ROZDZIAŁ5

17.5K 840 827
                                    


Rozdział 5 - Hierarchia

Nim Harry się zorientował, minął miesiąc. Nic się nie zmieniło, lekcje wciąż były dla niego tak łatwe, że niemalże nudne i nadal nie zadawał się z innymi uczniami. Nie żeby oni tego chcieli. Wciąż wierzyli, że zostanie kolejnym Czarnym Panem, więc w większości go unikali. Za wyjątkiem Theo, oczywiście. Theo stał się niemal jego cieniem, rzadko można było teraz zobaczyć Harry'ego samego.

Początkowo Harry nie bardzo wiedział, co z drugim chłopcem zrobić. Nigdy wcześniej nie miał przyjaciela, ani nawet kogoś, z kim mógłby porozmawiać, nie wiedział więc, której maski powinien używać przy chłopcu. Nie chciał zachowywać się jak niewinne dziecko przez cały czas spędzony z Theo, ale nie uważał, że słuszne byłoby ukazanie mu swojego prawdziwego oblicza. Więc kilka pierwszych dni głównie milczał i pozwalał Theo mówić. Nie żeby chłopiec był specjalnie gadatliwy, ale mówił dość, by Harry mógł dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

Większość czasu spędzali w bibliotece, Theo ucząc się z ich szkolnych podręczników, a Harry szukając informacji o rzeczach, które go zaciekawiły. Po kilku dniach Harry odkrył, że lubił towarzystwo Theo. Chłopiec cichy, dojrzalszy niż większość dzieci w ich wieku i Harry mógł z nim przeprowadzić inteligentną rozmowę. Może i nie czuł się gotowy, aby pokazać chłopcu swoją prawdziwą twarz, ale przynajmniej mógł zachowywać się przy nim swobodniej.

Dzisiaj był jeden z tych rzadkich dni, kiedy Theo nie był z Harrym. Zapomniał o zadaniu domowym, które mieli przygotować na jutro i postanowił zrobić je w swoim pokoju, tłumacząc, że za każdym razem gdy byli razem w bibliotece, nie mógł się skupić, bo rzeczy, o których uczył się Harry, okazywały się być bardziej interesujące.

Harry nie miał nic przeciwko. Może i przyzwyczaił się do obecności Theo, ale wciąż był bardzo niezależną osobą i samotnikiem. Lubił spędzać czas sam ze sobą. Na ogół nie przepadał za ludźmi, a więc fakt, że spędzał tyle czasu z Theo, zakrawał jego zdaniem na cud. Nie mieściło mu się w głowie, że cieszyło go towarzystwo chłopca.

Widząc, że zbliża się godzina policyjna, Harry spakował swoje rzeczy i opuścił bibliotekę. Przebył drogę do pokoju wspólnego, powiedział hasło i wszedł do środka.

Natychmiast wiedział, że coś było inaczej niż zwykle. Poczuł, jak po plecach przebiegł mu dreszcz i dyskretnie rozejrzał się po pokoju. Od razu rzuciło mu się w oczy, że w pokoju wspólnym nie było nikogo z jego klasy. Potem dostrzegł, że obecni uczniowie zdawali się być podzieleni na dwa obozy. Nie był to wyraźny podział, ale zauważalny, jeśli ktoś wiedział czego szukać. Pomiędzy obiema grupami stało pięciu starszych chłopców, którzy uśmiechali się nieprzyjemnie, spoglądając na niego z wyrazem niechęci i nienawiści na twarzach.

Harry od razu domyślił się, co miało się wydarzyć. Najwyraźniej kilku Ślizgonów nie zamierzało dłużej pozwalać mu bezczynnie obserwować. Zirytowało go to. Miał teraz tylko kilka sekund, aby zdecydować, jak powinien zareagować, aby dobrze wykorzystać zaistniałą sytuację. Musiał szybko podjąć decyzję, czy chciał, aby postrzegali go jako uroczego i niewinnego chłopca, czy aby uznali go za mrocznego i niebezpiecznego. Czy może lepiej byłoby wybrać coś pośrodku? Każdy sposób miał swoje plusy, który jednak byłby najbardziej dla niego korzystny?

Zanim jednak mógł się nad tym lepiej zastanowić, pięciu uczniów stanęło tuż przed nim, a jeden z nich pchnął go na ścianę z wystarczającą siłą, aby jego głowa uderzyła o kamień, sprawiając, że przed oczami zawirowały mu czarne plamy. Dwoje złapało go za ramiona, podczas gdy pozostałych trzech stanęło przed nim, odgradzając go od reszty pokoju.

Harry rozpoznał stojącego pośrodku chłopca. Nazywał się Jugson, był w szóstej klasie i wyglądało na to, że był liderem tego małego gangu.

Narodziny Czarnego PanaWhere stories live. Discover now