Rozdział XXX

1K 59 64
                                    

~ oczami Cole'a ~

- Nie no, zaraz nie dam rady. Musimy iść im pomóc!

- Sam nie wiem, czy to dobry pomysł. Wszystko już ustaliliśmy - wymamrotał Jay.

- Tchórzysz? - wypaliłem wściekle.

- Co? Nie! Jestem po prostu realistą, idioto! Nie pomożemy im w tym stanie, jedynie ich obciążymy.

- Jay ma rację - wtrąciła się w końcu Nya. - Nie powinniście wychodzić.

- Zostajemy tu i koniec - mruknął.


Kilkanaście minut później szliśmy już w stronę domu Bradley'a.

Cóż, musiałem się nieźle wygimnastykować, żeby namówić ich do tej spontanicznej akcji, ale dałem radę. Jay'a łatwo przekrzyczeć, a Nya była zbyt słaba, żeby protestować. Musiała zostać na miejscu z Harrym, co zresztą niespecjalnie jej się spodobało.

Ale ja nie miałem czasu przejmować się marudzeniem dziewczyny.

- Nie boisz się? - spytał mnie w końcu Jay.

- Żartujesz sobie? Jesteśmy wojownikami od kilku lat, a ty się mnie pytasz, czy--

- Dobra, wyluzuj. Po prostu się zastanawiam, czy to na pewno dobry pomysł. Nie mamy przecież nawet żadnego sensownego planu.

- Coś się wymyśli po drodze.

Nie odpowiedział mi na to, jedynie szedł bez słowa. Dopiero po minucie lub dwóch, odezwał się w końcu:

- I co wymyśliłeś?

- Jay, nie denerwuj mnie...

- Cole, nie denerwuj mnie...

Zatrzymałem się i spojrzałem w jego stronę, marszcząc przy tym brew. Zacisnąłem pięści, gotowy mu przywalić w tę jego porcelanową buźkę, ale ten szedł dalej.

Zignorował mnie.

- Już się zmęczyłeś? Nic dziwnego, skoro tyle wpieprzasz.

- Nie prowokuj mnie, wstrętny lisie - warknąłem, doganiając go po chwili. - Wracaj do swojej lali, a ja przejdę się sam. Będziecie mieli chociaż czas na--

- Cole? - popatrzył ze zdezorientowaniem. - O czym ty mówisz?

Nie udzieliłem odpowiedzi.

- Zaraz, ty... Wciąż jesteś o nią zazdrosny?

Wzdrygnąłem się lekko i zerknąłem w jego stronę.

- Zazdrosny? - zaśmiałem się ironicznie. - O dziewczynę, która przestała nagle kochać swojego chłopaka, bo jakaś maszyna wskazała na innego? Naprawdę tak chcesz mnie poniżyć?

Jay przełknął ślinę, a potem zabrał głęboki wdech.

- Więc o co chodzi?

Zignorowałem jego pytanie i przyspieszyłem kroku, chociaż obrażenia po ostatnim ataku Bradley'a wciąż dawały we znaki.

- Cole...

Pokręciłem głową, rozglądając się co jakiś czas po tym przeklętym, mrocznym jak cholera lesie.

- Powiedz mi--

- Nie wiem, o co chodzi! - wybuchnąłem w końcu. - Może o to, że miałem nadzieję, że odnajdę bratnią duszę, a skończyłem sam? Nie wiem, rozumiesz! Nie wiem!

Obydwoje się zatrzymaliśmy. Dyszałem ciężko, nie kryjąc się już ze swoimi emocjami, a Jay stał tak chwilę w ciszy i mnie obserwował. Przetarł czoło, robiąc krok w moją stronę.

Na Zawsze. | NinjagoWhere stories live. Discover now