2. Spokojnie, nie wrócę.

9.4K 431 18
                                    

Od godziny siedziałam na kanapie w moim domu, po raz kolejny już przeglądając nasze wspólne zdjęcia. Wciąż uśmiechałam się na widok naszych wspólnych wygłupów zarejestrowanych na fotografiach. Wciąż czułam jakieś przyjemne ciepło, patrząc na liczne całusy dawane sobie nawzajem, uwiecznione na zdjęciach. Wciąż bolała świadomość, że to już po wszystkim. Przeszłość. Było, minęło.

Poznaliśmy się niemal równo 4 lata temu. 18 listopada Simon Cowell przyszedł do HIVE z piątką chłopaków, by świętować wydanie ich debiutanckiego albumu, który już w przedsprzedaży bił przeróżne rekordy. Ojciec od zawsze miał z Cowellem dobre kontakty, wiec bez wahania posadził ich w najlepszej klubowej loży.

Ja byłam wtedy w HIVE tak, jak przez większość wieczorów. Ojciec domagał się tego, bym tam przychodziła. Bym obserwowała go w pracy, nawiązywała kontakty, żeby kiedyś ze spokojną głową mógł przekazać mi swoje dziedzictwo. Tamtego wieczora zabrał mnie ze sobą idąc do loży Simona. On zajął się rozmową ze starym znajomym, ja miałam zadbać, by jego podopieczni się nie nudzili.

Właśnie tak zaczęła się moja znajomość z One Direction. Z niektórymi złapałam lepszy kontakt, z innymi troszkę gorszy. Ale z Harrym od samego początku dogadywałam się najlepiej. Zwykła znajomość szybko zmieniła się w przyjaźń. A po roku przyjaźń przerodziła się w miłość.

Łatwo nie było. Harry był niemal non stop w trasie, lub w studio. Ja rzadko kiedy mogłam opuszczać Londyn, bo w końcu trzymał mnie tu klub i studia. Jednak radziliśmy sobie. Częste telefony, smsy, maile i rozmowy na Skype nawet, jeśli on był właśnie po koncercie, a u mnie była trzecia rano i za trzy godziny musiałam wstać na ważny egzamin. Nigdy nic nie było ważniejsze niż nasza rozmowa. A kiedy wracał, całe dnie potrafiliśmy siedzieć w jego mieszkaniu i spędzać godziny na leżeniu przed telewizorem, rozmawiając, obsypując się w międzyczasie setkami czułości.

Minął pierwszy rok. Minął i drugi, w trakcie którego starłam się z najcięższym wyzwaniem. Z pożegnaniem rodziców.

Harry'ego nie było przy mnie, kiedy dowiedziałam się o wypadku i ich śmierci. Był praktycznie na drugim końcu świata. Ale przyjechał od razu, jak się dowiedział, mimo że był w środku trasy i pisania kolejnego albumu. Dał mi wsparcie, którego potrzebowałam. Zapewnił poczucie bezpieczeństwa i pomógł poskładać mi się na tyle, bym mogła znieść jego kolejny wyjazd. Bym mogła podjąć się ratowania klubu, na który już rzucili się przedsiębiorcy, proponując mi jego wykup. Spławiłam wszystkich. Ojciec by tego nie chciał. Podjęłam się zadania, na które mnie szykował i w maju 2014, dwa tygodnie po śmierci rodziców pojawiłam się w klubie, dotąd zarządzanym przez jego managera - Iana. Przedstawiłam swoje stanowisko szczerze przyznając, iż bez pomocy i wsparcia pracowników nie podołam prowadzeniu tego klubu. A oni wszyscy zgodnie obiecali mi pomóc. I tak trwaliśmy do dziś.

Ale odkąd zajęłam się klubem, miałam jeszcze mniej czasu dla Harry'ego. I nie zauważyłam, jak zaczyna mi się wymykać. Jak oboje zaczęliśmy się sobie wymykać. Ale próbowaliśmy. I choć nasze rozmowy na Skype były coraz rzadsze, bo on po koncertach nie miał sił, a ja jeszcze tkwiłam na imprezie w klubie. To jednak na drugi dzień zawsze budziłam się do smsa od niego. Czasem dłuższego, czasem ze zwykłym dzień dobry, lub kocham cię. A potem przychodził urlop, jego lub mój i wszystko było jak dawniej. W zeszłoroczne święta, kiedy zabrał mnie ze sobą do domu rodzinnego wydawało mi się, że tak dobrze między nami nigdy nie było.

