67. Masz beznadziejne wyczucie czasu!

6.4K 440 83
                                    


Szybko odnalazłam Iana i powiedziałam mu, że zostawiam klub na jego głowie, czym nawet za bardzo się nie przejął. Potem od razu udałam się do głównego baru, gdzie zostawiłam torebkę.

- Pali się, czy co? - zapytał Tony, widząc jak w pośpiechu łapię kopertówkę.

- Nie. Po prostu już wystarczająco długo z czymś zwlekałam - odpowiedziałam. Chłopak się uśmiechnął, zupełnie jakby wiedział, o czym mówię.

- Bierz go, tygrysie! - zawołał. A ja nawet nie pofatygowałam się, żeby skarcić go za wykrzykiwanie durnych tekstów na pół klubu.

- Jak spotkasz Carrie... - zaczęłam, ale wciął mi się w zdanie.

- Powiem jej. Idź już! - ponaglił mnie. A ja nie zamierzałam się z nim kłócić.

Nawet nie zawracałam sobie głowy, by pójść po płaszcz, który zostawiłam na górze, w biurze. Po prostu wybiegłam tylnym wyjściem, pospiesznie udając się do auta. Zrzuciłam ze stóp buty, odrzucając je na siedzenie obok i w pośpiechu ruszyłam do swojego mieszkania.

Może to było głupie. Może powinnam była pojechać od razu na miejsce balu. Ale jednak coś popchnęło mnie do domu. Szybko przebrałam się w suknię, którą dostałam od Harry'ego. Była przepiękna i nie mogłam się na nią napatrzeć. Ale teraz nie miałam na to czasu. Złapałam drugie buty, bardziej pasujące do tej sukienki i w pośpiechu je założyłam. Eddie przyglądała mi się z zaciekawieniem, leżąc na moim łóżku, a potem odprowadziła mnie do drzwi, gdy wychodziłam z mieszkania.

- Życz mi powodzenia, sierściuchu - rzuciłam do kota i wróciłam na parking, a potem szybko znalazłam się w aucie. Dopiero będąc w połowie drogi pomyślałam o tym, że mogłam wziąć z domu drugi płaszcz. Ale trudno, przeżyję i bez niego.

Sprawnie dotarłam do miejsca w którym odbywał się bal. Zostawiłam auto parkingowemu i szybkim krokiem udałam się do wejścia. A tam musiałam spierać się z mężczyzna, który pilnował, by do środka weszły osoby tylko z zaproszeniem. Którego ja rzecz jasna nie miałam. Kilka dobrych minut tłumaczyłam mu, że jestem osobą towarzyszącą, w co mężczyzna mi nie wierzył. W zasadzie, to mu się nie dziwiłam. Każdy mógł tu przyjść i powiedzieć, że jest osobą towarzyszącą Harry'ego Stylesa... Aż w końcu zostałam uratowana przez Perrie i Jade, które właśnie wychodziły na zewnątrz. Naskoczyły na mężczyznę we dwie i pod ich gadką biedaczek w końcu się złamał, kilkakrotnie mnie przeprosił i wpuścił do środka. Podziękowałam dziewczynom za niezbędną pomoc i wmaszerowałam do środka. Stojąca w środku kobieta chciała pokierować nie do szatni, ale szybko zorientowała się, że nie mam co do tej szatni oddać. Wskazała mi więc drogę do głównej sali. Zanim się jednak tam udałam, zaszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam w swoje odbicie, oddychając ciężko.

Sue, spokojnie. Nie zakładaj najgorszego. Powiedz mu wszystko. Szczerze. Owszem, nie zasługujesz na niego, na wybaczenie, na kolejną szansę. Ale pozwól jemu o tym zadecydować.

Powtarzałam sobie w głowie te słowa jak mantrę, dopóki trochę się nie uspokoiłam, a dłonie już prawie wcale mi nie drżały.

- Okej - powiedziałam sama do siebie na głos. Poprawiłam włosy, przypudrowałam lekko twarz, poprawiłam szminkę na ustach. A potem w końcu wyszłam z łazienki i udałam się na salę bankietową.

Serce waliło mi jak oszalałe, a dłonie pociły się nienaturalnie. Powoli przechadzałam się po sali, szukając wysokiego chłopaka z brązowymi lokami. Nigdzie go jednak nie widziałam. Dostrzegłam za to wiele innych znajomych osób, które starałam się uprzejmie spławiać po krótkiej chwili grzecznościowej rozmowy.

Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz