Rozdział X

1.7K 115 73
                                    

Znów szłam tym przeklętym lasem. Najchętniej bym zawróciła, ale miałam odczucie, jakbym nie potrafiła zapanować nad własnym ciałem, w szczególności nad nogami. Rozglądałam się w różne strony, wyczekując czegokolwiek wywołującego przerażażenie. Spotkałam się jedynie z głuchą ciszą. Żadnych śmiechów, żadnych szeptów, żadnych głosów. Dreptałam, stawiając przy tym niepewnie swe kroki. Za jakimiś gęsto rosnącymi krzakami zobaczyłam jasne światło. Ruszyłam w jego kierunku, pragnąc odczuć bezpieczeństwo.

Nie minęła chwila, a miałam już dobry widok na to, co działo się za krzakami. Podkulona, by nikt mnie nie zauważył, obserwowałam ową sytuację.

Co widziałam?

Płaczącą dziewczynę, była niemalże przeszroczysta, jakby stworzona z mgły. Emanowała mocnym światłem, dzięki czemu dobrze widziałam ją w tych okropnych ciemnościach.

Po krótkim zastanowieniu zrobiłam jeden krok w jej stronę. Byłam właściwie już pewna, że to usłyszała, bo momentalnie się uciszyła. Wciąż odwrócona do mnie tyłem, siedziała w ciszy.

- Wszystko w porządku? - spytałam niepewnie, robiąc przy tym następny krok.

Milczała.

Kolejny. Wtedy usłyszałam ,jak tajemnicza postać zaczynała wydawać jakiś cichy odgłos.

Śmiech.

Śmiała się coraz głośniej. Stałam jak wryta. Znów nie mogłam się cofnąć, nie mogłam stątąd uciec!  „Niewinna" postać nagle odwróciła się w moją stronę. Widziałam jej białe oczy, które z biegiem chwili zaczęły zmieniać się w barwy żółto - pomarańczowe.

Postać uśmiechała się szyderczo, pokazując rząd swoich równie białych zębów, jak jej ciało.

Zaatakowała mnie.

Obudziłam się. Usiadłam niemalże natychmiastowo, drżąc i dysząc jednocześnie. Oparta o ścianę zorientowałam się, że byłam cała spocona. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą.

Czyli to działo się jedynie w mojej głowie. W moim śnie... Czy mi naprawdę nie mogą się przyśnić koniki biegające po tęczy?

Westchnęłam cicho, gdy do pokoju nagle wparował Cole.

- Co się stało? - stał przy drzwiach, patrząc na mnie z uwagą.

Spojrzałam na chłopaka zdezorientowana.

- Byłem w łazience, gdy nagle usłyszałem twój krzyk. - przyjrzał mi się - Jak ty wyglądasz?

Krzyk? To ja krzyczałam?

- Nic się nie stało. - zapewniłam odrazu.

- Jesteś cała spocona. Miałaś koszmar, prawda?

Westchnęłam cicho.

- Co za zbieg okoliczności. - uśmiechnął się pod nosem.

- Która właściwie jest godzina?

- Chwila. - spojrzał na zegarek w swojej lewej dłoni. - Dokładnie szósta czterdzieści siedem.

- Dzięki. Chyba już wstanę. - podrapałam się po szyi. - Cole?

- Tak?

- Dlaczego już nie śpisz?

Chłopak znów się tak uśmiechnął.

- Też miałem koszmar. - puścił mi oczko. - Na pewno już wszystko w porządku?

Na Zawsze. | NinjagoDonde viven las historias. Descúbrelo ahora