Rozdział VII

1.8K 121 97
                                    



Było ciemno i jakimś cudem dotarłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę, nie zastanawiając się, kto będzie po drugiej stronie.

Błąd.

Zauważyłam jakąś postać, ale nie byłam w stanie rozpoznać twarzy.

- Nicole.

- T-tak? - odkrząknęłam niezdarnie.

Nie mogłam rozpoznać głosu. Zdążyłam jedynie się zorientować, że to był chłopak.

- Jesteś nam potrzebna. Słuchaj mnie uważnie. Twoja rodzina ma kłopoty. Znany bandyta ich zaatakował! Musisz jak najszybciej do nich wrócić. Twa matka jest terroryzowana, brat bity, a siostra...

C O

- Co? Jak to? Kim ty właściwie jesteś?!

- Ciszej - szepnął - To teraz nie jest najważniejsze. Widziałem tę całą sytuację, idź do nich jak najszybciej albo...

Nie zdołał dokończyć. Wyskoczyłam w pidżamie, zakładając w biegu jedynie moją ukochaną bluzę i buty.
Przed wyjściem ze statku, rzuciłam do tajemniczej postaci:

- Powiedz to wszystko pozostałym, a ja już tam biegnę!

I wydostałam się w błyskawicznym tempie z pokładu, zeskoczyłam przy pomocy liny, po czym biegłam najszybciej jak tylko mogłam w kierunku mojego domu.

Nie wiem. Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony może się to okazać gównianym kłamstwem. Najpewniej nie powinnam była tak reagować i zostawiać pozostałych. Sensei już by mnie skarcił. Ale mimo wszystko, potrzeba ujrzenia rodziny krążyła nademną całymi dniami. Nie wiem, co tam zobaczę. Nie wiem.

Nigdy nie spieszyłam się tak bardzo, jak dzisiejszej nocy. Podczas biegu płakałam, miałam kilka kolek. Ale nie poddawałam się. Musiałam po prostu zobaczyć rodzinę. Całą i zdrową.

Nie orientowałam się, ile biegłam, ale w końcu dotarłam na miejsce. Przyznaję, byłam lekko zestresowana, mówiąc delikatnie.

Co,  jeśli faktycznie spotkam tam mężczyznę, który może zrobić krzywdę również mi? Dziwne... Reszta powinna już dawno być, w końcu lecą na statku, ewentualnie na smokach. Coś mi tu śmierdziało, ale naiwna Nicole, oczywiście- musiała robić wszystko na przekór.

W bluzie miałam klucze od domu. Otworzyłam drzwi najciszej jak tylko byłam w stanie. Żadnych dźwięków.
Postanowiłam wejść do środka.

Ryzyk fizyk, jak to mawiają.

Zgaszone światła. Ciemność.

Zapaliłam lampę na korytarzu. Wtedy w salonie zobaczyłam... spokojnie śpiącą mamę? Weszłam po schodach do góry, gdzie słyszałam jedynie głośne chrapanie Oscara. Odetchnęłam z ulgą, nie wiedząc nawet, co się właściwie działo.

Pokusa zmuszała mnie niemiłosiernie, by zajrzeć do swego dawnego pokoju. Nie mogłam się powstrzymać. Uchyliłam drzwi, na których widniał napis:

BEZ JEDZENIA ZAKAZ WSTĘPU

Uśmiechnęłam się pod nosem.
Ten zapach! Padłam z radością na ukochane łóżko. Aż przez chwilę zapomniałam, z jakiego powodu właściwie tu się znalazłam.

Ej, no właśnie! Co za wstyd.

Zeszłam niczym myszka, jak mi się zdawało,  na parter. Omal nie dostałam zawału, gdy usłyszałam czyiś głos. Głos mojej matki.

- Nicole? Dziecko, co ty tu robisz? - spojrzała na mnie troskliwym i jednocześnie zdezorientowanym wzrokiem, opierając się jedną ręką o bladą ścianę.

Na Zawsze. | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz