38. Przedstawienie czas zacząć.

7.5K 382 20
                                    

Przez następną godzinę zdzieraliśmy gardła, wrzeszcząc ile sił w płucach każdą piosenkę z radia. Od starych hitów, takich jak Hungry Eyes, po najnowsze jak Hello Adele. Nawet nie zorientowałam się, w którym momencie nasze dłonie się złączyły, a nasze palce przeplotły. Zauważyłam to dopiero, kiedy chłopak puścił moją dłoń, żeby móc wykonać ostry skręt w lewo, kiedy wyjechaliśmy już do Holmes Chapel.

- Denerwujesz się - stwierdził.

- Wcale nie! - odpowiedziałam bojowo. Co już samo w sobie świadczyło o tym, że stres mnie zżerał.

- Zaraz wytupiesz mi stopą dziurę w podłodze - powiedział i położył dłoń na moim udzie. Którą od razu strzepnęłam, bo było ono już obolałe od jego wcześniejszego ściskania. Zaśmiał się i ponownie ułożył dłoń na mojej nodze.

- Nie! Już i tak będę miała siniaki! - Podniosłam głos, ponownie odpychając jego dłoń. Rzucił mi krótkie spojrzenie, a potem zjechał na przystanek. Zaciągnął ręczny, włączył światła awaryjne i odpiął pas, siadając bokiem do siedzenia. - Nie denerwuję się!

- Sue - powiedział spokojnie, biorąc moją rękę w swoją. - Zawsze jak się stresujesz i denerwujesz, to się złościsz. Nie wiem, czy pamiętasz, ale trochę cię już znam. W zasadzie znam cię lepiej, niż ty sama...

- Tak, wiem, powtarzasz się. - Wywróciłam oczami. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przecież on próbował mi pomóc. Za to moja wredność i złość, którymi próbowałam zakryć strach, nie pomagały ani trochę. - Ja się po prostu boję, że to się wszystko pierdolnie! - jęknęłam, uderzając głową w zagłówek.

- Nic się nie pierdolnie, słyszysz? - złapał mnie lekko za podbródek i przekręcił moją głowę ku sobie. - Damy radę, Kocurze. - Mrugnął do mnie, a ja parsknęłam śmiechem. - To prościzna! Musimy tylko... czekaj, jak to szło?

- Złapać się w moment - przypomniałam mu.

- Właśnie! Musimy złapać się w moment i to pociągniemy. Tak?

- Tak. Nic prostszego - prychnęłam.

- Jeśli kiedykolwiek zastanawiałem się, czemu się w tobie zakochałem te cztery lata temu, to już wiem na pewno, że to musiał być ten twój zaraźliwy optymizm - oznajmił siląc się na powagę, ale widziałam, jak drgały mu kąciki ust.

- Spieprzaj! - Wyszarpnęłam dłonie z jego dłoni i odrzuciłam je od siebie, udając obrażoną. - Jedź już, bo Anne pewnie się martwi - dodałam. Rzucił mi jeszcze jedno długie, badawcze spojrzenie i w końcu zapiął pas, a potem skierował auto na ulicę. Kwadrans później zatrzymaliśmy się przed jego domem.

- Przedstawienie czas zacząć - powiedziałam cicho.

- Mamy to, Sue. - Harry uśmiechnął się pokrzepiająco i oboje wysiedliśmy z auta. Wyciągnęliśmy swoje bagaże z auta i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Harry nacisnął klamkę  przepuścił mnie, bym pierwsza weszła do środka. Robin i Anne wyszli właśnie z kuchni na korytarz.

- Och, no i widzisz! - Kobieta uderzyła męża w ramię. - Mówiłam, że zanim się zbierzesz, to sami już wszystko przytachają! - powiedziała z wyrzutem, po czym szybkim krokiem skierowała się w naszą stronę. - Susan, kochanie, jak miło znowu cię widzieć! - Wzięła mnie w swoje ramiona, przytulając ciepło. - Tak się cieszę, że ten chłopak w końcu poszedł po rozum do głowy, zmądrzał i cię odzyskał.

- Mamo... - Gdzieś zza mnie Harry jęknął niezręcznie.

- Nie mamo, tylko tak! - Anne cmoknęła mnie jeszcze w policzek, po czym wypuściła, by dorwać syna. - I przecież cie chwalę, więc już się tak nie naburmuszaj - dodała, wyciągając ręce do chłopaka. Ten pochylił się, obejmując matkę, ponad jej ramieniem robiąc miny do mnie i do ojczyma, z którym właśnie skończyłam się witać.

Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Where stories live. Discover now