Rozdział 17

6.1K 244 38
                                    

- Jessie? Co ci się stało?! - mój głos zabrzmiał bardziej panicznie, niż tego chciałam, a słoik pikli potoczył się gdzieś pod biurko. Dziewczyna siedziała na swoim łóżku z wielkim gipsem na nodze i miała bynajmniej niezadowoloną minę. Tony stojący tuż obok posłał mi jedynie krótkie spojrzenie i westchnął, jakby przytłoczony całą tą sytuacją.

- Spadłam ze schodów - odparła cicho i po raz pierwszy odkręciła twarz w moim kierunku. Na jej porcelanowej buzi malowała się złość przemieszana dozą goryczy, a oczy były lekko opuchnięte i zaczerwienione od płaczu.

- Co zrobiłaś? - zapytałam z niedowierzaniem, podchodząc nieco bliżej.

- Spadłam ze schodów, nie widzisz? - rzuciła z wyczuwalną zgryźliwością i uciekła wzrokiem za okno.

- Nie denerwuj się Jess, Elizabeth tylko spytała - upomniał ją Tony, ale sam był bynajmniej przybity i wyglądał na zmęczonego. - Mieliśmy iść do kina, ale jakiś idiota wylał na schody coś tłustego - wyjaśnił i przycupnął na brzegu łóżka. Delikatnie pomiział dziewczynę po niezasłoniętej łydce, ale ta nawet nie zareagowała.

- Złamana?

- Na szczęście tylko pęknięta w dwóch miejscach, ale i tak musi chodzić przez jakiś czas w gipsie - odparł, jako że z Jessicą w dalszym ciągu nie było rozmowy.

- A gdzie wywiało Ami? Wie już co się stało? - zagadnęłam, po raz pierwszy zerkając w kierunku rozwalonej na podłodze siatki.

- Tak wie, sama po mnie pobiegła. Wyszła gdzieś niedawno  - powiedział, w dalszym ciągu próbując zaskarbić sobie uwagę niebieskookiej. Dawno nie widziałam takiej Jessie. Zawsze była to osoba tryskająca optymizmem i pozytywną energią. Patrząc na to jednak z drugiej strony, wcale się jej nie dziwiłam.

- Pójdę już, skoro wróciłaś - dodał i zaczął zbierać się do wyjścia, widocznie zniechęcony obojętnością Jess. Posłałam mu jedynie ciepły uśmiech i zamknęłam za chłopakiem drzwi, zbierając się do posprzątania i rozładowania przywiezionego jedzenia.

- Przywiozłam różne pyszności, może masz ochotę coś zjeść? - zapytałam i przykucnęłam przy torbie. Jak na złość dziewczyna zmieniła pozycję i teraz po prostu leżała odkręcona do mnie dupą. Nie reagowała, aczkolwiek nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Przekręciłam jedynie oczami i chwyciłam siatkę, ustawiając ją na stole. Podjęłam z podłogi jeszcze napomniany wcześniej słoik - któremu na szczęście nic się nie stało i z zaciekawieniem zaczęłam wyładowywać wszystko na blat.

- Patrz, twój ulubiony dżem truskawkowy! - obwieściłam z entuzjazmem, wydobywając z czeluści torby zgrabny słoiczek. Zero reakcji.

- Odpuść sobie, naprawdę nie mam ochoty dzisiaj rozmawiać. Dobranoc - odparła nagle, co wywołało u mnie lekkie zaskoczenie. Co prawda nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale postanowiłam uszanować jej prośbę. Doskonale wiedziałam jak bardzo taki gips potrafił być uciążliwy, a nadmiar emocji z pewnością nie poprawiał sytuacji.

***

Następnego dnia rano Jessie uparła się, że chce zostać w domu. Razem z Amiyą różnymi sposobami próbowałyśmy przekonać ją do pójścia na zajęcia - wszystko na darmo.

- Nie mogłam w nocy spać, boli mnie noga i nigdzie nie idę! - warknęła, na nowo przykrywając się kocem.

- Gips to nie koniec świata Jess, przecież masz kule - swoich sił w dalszym ciągu próbowała hinduska, podczas gdy ja zdążyłam już odpuścić. Była dorosła, swój rozum miała, więc nie mogłyśmy jej do niczego zmuszać. Ostatecznie tak czy siak została w akademiku, więc do uniwersytetu poszłyśmy same. Mikrobiologa z wiedźmą o nazwisku Philips była jeszcze gorsza niż zwykle to bywało. Przesiedziałam ją jednak do samego końca, nie narażając się profesorce, która i tak ciskała dzisiaj we wszystkich piorunami. Chwile przed końcem dostałam SMSa, ale powstrzymałam się przed odczytaniem go, nie chcąc po raz wtóry być zmieszaną z błotem. Otworzyłam go dopiero po wyjściu z sali i subtelnie się uśmiechnęłam, bo w okienku nadawcy widniał David.

