Rozdział 8

115 6 0
                                    

Wstałam wcześnie, trochę za wcześnie. Wychodzi na to, że spałam jakieś 2 godziny. Niestety za dobrze znam siebię i .wiedziałam, że teraz już nie zasnę. Niedawno skończyło mi się jedzenie z plecaka, więc znowu będę musiała iść do sklepu. Hmmmmm.. Chyba widziałam jakieś bułki na dole. Kocham suche bułki! Aczkolwiek jest to dziwne. Przebrałam się w jeansy i czarną koszulkę, ponieważ spałam w sukience, założyłam plecak (wszędzie go noszę) i poszłam na dół. Nie włączałam światła, jestem przekonana, że świetnie widzę w ciemności(choć jak okazuje się nie jest to prawdą dop. aut.).

Niestety co do tego się myliłam (właśnie dop. aut.) i idąc przez korytarz wpadłam na kogoś. Przewróciłam się i poczułam ból w okolicach brzucha. W tej chwili ktoś włączył światło.

-Jeff, kurwa!- krzyknęłam i zaczęłam kaszleć krwią.

-...- on chyba nie pojął, co właśnie robił.

Upadłam na kolana."Czyli on po prostu od tak dźgnął mnie nożem? aha?!"-pomyślałam- "co tu robić... CO TU KURWA ROBIĆ?!". chwyciłam za uchwyt noża który nadal był wbity we mnie. Pociągnęłam dość szybko, aby nie bolał tak bardzo. Ta, trochę krwi pry tym mi ubyło (ale to chyba lepiej niż mieć wbity nóż). Ściągnęłam plecak i pośpiesznie szukałam (czyli wywaliłam wszystko na podłogę i rozglądałam się) czegoś, czym można by zatamować krwawienie. Najlepszy był Jeff. Po prostu stał i się gapił, pomyślałam, że albo jeszcze nie wytrzeźwiał, albo na strasznego kaca. W końcu (czyli po jakichś 5 sekundach... wiecie, kiedy jest się blisko śmierci podobno wydaje się, że czas zwalnia) się poddałam, po prostu zaciągnęłam bluzkę i przyłożyłam ją do rany. Potrzebowałam czegoś do przywiązania... Podniosłam się trochę.

-J-Jeff...- wydukałam próbując znowu nie zachłysnąć się swoją krwią i pokazałam na jego pasek.

-Łoł, łoł, prawie się nie znamy, a ty..- mówienie przychodziło mu z wielkim trudem.

-Pasek... *wdech* idioto.- przerwałam mu, nawet nie chciałam by dokończał to zdanie. Napełniło mnie to obrzydzeniem.

W końcu chyba zrozumiał o co mi chodzi i dał mi ten jego pasek, a ja zapięłam go tak by trzymał mój "opatrunek". Jeff sam nawet nie pofatygował się że mną do pokoju jedynej mi znanej na razie creepypasty, która dość dobrze zna się na takich rzeczach. Los chyba lubi EJ'a... Mnie już nie za bardzo.

Wyglądało na to, że zdziwił się, że przychodzę do niego w staniku z raną w okolicach brzucha dzień po tym jak mu powiedziałam, że nie ma u mnie szans. Heh, kto by się nie zdziwił. Tak mi się wydaje, ponieważ miał maskę. Spał w masce? Nie wiem i raczej się nie dowiem. Pomógł mi coś z tym na razie zrobić. Nie rozmawialiśmy, chyba, że odpowiadałam mu na pytania takie jak "Jak to się stało", albo "Jak się czujesz?", poza tym praktyczne co chwilę chciało mi się kaszleć.

>|time skip, bo jestem leniwa|<

Jak się Slenderman o tym dowiedział ( właśnie, zapomniałam powiedzieć, że wrócił krótko po incydencie), to dał Jeff'owi szlaban na zabijanie. Rozumiecie to? To jakby tobie zabronić oddychać. Jak już wiara powstawała większość miała kaca. Ja znowu siedziałam na kanapie obok grającego w coś Ben'a. Nawet zmieniłem z nim parę słów. Łał. Że też my się granie nigdy nie nudzi.

Zauważyłam, że Hoodie i Masky gdzieś wychodzą. Zerwałam się z kanapy. To był błąd. Od razu spałam spowrotem, a rana przypomniała mi o swoim istnieniu. Spróbowałam jeszcze raz, tym razem wolniej.

-Hej, Masky-odezwałam się będąc jeszcze w połowie drogi do nich- idziecie na misję? Mogę wam pomóc, czy... Coś?

-Nie sądzę, żeby w twoim stanie...- jak ja lubię przerywać ludzią.

-Ale rozmawiałam z Hoodie'm i zgodził się, żebym kiedyś tam z wami poszła.- spojrzałam na Hoodie'go.

-Poza tym to nie zależy od nas. Pytaj się Slender'a.- odpowiedział po chwili.

Tak po prostu wyszli. Czemu ludzie nie traktują mnie poważnie. Dobra, może jestem ciężko ranna (dzięki Jeff), ale to nie znaczy, że inni mają mówić mi co mam robić! Wyprostowałam się. To jest przecież moje życie. No i wtedy zaczęłam kaszleć krwią tak głośno, że nawet Ben odwrócił się w moją stronę. Usiadłam na kanapie.

Po jakichś dwóch godzinach, kiedy Ben zgłodniał i poszedł do kuchni zrobić coś do jedzenia. Ja nie byłam głodna... Jakby dłużej pomyśleć, to nawet nie powinnam jeść. Nagle przykuła moja uwagę kamera, która najprawdopodobniej jeszcze od wczoraj leżała na stole. Wzięłam ją i poszłam do mojego pokoju. Clockwork jak zwykle była zajęta mordowaniem lub uprzykrzaniem komuś życia, więc miałam spokój. Przewinęłam do miejsca, gdzie Hoodie dał mi kamerę. Potem jeszcze trochę... I jeszcze... Chciałam po prostu sprawdzić o której mniej więcej poszłam spać. Za nami (pamiętacie, że siedział że mną Masky?) był zegar na którego patrzyłam, bo inaczej trudno byłoby ocenić.

Jeszcze parę razy przewinęłam nagranie, aż ujrzałam ten moment gdy głowa upadła mi na ramię Masky'ego. To wyglądało... Nawet trochę słodko. Za chwilę zaś Masky zrobił coś, czego nie spodziewałam się. Wstał w wziął mnie na ręce. Tak po prostu. I poszedł położyć mnie fo łóżka. To znaczy pod koc.

Nagle go mojego pokoju wpadł Toby. Myślałaś, że poszedł na Misję razem z innymi.

-Hej, Toby, a ty nie powinieneś...

-Mamy problem.

_______________________

Jej. Polsat. Zawsze chciałam kiedyś tak zrobić xd. Czemu wcześniej nie było rozdziału? Wiecie brak weny i te sprawy.

Shadow Killer I- Nowe Życie Where stories live. Discover now