Bez Ciebie... (Levi x Petra)

5.7K 193 23
                                    

Patrzył jak jej ciało zostało wyrzucone z pędzącego wozu. Patrzył jak toczy się po ziemi. Patrzył, jak tytani rozszarpują ją, a te mniejsze zjadają to, co z niej zostało. Patrzył i nie uronił ani jednej łzy. Wiedział, że takie jest życie Zwiadowcy i nic tego nie zmieni. Ale dlaczego akurat on? Dlaczego traci wszystkich, na których mu zależy? Najpierw Isabel i Farlan, potem jego oddział, a teraz Petra. Wyjął z kieszeni herb, który oderwał od jej munduru. Spojrzał na wewnętrzną stronę, gdzie było napisane:

Petra Ral
Wzrost: 158 cm
Waga: 55 kg
Data urodzenia: 6 grudnia
Rozmar: S
Przynależnść: Korpus Zwiadowaczy

,,Pamiętasz, jak to było, gdy ci się oświadczyłem? Skakałaś szczęśliwa po całej swojej komnacie. Następnego dnia od razu pobiegłaś do rodziców się pochwalić. Nawet zdążyłaś zaplanować cały ślub. Ja w mundurze, ty w białej sukni do kolan i kurtce ze Skrzydłami Wolności. Erwin i Hanji mieli być świadkami, a sama ceremonia miała się odbyć w stajni, ponieważ kochałaś konie. Właśnie dlatego tak dobrze sobie z nimi radziłaś. A pamiętasz, jak kłóciliśmy się o to, kim będzie nasze dziecko? Ty chciałaś chłopca, którego bym uczył i stałby się drugim najsilniejszym żołnierzem ludzkości. Ja wolałem dziewczynkę, która byłaby moją drugą miłością. Chciałem, żeby była taka jak ty. Zawsze uśmiechnięta, pomocna, żeby potrafiła wspierać wszystkich, tak jak ty to robisz. Jednak teraz... to wszystko jest już bez znaczenia. Znowu zająłem się tytanami, zamiast zadbać o bezpieczeństwo osoby, którą kocham" rozmyślał mężczyzna. Nagle zobaczył, jak blisko już są. Mury były doskonale widoczne. ,,Starzeję się. Nawet nie widziałem, kiedy dojechaliśmy" pomyślał. Po kilku minutach wjechali do miasta. Dzieci krzyczały ze szczęścia, dorośli szeptali po kątach, a staruszki wypytywały o zdrowie żołnierzy.
-Kapralu! Kapralu!- zawołał ktoś wśród tłumu. Pewnie Levi nie zareagowałby, gdyby nie wiedział, czyj to głos.
-Kapralu! Bardzo miło mi cię widzieć! Ostatnio Petra cały czas o tobie wspominała! Chociaż czy ten wasz ślub to nie za szybko? W końcu ona jest jeszcze bardzo młoda..- rozgadał się ojciec blondynki. Rivaille szedł z kamienną twarzą, starając się ignorować mężczyznę. W pewnej chwili usłyszał swoje imię, wykrzyknięte przez Erwina.
-...no ale jednak cieszę się, że spotakła właśnie ciebie, ka...- mówił dalej mężczyzna.
-Nie żyje. Zginęła przez kobietę tytana.- przerwał mu czarnowłosy i odszedł do dowódcy. Chwilę jechali w ciszy.
-Jak się trzymasz?- spytał blondyn. Ten tylko wzruszył ramionami.
-Nie musisz mi się tłumaczyć. Wiem, że tego nie lubisz.- uśmiechnął się.
-Erwin... upijmy się.- szepnął Levi. Dowódca zaśmiał się cicho. Jak kapral coś chciał, to mówił prosto z mostu.
-Nie ma sprawy.- odpowiedział starszy.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Erwin położył Levi'a na łóżku. Biedak, jutro kac go pomęczy. Wyszedł cicho, aby nie obudzić młodszego. Nic to jednak nie dało. Zaraz po zatrzaśnięciu drzwi czarnowłosy otworzył oczy.
-Petra...- wymruczał. Wtulił nos w pościel. Nie wyprał jej tylko z jednego powodu. Czuł w niej zapach swojej narzeczonej.
Już kilka nocy zdarzyło jej się tu przespać i nie tylko.
-Levi...- usłyszał przyjemny dla ucha głos. Przekręcił się na drugi bok. Albo był tak upity, albo światło księżyca przebijające się przez zasłony tworzyło postać. Mężczyzna uniósł się na łokciach i przyjrzał dokładnie.
-Co do...?- zaczął zdziwoiny. Wydawało mu się, że owa postać podeszła do niego i pogłaskała po policzku.
-Levi, oczywiście, że wszystko pamiętam. Ale proszę, poza murami nie myśl o mnie, nie rozpraszaj się. Zrób to dla mnie i żyj. Ludzkość cię potrzebuje, musisz pokonać jak najwięcej tytanów. I zadbaj o Erena tak, jakby to on był naszym synem. Zawsze patrzy na ciebie z podziwem, ale sam nie da sobie rady. Potrzebna mu osoba, która się nim zaopiekuje. A szczerze, nawet ty jesteś lepszy od Mikasy. Kocham cię. Dobranoc.- mówiła osoba i delikatnie pocałowała czarnowłosego w czoło.
-Petra...-wyszeptał kapral i poczuł, jak alkohol z nim wygrał. Padł na poduszki zasypiając.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Następnego dnia oczywiście nie obyło się bez standardowego bólu głowy i suchości w gardle.
-Masz, poczujesz się lepiej.- powiedziała Hanji podając kapralowi tabletki i butelkę wody.
-Ktoś cię tu zapraszał, czterooka?- warknął Levi.
-Oj mógłbyś czasami podziękować, a nie cały czas się obrażać.- zaśmiała się szatynka.
-...uje.- mruknął -Co z Erenem?- dodał po chwili.
-Coraz lepiej! Armin i Jean się nim zajmują.-
-To dobrze.- powiedział przymykając oczy. ,,Po co ja się spytałem o tego szczeniaka? Co się wczoraj działo?" myślał.
Zaraz usłyszał, jak okularnica wstaje i wychodzi. Poczuł w dłoni jakiś materiał. Spojrzał i zobaczył herb Petry.
-Miałem go przecież w kurtce.- wyszeptał i przekręcił go w drugą stronę. ,,Zadbaj o niego, walcz, uratuj ludzkość" rozczytał z materiału. Uśmiechnął się pod nosem.
-Za stary się na to robię. Petra, czekaj na mnie. Kiedyś się spotkamy.- powiedział i ścisnął fragment munduru.

~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
HELLLLLOOOOOO Kasztanki!!! Nie wiem, co mnie podkusiło na taki troszkę smutaśny rozdział. Nawiasem mówiąc, to śmierć całego oddziału Levi'a była jedynym momentem, który nie spodobał mi się w anime, zbyt lubiłam te postacie XD. I jeszcze jedna mega-top-very-ważna sprawa. Gdybyście mogli wybrać jedną postać z Shingeki no Kyojin, z którą byście spędzili Sylwestra, kto by to był? (Spoilerek-szykuje się mały speszjal, więc odpowiedź jest bardzo ważna)

[SnK] One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz