32. Nikt nie mówił, że ma być fair.

7.5K 397 34
                                    

Sobota, 19/12/2015

Jeśli miałabym wymienić jedną rzecz, której najbardziej nienawidziłam, kiedy byłam z Harrym i za którą kompletnie nie tęskniłam po zerwaniu, bez wątpienia powiedziałabym, że to paparazzi i ludzie robiący mi zdjęcia w każdej sytuacji. Wczoraj zostaliśmy obstrzelani fotkami z każdej strony, kiedy wychodziliśmy z cmentarza. Z cmentarza, na miłość boską! I kiedy wszyscy zachwycali się, jaki to Harry jest uroczy i kochany, ja biedna i jak bardzo każdy mi współczuje utraty rodziców i jednocześnie zazdrości faceta, a my razem jesteśmy po prostu przeuroczy, mnie trafiał szlag na każdą najmniejszą wzmiankę o tym. I chociaż wiedziałam, że ani Carrie, ani Tony czy Jason nie mieli na myśli nic złego, kiedy wspomnieli o tych zdjęciach, to jednak wyżyłam się na nich, za co było mi teraz strasznie wstyd. Ale byłam też zbyt dumna, by zwyczajnie przeprosić, bo jakaś cząstka mnie twierdziła, że miałam rację i zrobiłam dobrze, i wcale nie muszę nikogo przepraszać.

Dlatego teraz siedziałam samotnie w moim biurze, siorbiąc zimną już kawę. Normalnie zeszłabym na dół, by ktoś z baru zrobił mi nową. Ale w takiej sytuacji wolałam nie ryzykować, że zetnę się jeszcze z kimś.

Niestety, ktoś sam chciał się na to narazić. Westchnęłam głośno, kiedy usłyszałam pukanie do moich drzwi.

Wyluzuj.

- Proszę! - rzuciłam głośno, by osoba po drugiej stronie mnie usłyszała. Drzwi się uchyliły, a do środka wszedł Harry, z dwoma kubkami, których zawartość parowała.

- Zostałem wezwany na interwencję - wyjaśnił, widząc mój pytający wzrok. - Podobno wszystkich dziś kosisz za zwykłe spojrzenie. - Postawił dwa kubki z kawą na stole, przesuwając jeden w moją stronę. Przysunął sobie fotel z kąta pod biurko i usiadł, rzucając mi spojrzenie, domagające się wyjaśnień.

- Jesteś następny w kolejce - ostrzegłam, biorąc łyka gorącego napoju. - I wcale nie koszę ich za spojrzenie!

- Dobra, sam sobie to dodałem - przyznał, unosząc ręce do góry w geście poddania. - Ale naprawdę do mnie zadzwonili. Ponoć jestem jedynym człowiekiem, który jest w stanie pomóc ci "ogarnąć cycki". - Zaśmiał się, przy ostatnich dwóch słowach robiąc cudzysłów w powietrzu.

- To jest totalnie coś, co powiedziałby Tony, ale wątpię, by to on dzwonił. Biorąc pod uwagę, że Ian spędza z nim naprawdę dużo czasu, stawiam, że to on cię wezwał.

- Nie ważne kto! - Wywrócił oczami, ale już po jego minie wiedziałam, że trafiłam. - Ważne, że oni obrywają za coś, czemu w żaden sposób nie są winni.

- Skąd wiesz, za co obrywają?

- Sue, serio? - Spojrzał na mnie z politowaniem. - Znam cię lepiej, niż ty sama siebie znasz.

- Nie pochlebiaj sobie - prychnęłam, ponownie sięgając po kubek z kawą.

- Skończyłaś tutaj? - zapytał, zmieniając temat. Posłałam mu pytające spojrzenie, zbyt zajęta dmuchaniem na moją kawę, by odpowiedzieć. - Zabieram cię gdzieś.

- Niby gdzie? - Ściągnęłam brwi, wbijając w niego zaciekawione spojrzenie. Zaśmiał się i pochylił przez biurko wyciągając rękę do mojej twarzy. Cofnęłam się, patrząc na niego jak na czubka.

- Przecież ci nic nie zrobię. Kawa ci bryznęła - wyjaśnił. Wróciłam więc na poprzednie miejsce pozwalając, by przejechał palcem po moim policzku. - Widzisz, nie bolało. - Uśmiechnął się.

- Dowiem się, gdzie chcesz mnie zabrać?

- Nie - odpowiedział, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zaczynało mnie to irytować. - Chcę cię tylko trochę rozerwać. Skoro od rana jesteś jak chodząca bomba, to chyba trochę zabawy dobrze ci zrobi.

Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Where stories live. Discover now