Rozdział 13 - Huncwoci Wracają Do Gry

3.5K 269 61
                                    


Przez następne dwa tygodnie Harry atakował wszystko z ponurą determinacją. Studiując Niezbędnik Huncwotów szybko opanował magię bezróżdżkową i przeszedł do lektury na temat transformacji animagicznej. Zaskoczyło go, jak dobrze radzi sobie zaklęciami i rzucaniem ich na przedmioty. Wyglądało na to, że wystarczy mu znać wygląd przedmiotu, by móc rzucić na niego zaklęcie. Nauczył się wyczarowywać złożone obiekty i zaczął eksperymentować z rzucaniem zaklęć tarczy bez użycia różdżki. Nocą czytał książkę, w dzień pomagał Jackowi, a potem spędzał z nim kilka godzin, dyskutując o organizacji mugolskiego wojska. Jack dał mu kilka książek na ten temat, twierdząc, że jemu i tak są niepotrzebne. Najgorszą chwilą każdego tygodnia był moment, gdy wuj Vernon dyktował mu listy do Zakonu, najlepszą wizyta Remusa.

To właśnie podczas swojej drugiej wizyty Remus zorientował się, jak szybko Harry się uczy. Wskazówką okazały się skargi wartowników.

- Harry, robiłeś coś wartownikom z Zakonu rozmieszczonym wokół domu?

Harry spojrzał na niego speszony i spytał:

- Eeee... co masz na myśli?

- Zastanówmy się. Wczoraj Tonks była na służbie i miała problem z ptactwem. Przy Moodym ciągle zatrzymują się psy i unoszą tylną nogę na jego drewnianą nogę, a Mundungus, gdy tylko próbuje napić się ognistej whisky na służbie dostaje niekontrolowanej biegunki. Shacklebolet nie jest w stanie zapalić papierosa na służbie, nie ważne jak bardzo się stara, a ostatnio Bill Weasley wyszedł z Fiuu Arabelli niebieski od stóp do głów! Ten kolor dalej nie zszedł, a było to już trzy dni temu.

Harry uśmiechnął się lekko i wyszeptał:

- Koniec psot.

Remus zamrugał zdumiony i wybuchnął śmiechem. Takim głębokim, jakiego Harry nie słyszał w jego wykonaniu od dawna, od śmierci Syriusza.

Remus przez kilka minut usiłował się uspokoić, ocierając łzy rozbawienia z oczu.

- Harry, musisz przestać. Jeśli dalej będziesz to robił, ludzie zorientują się co się dzieje.

Harry potaknął, wciąż się uśmiechając i spojrzał na krążącego w górę ptaka. Nagle rozległo się ciche plaśnięcie.

- Co jest Tonks, złościsz się na mnie? - spytał z figlarnym uśmiechem.

- Kurna, Harry! - Remus podskoczył słysząc głos Tonks i spojrzał wściekle na miejsce, z którego doszedł dźwięk. - Wiesz przecież, że te peleryny niewidki trzeba prać ręcznie - wymamrotała zdenerwowana. - Jak długo wiesz, że tu jestem?

- Od początku miesiąca - wyjaśnił Harry, a Remus parsknął śmiechem. - Rzuciłem na siebie zaklęcie, które sprawia, że wasze peleryny lśnią. Nie zawsze jestem pewien kto się pod nimi chowa, ale teraz wiedziałem, że to ty. Tak nawiasem mówiąc, zdajesz sobie sprawę, że masz ptasie gów...

- Przestań już, dupku! - syknęła.

Remusa aż skręciło ze śmiechu. Harry mu zawtórował i o dziwo nawet Tonks zachichotała pod peleryną.

- Świetna robota, Harry - wydusił Remus, starając się opanować wesołość. - Wydaje mi się, że nadszedł czasy, by kolejna generacja Huncwotów została przedstawiona naszemu społeczeństwu.

Harry zamyślił się na moment. Czemu miałbym zrezygnować z odrobiny zabawy? Jeśli nie będę mógł cieszyć się życiem, to Tom już wygrał wojnę.

Harry zerknął nerwowo ponad ramieniem w miejsce, gdzie stała Tonks, a potem z powrotem na Remusa.

- Harry, wszystko w porządku. Na początku miesiąca mieliśmy długą rozmowę. Nie wie wszystkiego, ale zdaje sobie sprawę, jak źle potraktował nas obu Dumbledore i nie jest tym zachwycona. Dopilnuje twoich tajemnic, zwłaszcza że to ty uświadomiłeś mnie co do niej i popchnąłeś we właściwą stronę.

- Naprawdę? SUPER! - zawołał Harry. - Tak się cieszę! W takim razie muszę wam powiedzieć, że wybrałem już swoje imię Huncwota. Ale to tajemnica, póki nie ogarnę kolejnego etapu mojego treningu. Może w przyszłym tygodniu będę miał dla was niespodziankę w tej kwestii - zerknął na Remusa i westchnął.

- Remus, chciałbym cię prosić o przysługę. Dumbledore nie pozwala mi wysyłać żadnych listów poza cotygodniowymi wiadomościami dla Zakonu. Jeśli dam ci listy, upewnisz się, ze zostały dostarczone?

- Jeśli on nie da rady, to ja to zrobię - wyszeptała Tonks. - Po prostu powiedz ludziom, żeby wysyłali do ciebie korespondencję przeze mnie albo Remusa, a ja upewnię się, że je dostaniesz. W ten sposób nie będziesz musiał czekać tygodnia, żeby je wysłać.

- Dzięki Tonks.

Harry wstał i rozejrzał się. Remus przyjrzał mu się i dostrzegł, że na ciele chłopaka wreszcie zaczynają rysować się jakieś mięśnie. Przybrał też nie co na wadze.

- Harry, czy Dursleyowie dobrze cię karmią? Wyglądasz lepiej niż wcześniej.

Harry odpowiedział speszony:

- Teraz jadam nie najgorzej. Dostaję porządne śniadanie u Jacka. Obiad i kolacja były większym problemem, ale odkąd nauczyłem się wyczarowywać jedzenie jest w porządku. Dursleyowie generalnie mnie ignorują. Wychodzę zanim wstaną i wracam prosto do mojego pokoju. Nie jest to może idealna sytuacja, ale cisza i bycie ignorowanym są lepsze niż kopniak w żebra.

Te słowa zmroziły Remusa, głównie ze względu na ich beznamiętny ton, ale musiał się zgodzić z Harrym. Widział, że chłopak musi czuć się nocami niezwykle samotny, nie mając nikogo z kim mógłby porozmawiać. Remus stosunkowo niedawno pojął czym była dla niego izolacja. Związek z Tonks przepędził tą samotność. Ale dopiero teraz zrozumiał, jak ważne było posiadanie tej jednej, specjalnej osoby. Wiedział też, że samotność może niszczyć osobowość.

Harry i Remus ruszyli w ciszy na Privet Drive, a niewidoczna Tonks następowała im na pięty.

Armia Dumbeldore Where stories live. Discover now