A potem wszystko zaczęło się sypać. On zaczynał coraz częściej narzekać na moje zbyt wielkie zainteresowanie klubem. Ja zaczęłam być coraz bardziej zazdrosna. Coraz częściej odwoływał nasze rozmowy zbywając mnie swoim zmęczeniem, a na drugi dzień gazety i internet opływały w jego zdjęcia z imprez w towarzystwie kobiet. Nigdy nie widziałam bezpośredniego dowodu zdrady. Ale te jego wykręty, towarzystwo kobiet, spekulacje gazet siały we mnie coraz większe zwątpienie. Coraz częściej zamiast rozmawiać, jedynie się kłóciliśmy. Nie opowiadaliśmy sobie, co się u nas działo, nie zwierzaliśmy się sobie. Nie mówiliśmy sobie "kocham".

W końcu nie wytrzymałam. W kwietniu wrócił z trasy na przerwę przed europejskimi koncertami. Nic nie było takie same. Spotykaliśmy się, ale te wszystkie pretensje, żale, niedokończone kłótnie i wątpliwości wisiały między nami. Któregoś razu oboje wybuchliśmy. Posypały się słowa żalu, oskarżenia i kolejne pretensje. Ja podejrzewałam go o zdradę, on wyrzucał mi brak wsparcia zwłaszcza teraz, kiedy Zayn odszedł z zespołu, a on bał się, że wszystko się posypie. Po niemal godzinie krzyków powiedział to, na co ja nie miałam odwagi.

- Więc wyjdź i nie wracaj! - Jego pełen złości, niemal nienawiści krzyk wciąż tkwił gdzieś w mojej głowie. Wciąż odtwarzał się w mojej głowie w najmniej oczekiwanych momentach. Czasem śnił mi się w nocy.

- Spokojnie, nie wrócę - warknęłam wtedy, starając się ukryć, jak bardzo mnie to zabolało. Przecież nie mogłam mu pokazać, że zranił mnie na wylot. Patrząc mu prosto w rozwścieczone oczy zdjęłam z palca jego obrączkę, którą kiedyś dał mi jako obietnicę i z głośnym brzękiem odłożyłam ją na szafkę. - Skończyliśmy.

Po tych słowach wyszłam i już go więcej nie widziałam. Przynajmniej nie na żywo, bo wciąż napotykałam jego uśmiechniętą twarz na okładkach gazet, w telewizji, na plakatach rozwieszonych gęsto w mieście. Słyszałam jego głos z głośników radiowych, czy z telewizora. Jednak nie na żywo. Nie twarzą w twarz. Żadne z nas nie próbowało wyciągnąć ręki. Żadne z nas nie próbowało walczyć. Oboje się podaliśmy. A ja, by wszystko sobie ułatwić, zaczęłam go nienawidzić. I sam mi w tym pomógł, kiedy co chwila widziałam jego zdjęcia z inną panną. Wiedziałam, że wiele z jego dobrych znajomych, to kobiety, ale wyparłam tę informację ze świadomości. Bo tak było mi łatwiej darzyć go negatywnymi emocjami. Bo wtedy te wszystkie zdjęcia były dowodem na to, że słusznie postąpiłam. Tęsknotę i miłość zasłoniłam nienawiścią, która tak się we mnie zakorzeniła, że nie mogłam nawet patrzeć na Nialla, Liama czy Louisa. Nawet Zayna, który już nie był częścią zespołu. Nie mogłam słuchać o One Direction, nie mogłam słuchać ich muzyki. Nie mogłam znieść niczego, co w jakikolwiek sposób wiązało się z nim.

A jednak siedziałam tutaj. Wpatrując się w nasze zdjęcia i pozwalając, by łzy niszczyły mój misternie wykonany rano makijaż. Bo chociaż tak bardzo, jak tego nie chciałam, tak mocno za nim tęskniłam.

- Ała! - Syknęłam, kiedy ostre pazury kotki wbiły się w moją nogę. Spojrzałam na nią z pretensją, a ona jak gdyby nigdy nic zaskoczyła z kanapy i wyszła z pokoju. Dopiero teraz zorientowałam się, że mój telefon dzwoni, a ja nawet tego nie słyszałam. Wzięłam go do ręki, by spojrzeć na wyświetlacz i oczy omal mi z czaszki nie wyskoczyły, gdy zobaczyłam zdjęcie i nazwę kontaktu.

No bo czego, do cholery, mogła ode mnie chcieć matka mojego byłego?!



Bardzo mi miło, że tak ciepło przyjęliście to opowiadanie. Mam nadzieje, że się nie zawiedziecie, a ja podołam tej historii.

Miłego weekendu, Koty xx



Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora