Rozdział 1

11.6K 351 28
                                    

- Elizabeth! Czy ja zawsze muszę na ciebie czekać kobieto? - usłyszałam z dołu zniecierpliwiony głos Jessie. Po raz ostatni sprawdziłam czy aby na pewno wszystko zabrałam i omiotłam opustoszały pokój spojrzeniem. Miałam z nim tyle wspomnień, nie chciałam wyjeżdżać. Bałam się przyszłości, dorosłego życia jak i samego uniwersytetu. Co prawda nie wyjeżdżałyśmy z miasta ale i tak bardzo się stresowałam. Uczelnia znajdowała się na drugim końcu Miami, więc dojeżdżanie do niej zajęłoby nam zdecydowanie zbyt dużo czasu. Dlatego też, podjęłyśmy decyzje o zamieszkaniu w akademiku.

- Już idę! - odkrzyknęłam i pochwyciłam moje bagaże. Pokracznie zaczęłam znosić walizki na dół, będąc bacznie obserwowaną przez babcie. Ustawiłam je przy drzwiach i podeszłam do starszej kobiety, która od razu zamknęła mnie w swoich ramionach.

- Moja mała Elizabeth. Jestem z ciebie taka dumna! - powiedziała, delikatnie miziając moje blond włosy. Wtuliłam się w nią mocniej i przymknęłam oczy, delektując się chwilą. Nie chciałam zostawiać jej tutaj całkiem samej. 

- Uważaj na siebie kochanie - dodała po chwili, składając na moim policzku soczystego buziaka.

- Będę - zapewniłam i powoli się odsunęłam.

- Musimy się zbierać El - przerwała nam Jess, która już od dawna nie mogła doczekać się tej wyprowadzki. 

Pokiwałam głową i nieśmiało się uśmiechnęłam.

- Jedźcie ostrożnie - pożegnała nas staruszka, patrząc jak z walizkami wędrujemy w kierunku samochodu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Na szczęście moja przyjaciółka pofatygowała się żeby zdać prawko, a rodzice po zakończeniu liceum kupili jej samochód. Dzięki temu nie musiałyśmy tłuc się taksówkami czy komunikacją miejską. Ja póki co mogłam o tym jedynie pomarzyć. Nie miałam wystarczająco pieniędzy, a wizyty u psychologa nieco nadszarpnęły nasz budżet.

Załadowałyśmy się do wehikułu i ruszyłyśmy słonecznymi ulicami Miami. W radiu leciała jakaś radosna piosenka, a Jess bez skrępowania zaczęła ją nucić. W przeciwieństwie do mnie była w iście szampańskim humorze. Miałam przynajmniej chwilę czasu na moje rozmyślania. Oparłam się łokciem o drzwi i dyskretnie zaczęłam ją obserwować. Nic się nie zmieniła. Ciemno brązowe włosy spływały po jej ramionach, a błękitne oczy z uwagą śledziły drogę. Cholernie żałowałam, że nie ma z nami Alexis. Wiedziałam, że ta rozłąka będzie dla nas ciężka, ale jedyne co mogłam, to wspierać ją w jej wyborach. Ja nigdy nie podjęłabym się wyjazdu na studia do Nowego Jorku, który był oddalony prawie o tysiąc pięćset mil. 

Po pewnym czasie w końcu zajechałyśmy pod kampus. Budynek był ogromny, a wszędzie kręcili się wracający do akademików studenci.

- Gotowa na przygodę życia? - zagadnęła Jessie, nerwowo rozglądając się po placu.

- Nie - odparłam szybko, czując rosnący stres. Spojrzała na mnie znacząco i zaczęła wysiadać z auta. Odkąd Lucas rozpłynął się w powietrzu, starała się pomóc mi o nim zapomnieć. Nie było to jednak takie łatwe, jakby mogło się wydawać. Dziewczyny żyły w słodkiej nieświadomości twierdząc, że usunęłam go z mojej głowy i serca. To jednak nie była prawda. Często łapałam się na rozmyślaniu o jego czarnych oczach, miękkich ustach i zadziornemu uśmieszkowi. 

Udałyśmy się prosto do sekretariatu, skąd odebrałyśmy nasze klucze do pokoju oraz plan zajęć. Z niepokojem śledziłam tłum krzątających się ludzi. Uniwersytet był wielkich rozmiarów i coś czułam, że szybko się w nim nie odnajdę. 

Zabrawszy nasze rzeczy, udałyśmy się do damskiego akademiku. Dziękowałam Bogu, że mam w pokoju Jess. Bez niej czułabym się całkowicie wyalienowana.

Pokój był zadziwiająco duży, ale zamiast dwóch łóżek posiadał aż trzy. Rzuciłam Jessie zdezorientowane spojrzenie i wtem kątem oka zobaczyłam istotę siedzącą pod jednym z biurek. Dziewczyna miała na uszach słuchawki i leniwie wykładała swoje książki do szafki. Zrobiłam w jej kierunku parę kroków, aczkolwiek zdawała się nie wiedzieć o naszej obecności.

- Cześć? - zagadnęłam wystarczająco głośno, co by zwrócić na siebie jej uwagę.

- Veshya maan! - krzyknęła nieznajoma, z impetem uderzając głową o blat. Nie chciałam jej wystraszyć i poczułam się nieco zmieszana. Wtem niewiasta odkręciła się do nas przodem i potarła dłonią obolałe miejsce. Na jej twarzy momentalnie zagościł uśmiech, przez co trochę mi ulżyło.

- Wybaczcie mi, nie słyszałam was - powiedziała, a ja zrozumiałam o co chodziło z tym dziwnym zaklęciem, którym przed chwilą rzuciła. Była hinduską. Miała czarne włosy spięte w wysokiego kucyka, piwne oczy oraz śniadą cerę. I nie wyobrażajcie sobie tutaj dziewczyny zawiniętej w długą chustkę, z czerwoną kropką na czole. Była ubrana tak, jak każda inna nastolatka, ale akcent ewidentnie zdradzał jej egzotyczność.

- Jestem Amiya - przedstawiła się, powoli wstając - Ale możecie mówić do mnie Ami - dodała, a czarujący uśmiech nie schodził z jej twarzy ani na moment. Zapoznałyśmy się, a atmosfera powoli zaczęła się rozluźniać. Zdawała się być całkiem sympatyczną osobą, co mnie cieszyło. Rozmawiałyśmy dłuższą chwilę, a ja naprawdę zaczynałam ją lubić. Była zarazem taka urocza, ale też charyzmatyczna i otwarta. Okazało się również, że jest z naszego wieku i nikogo tutaj nie zna.

- Wybieracie się na jutrzejszą imprezę z okazji nowego roku akademickiego? - zapytała, układając w szafie ubrania, podczas gdy my ogarniałyśmy swoje łóżka.

- Imprezę? - Jessie zaświeciły się oczy, a zainteresowanie w jej głosie przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

- Tak. Podobno bractwo Phi Sigma Pi co roku organizuje z tej okazji odjechaną balangę - podzieliła entuzjazm mojej przyjaciółki, na co zareagowałam delikatnym uśmiechem.

- To jest najpopularniejsze bractwo męskie, chodzi tam cała elita - dopowiedziała i puściła nam znaczące oczko.

- Skoro tak, to nie może nas tam zabraknąć, moje drogie.

___________________

Mam nadzieję, że druga część historii Lucasa & Elizabeth przypadnie Wam do gustu równie mocno co pierwsza.

Czekam na Waszą opinię w komentarzach <33

~ Ola xoxo

Hello, PrincessWhere stories live. Discover now