On na to tylko cicho westchnął i dodał po chwili:

-Dobra. Chodź.- powiedział tak ale obydwoje wiedzieliśmy, że skłamałam. Przecież jakiś tydzień temu bezproblemowo zwoływałam ludzi na kolację. Nieźle się orientuję  w nowym otoczeniu.

Poszliśmy dokładnie tą samą drogą którą tutaj zaszłam, potem schodami w dół i do salonu. Przez całą drogę zastanawiałam się gdzie wszyscy (przynajmniej myślę, że wszyscy) nagle zniknęli, ale nie miałam zbytnio odwagi by zapytać. W salonie ujrzałam taki widok: Jeff gonił Ben'a wyzywając go od różnych rzeczy, Jane śmiała się z nich, a Hoodie to wszystko nagrywał. Podeszłam do mojego koleżki w kapturze.

-O co tu chodzi?- zapytałam.

-A,właściwie nic. Jeff'owi wylała się cała butelka ketchupu na jedzenie i obwinia za to Ben'a.- na te słowa aż lekko się uśmiechnęłam.

Tak. To ja poluzowałam nakrętkę od ketchupu, bo z pewnych źródeł wiedziałam, że ten żądny krwi morderca dodaje go do praktycznie każdego dania. Może to dziecinne, ale podmienienie cukru na sól nie jest wcale dojrzalsze.

Poczułam nagle niewyjaśnioną potrzebę snu. Nie wiem czemu, ale czasami tak miałam. Może to się  wiąże z moimi chorobami, a może nie. Nie mam pojęcia. Przypominam, że nadal mam dziurawy brzuch i EJ mówił mi abym się nie przemęczała. Właściwie to drzemka nie była wcale takim złym pomysłem... Co z tego, że było zaledwie trochę po południu. Więc znów po kroczyłam w stronę schodów. Nawet fajnie było zobaczyć reakcję Jeff'a.

Wchodząc do pokoju zauważyłam, że Clockwork wreszcie znalazła materac. Ucieszył mnie ten fakt, ale w końcu obiecała (przynajmniej tak mi się wydawało).Lekko położyłam się na nim przykrywając się kocem. Szybko zasnęłam tylko po to by po chwili się obudzić. I znowu, i znowu... ale w końcu mój umysł odpuścił znużony rozmyślaniem.

Szłam jakimś korytarzem. Było całkowicie ciemno. Nie ciemno jak wtedy gdy zgasisz światło Było po prostu czarno, jakby wszystko wokół mnie było pustką, ziejącą wyrwą w przestrzeni, pozostałością po miejscach, których już dawno nie ma. Idąc przy ścianie natchnęłam się na drzwi. Były zamknięte i nigdzie nie mogłam znaleźć klucza. Sytuacja ta powtórzyła się jeszcze raz i jeszcze raz. Potem nagle ujrzałam może nie światło, ale przynajmniej mniejszą ciemność. Weszłam do ruiny którą już tak dobrze znałam. Podeszłam do miejsca w którym zawaliła się podłoga. Spojrzałam w dół starając się oszacować głębokość gdy  czyjeś ręce wepchnęły mnie tam. Zamknęłam oczy przygotowując się do spotkania z twardą podłogą. Zaskoczeniem było, że znalazłam się w swoim łóżku. Znów nic nie widziałam. Usłyszłąm znajomy głos który mamrotał. Coś otarło się o moją rękę. "Jeff?" zapytałam. Odpowiedź nie przyszła od razu. Postać powiedziała "Nie... Masky.", co zabrzmiało bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Wzruszyłam ramionami i wstałam. Zrobiłam parę kroków w jego kierunku, a potem ktoś krzyknął moje imię i upadłam. Znowu i  znowu i w kółko i wciąż. N początku jeden, później więcej i więcej. Odkrzyknęłam aby przestały, ale nie mogłam ich zagłuszyć...

"Wendy!" - obudził mnie głos.

__________________________________________

Zapraszam do Zuzek3604 i Xusanne pomórzmy im zacząć karierę na wattpad'zie! :D

Shadow Killer I- Nowe Życie Where stories live. Discover now