Od: David Czekam przed szkołą xx 

Zarzuciłam na ramię torbę i wyszłam na parking, gdzie bez problemu zauważyłam Tonego i Davida. Stali przy samochodach i o czymś rozmawiali. Podeszłam bliżej i posłałam im uśmiech. Tony przywitał się krótkim cześć i muszę stwierdzić, że wyglądał dzisiaj sto razy lepiej niż wczoraj.

- Dobra stary, lecę zobaczyć co u Jess. Do później - pożegnał się nagle i ruszył w kierunku damskiego akademika. Zostaliśmy sami.

- Palisz? - zapytał szarooki, wyciągając w moim kierunku paczkę papierosów. Zawahałam się, aczkolwiek ostatecznie i tak sięgnęłam po jednego, chwilę później rozgniatając w palcach kulkę dającą miętowy smak. Dav podał mi zapalniczkę, dzięki czemu sprawnie odpaliłam koniec fajki i zaciągnęłam się jej dymem. Na dworze panował masakryczny skwar, a na parkingu nie było nawet szansy by znaleźć odrobinę cienia. Pomimo tego, że byłam ubrana jedynie w szorty i białą koszulkę na ramiączkach, to czułam, że zaraz się rozpłynę.

- Jedziemy na mrożoną kawę? - zapytał, raz po raz wypuszczając z ust siwe obłoczki dymu.

- Mam jeszcze godzinę zajęć - skrzywiłam się w odpowiedzi, bo naprawdę miałam ochotę na coś zimnego.

- No to co?  Nie pójdziesz - wzruszył ramionami, jakby było to coś kompletnie normalnego.

- Ale sor Johnson mnie udupi jak nie pójdę - próbowałam jakoś się wybronić, ewidentnie nie będąc przekonaną co do pomysłu chłopaka.

- Wyluzuj El, jedna opuszczona godzina to nie koniec świata - mruknął, rzucił peta na chodnik i poszedł do samochodu. - No chodź! - dodał widząc, że w dalszym ciągu się waham. Westchnęłam ciężko,  ale postanowiłam mu ulec. Przecież nic się nie stanie jak raz nie pójdę, prawda? Wsiadłam do auta, a już po chwili przemierzaliśmy Miami w drodze do Starbucksa. Na miejscu panował przyjemny chłód, co aż zachęcało do spędzenia w kawiarni dłuższej chwili. Niestety sam lokal był dość mocno przepełniony i znalezienie wolnego stolika praktycznie graniczyło z cudem. Na szczęście jakaś para tuż przed nami zaczęła zbierać się do wyjścia, więc szybko zajęłam miejsce i poczekałam na bruneta, który w tym czasie poszedł po nasze zamówienia. Po chwili podszedł do stolika, niosąc moją mrożoną herbatę i swoje karmelowe frappuccino, które wyglądało naprawdę przepysznie.

- Mam dla ciebie niespodziankę - powiedział w końcu i upił spory łyk kawy. Posłałam mu jedynie pytające spojrzenie, nie do końca wiedząc o co może chodzić. Uśmiechnął się i sięgnął do portfela, z którego wydobył jakieś dwie karteczki. Położył je na blacie i podsunął palcem bliżej mnie. Zerknęłam na nie z zaciekawieniem i doznałam niemałego szoku. To nie były jakieś tam karteczki , tylko bilety na koncert, na którym oprócz kilku mniej znanych artystów miał grać również Calvin Harris.

- Skąd je masz? - zapytałam głupio, w dalszym ciągu nie mogąc wyjść ze zdziwienia.

- Kupiłem po okazji. Tony i Jess też mieli iść, ale nie wiem czy teraz to wypali - odparł. To w sumie tłumaczyło fakt, czemu brunetka tak źle zareagowała na ten nieszczęsny gips.

- Yay! Nie mogę się doczekać - zaczęłam szczerzyć się jak głupia, co nie umknęło uwadze kilku innych klientów.

- Twój uśmiech był zdecydowanie tego warty - zaśmiał się, zgarniając i chowając bilety z powrotem do portfela. - To jednak nie wszystko - rzucił tajemniczo, spoglądając na mnie z charakterystycznym błyskiem w oku.

- Przygotowałeś coś jeszcze? - zapytałam, nie mogąc pozbyć się z twarzy uśmiechu.

- Dowiesz się w swoim czasie - puścił mi oczko i ponownie pociągnął słomką nieco napoju.

Hello, PrincessWhere stories live. Discover now