Epilog.

8.8K 521 86
                                    

Żeby jeszcze przedłużyć, postanowiłam napisać epilog.

Chyba się nie gniewacie, prawda?


Kilka miesięcy później

- Czemu, do cholery, nic nie idzie tak, jak powinno?! - warknęłam, siadając na barowym stołku. - Tony, kochanie...

- Wow, uważaj, bo jeszcze moja dziewczyna usłyszy. - Wyszczerzył się głupkowato.

- Jakoś sobie z nią poradzę. - Wywróciłam oczami. - Mogę liczyć na...

- Już. - Nawet nie dał mi dokończyć, tylko zabrał się za przyrządzanie drinka dla mnie. Chwilę później sączyłam alkohol przez słomkę, próbując się jakoś uspokoić. - W czym jest problem? - zapytał, opierając się o blat.

- Wyobraź sobie, że jest jakiś problem z elektryką! - jęknęłam. - Czekałam na ten koncert tak długo, a teraz może się nie odbyć przez pieprzony prąd!

- To zrobimy wersję unplugged. - Wzruszył ramionami, zupełnie się tym nie przejmując.

- Sam jesteś unplugged. Twój mózg się chyba odłączył! - prychnęłam oburzona, zerując drinka.

- Spokojnie, nie z takich opresji Ian wychodził.

- Ale nawet Ian nie potrafi zdziałać cudów. Jak tak dalej pójdzie, ludzie wyjdą, a ja będę musiała zwrócić im pieniądze - powiedziałam załamana, opierając głowę na dłoniach.

- Support nie może jeszcze trochę przeciągnąć?

- Anth, support pojechał jakieś dwadzieścia minut temu - poinformowałam chłopaka, który zrobił przepraszającą minę i wzruszył bezradnie ramionami. Miałam właśnie poprosić o kolejnego drinka, kiedy mój telefon leżący na blacie zaczął wibrować. Szybko odczytałam wiadomość od Iana.

Wszystko gotowe.

Pisnęłam ze szczęścia, na co barman posłał mi zaskoczone spojrzenie. Zignorowałam je i pognałam za kulisy, by upewnić się, że wszystko naprawdę jest już gotowe. Ian przybił piątkę z artystą, a potem skierował się do mnie, wciskając mi w dłoń mikrofon.

- Idź na scenę, przeproś i zapowiedz go.

- Hej, nie ojcuj mi tu - fuknęłam. - Wiem, co mam robić.

- Jasne, idź. - Odwrócił mnie i pchnął lekko w stronę sceny. No chyba się zapomniał, że szefowa wróciła do pracy! Może i nie było mnie tu jakiś czas i wtedy to on stał na czele wszystkiego, ale to już się zmieniło!

Wybiegłam na scenę, czując na sobie wzrok setek par oczu, oczekujących na swojego idola.

- Witam ponownie - powiedziałam do mikrofonu, mrużąc oczy przed reflektorem, który świecił mi prosto w oczy. - Matty, mógłbyś? - zwróciłam się do mężczyzny, który operował odpowiednim urządzeniem i już po chwili światło przestało mnie tak razić. - Przepraszamy ogromnie za zwłokę, ale wszystkie usterki zostały już naprawione i jesteśmy gotowi na koncert. Jestem pewna, że James też jest już gotowy... - Moje dalsze słowa utonęły w krzykach i oklaskach na cześć artysty. Zeszłam więc ze sceny, na której po chwili pojawił się James Bay i zaczął czynić swoją magię.

A ja stałam z boku, patrząc jak oczarowana na scenę, z gęsią skórką na ramionach, wywołaną niesamowitym głosem tego cudownego artysty. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, że w końcu udało mi się go tu ściągnąć. Co prawda minęło trochę czasu i wymagało to ode mnie nie mało wysiłku, upierdliwości i poruszenia kilku znajomości, bo "James Bay" to ostatnio gorące i mocno rozchwytywane nazwisko, ale w końcu się udało. 

Mój uśmiech powiększył się, kiedy rozglądając się wokół siebie, ujrzałam niedaleko mnie Carrie przyczepioną do zadowolonego Tony'ego. Okazało się, że kiedy chłopak mówił mi o tym, że interesuje się dziewczynami, które nie interesują się nim, miał na myśli tę jedną, konkretną. Carrie. Chłopak widząc, że im się przyglądam mrugnął do mnie, a jego dziewczyna pomachała. Cieszyłam się, bo Carrie w końcu się ustatkowała, a Tony wyglądał na naprawdę szczęśliwego, chociaż potrafili kłócić się o najdrobniejsze, najśmieszniejsze bzdety.

Odmachałam przyjaciółce, a potem wróciłam wzrokiem do artysty występującego na scenie.

A potem uśmiech zajął mi chyba całą twarz, kiedy poczułam silne, ciepłe ramiona oplatające moje ciało od tyłu.

- Powinienem być zazdrosny? - zapytał prosto do mojego ucha. - Widzę, jak na ciebie działa. - Przejechał dłońmi po moich ramionach, pokrytych w dreszczach. Pokręciłam głową z rozbawieniem i odwróciłam się twarzą do mojego mężczyzny, co od razu wykorzystał, przyciskając swoje usta do moich. Westchnęłam cicho, oddając się tej pieszczocie. Moje dłonie wylądowały na szyi chłopaka, a jedna zawędrowała w jego włosy. Z niezadowoleniem przyjęłam fakt, że są krótkie i nie mogę już bawić się nimi tak, jak kiedyś.

- Kocham cię - powiedział z uśmiechem i cmoknął mnie w nos.

- A ja ciebie nienawidzę - mruknęłam, przejeżdżając palcami przez jego krótkie włosy. Harry zaśmiał się, wiedząc doskonale, dlaczego tak powiedziałam.

- To nie zęby, odrosną - skomentował, splatając swoje dłonie na dole moich pleców i zaczął bujać naszymi ciałami w rytm muzyki.

- Wiem, ale nie mogę się przyzwyczaić - westchnęłam, wydymając usta w niezadowoleniu.

- Więcej ich tak krótko nie zetnę, obiecuję - zapewnił, a potem musnął krótko moje usta. - I nie zmieniaj tematu! - Zmienił ton na groźny, ściągając brwi. - Powinienem być zazdrosny?

- Nie bądź głupi - prychnęłam. Wzięłam jego dłoń w swoją i przyłożyłam do mojej klatki piersiowej na wysokości serca. - Czujesz? - zapytałam. Kiwnął głową, uśmiechając się lekko. - Wciąż jest twoje.

Widziałam, że starał się nie uśmiechnąć i wyglądać stanowczo.

- To dobrze. I to ma się nie zmienić - powiedział z powagą, chociaż widziałam, jak kąciki ust mu drgają, a w jego oczach były te radosne iskierki, które tak bardzo kochałam.

- Nigdy - obiecałam. - A wiesz, skąd to wiem? - zapytałam, a kiedy pokręcił głową przecząco, przybliżyłam swoją twarz do jego tak, że nasze usta delikatnie się ze sobą stykały. - Bo strasznie cię kocham, Harry - powiedziałam. A kiedy ponownie mnie pocałował, nie obchodził mnie nawet James Bay śpiewający na scenie, bo byłam w ramionach mojej pierwszej i jedynej miłości.

I w tym momencie nic więcej się nie liczyło.


Teraz już naprawdę. Oficjalny i nieodwracalny THE END.

Dziękuję Wam za wszystko, Koty ♥♥♥

Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Where stories live. Discover now